piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 14

Przecież wszystko szło dobrze, a przede wszystkim dogadywaliśmy się. Nie wiem co się takiego stało, że Louis musiał nagle wyjść i mnie zostawić samą pośrodku wielkiego korytarza na uczelni.
Powiedział, że to było coś ważnego, ale tak ważnego żeby nie mógł mi nic wyjaśnić?
Tak ważnego, że musiał mnie zostawić aby to załatwić?
Tak ważnego, że nawet nie usłyszałam słowa przepraszam? I co ja mam teraz o tym wszystkim myśleć? Co mam z nim zrobić? Co z naszym dzisiejszym spotkaniem? Co z naszą randką, bo chyba mogę to tak nazwać, prawda?
- Maggie to tutaj. - Chloe sprowadziła mnie do rzeczywistości ciągnąc mnie za rękę w stronę sali Kate.
Wcześniej zadzwoniłam do taty z prośbą i pytaniem czy mógłby mnie odebrać spod szpitala. Zdenerwował się, nie wiedząc co mi się stało i dlaczego jestem w szpitalu, ale na spokojnie i pośpiesznie mu wszystko wyjaśniłam. Uspokoił się na tyle, aby zgodzić się i przyjechać po mnie później. Nie pytał dlaczego Louis nie może tego zrobić, nie był też zły za to że pozwoliłam sobie pójść do szpitala. Wiedział jak bardzo Kate jest dla mnie ważna, więc zrozumiał to.
- Kate. - zajęczała Chloe i puściła się biegiem w jej stronę. Brunetka leżała na środku dużego szpitalnego łóżka, przykryta białą pościelą. Na prawym policzku miała dużego, fioletowego siniaka, a lewe oko nieco podbite. Dłonie całe czerwone od zadrapań, a prawą nogę w gipsie. Biedna Kate! Chyba spała, dopóki donośny dźwięk głosu Chloe jej nie obudził.
- Dziewczyny. - wychrypiała ledwie słyszalnym głosem odwracając głowę w naszą stronę. Zrobiło mi się smutno, widząc ją w takim stanie, ale wiedziałam że nic nie mogę na to poradzić. A jedyne co mi pozostało w takiej sytuacji, to ją pocieszyć i zapewnić że może na nas liczyć.
- Katie. - zajęczałam tuląc jej chudą dłoń do mojego policzka. - Co się stało? - zapytałam siadając na brzegu jej szpitalnego łóżka.
- Złamała nogę, nie widzisz? - oczywiście Chloe musiała wtrącić swoje pięć groszy.
- Jezu widzę przecież, miałam na myśli jak to się stało. - zwróciłam się do Chloe takim samym tonem jak ona do mnie.
- Przechodziłam przez przejście dla pieszych i jakiś samochód we mnie wjechał. - wyjaśniła nam słabym głosem Kate.
- Na przejściu dla pieszych? - Chloe nie mogła w to uwierzyć. - Co za idiota. - prawie, że krzyknęła wyrzucając dłonie w górę.
- A pamiętasz jaka marka, albo kolor tego samochodu? - zapytałam poważnie.
- Czarny, ale ja się nie znam na samochodach Mag. - odpowiedziała nerwowo.
- Dobrze nic nie szkodzi, jakoś damy radę go znaleźć. - odpowiedziałam klepiąc ją po dłoni i uśmiechając się do niej lekko.
- Ciekawe jak? - Chloe zabrzmiała jakby mnie oskarżała o całe to zajście.
- Jezusie mój, co ci się dziś dzieje Chloe? Jesteś jakaś nerwowa. - zwróciłam jej uwagę, bo irytowało mnie już to jak się odnosi w stosunku do mnie. Była taka wredna i chamska, jakbym to ja była sprawcą wypadku Kate.
- Ja nerwowa? Ja? - zapytała wskazując na siebie.
- Tak, ty. - odpowiedziałam.
- Dziewczyny nie kłóćcie się już, błagam. - poprosiła nas Kate patrząc na nas słabym wzrokiem.
- Chyba już pójdziemy Kate, musisz odpocząć, a my ci to tylko utrudniamy. - powiedziałam patrząc wrogo na Chloe.
- Nie przeszkadzacie mi, ja tylko... ja tylko... czuję.. - nie dokończyła, bo usnęła. Widocznie musiała dostać mocne leki przeciwbólowe, które spowodowały u niej senność.
Wyszłysmy z sali na paluszkach, nie chciałyśmy jej obudzić, bo zdawałyśmy sobie sprawę że z chorobą nie ma żartów, a Kate naprawdę wyglądała na zmęczoną.
- Co ty odpieprzasz? - zapytałam, gdy zamknęłam drzwi od sali przyjaciółki.
- Zachowujesz się jakby coś ci w tyłek wleciało i w dodatku wyżywasz się na mnie. Normalna jesteś?
- Zdenerwowałam się po prostu tym wypadkiem. I nie nie chodzi tutaj tylko o ciebie, jak to zazwyczaj jest. - odgryzła mi się. Okej, czyli tak ze sobą pogrywamy?
- Co ja ci zrobiłam? Dlaczego nie możemy normalnie pogadać jak normalni ludzie ? - zapytałam z wyrzutem, gdy kierowałyśmy się w stronę schodów.
- Nie wiem, po prostu…
- Dziewczyny! - męski głos dobiegający z dołu doleciał do naszych uszu, a my jak na zawołanie popatrzyłyśmy w tamtą stronę. Sebastian biegł po schodach w górę pokonując po dwa stopnie naraz.
- Gdzie ona jest? - dopytywał zdyszany.
- Sala numer osiemnaście. - odpowiedziałam smutnym tonem, a ten chyba to wyczuł bo przytulił mnie do siebie.
- Nic jej nie będzie, Kate to twarda sztuka. Da rade. - zapewnił, a ja tylko kiwając głową dałam mu znak, że ja to wiem. Otarłam łzy z policzków i wskazałam chłopakowi salę, w której aktualnie przebywała Kate, po czym zeszłam pośpiesznie w dół.
Ciepłe powietrze otuliło moją twarz, gdy wyszłam przed wielki budynek szpitala. Miałam dość dzisiejszego dnia.
Po pierwsze odtrącenie Louisa, po drugie wyżywająca się na mnie Chloe. Nie mam pojęcia co się jej dziś stało i dlaczego jest taka dla mnie wredna. Nie mam pojęcia z czym to ma związek, ale wiem że ja tak łatwo nie odpuszczę i dopóki mnie nie przeprosi i nie wyjaśni dlaczego tak się zachowuje, to nie będę się do niej odzywać. Plan niby dobry, ale trudny do zrealizowania.
Gdy tylko dostrzegłam samochód taty na parkingu, nie wiele myśląc ruszyłam w jego stronę, gdy nagle poczułam na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Chloe.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - zapytałam obojętnym tonem zakładając dłonie na piersiach.
Blondynka popatrzyła na mnie jak na jakąś idiotkę i kręcąc głową odeszła. Fuknęłam pod nosem i tupiąc ze złości jedną nogą ruszyłam do mojego taty.
- Cześć skarbie, wszystko w porządku z Kate? - zapytał, gdy zapinałam pasy.
- Jest troche poobijana, ale wyjdzie z tego. Gorzej jest z Chloe. - odpowiedziałam patrząc na jego zatroskaną twarz.
- Dlaczego? - dopytywał z coraz większym zaciekawieniem włączając się do popołudniowego ruchu.
- Odbija jej, chyba potrzebny jej jakiś lekarz, najlepiej psychiatra. - odpowiedziałam zła na nią, że tak się zachowała. Nie wiem co jej strzeliło do głowy.
- A właśnie Maggie, umówiłem cię do psychologa na jutro. - powiedział tata, czym dobił mnie jeszcze bardziej dzisiejszego dnia. Miałam nadzieję, że zapomni o tym, ale on jednak dobrze to sobie wszystko zaplanował. Jęknęłam tylko i opierając głowę o zimną szybę, dotarło do mnie jakie mam niesamowite szczęście.


***

Wieczorem, gdy rodzice, ja i Zayn siedzieliśmy przy stole jedząc kolację mój telefon zaczął głośno dzwonić w holu, gdzie wisiała moja kurtka. Mama popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem mówiącym, że nawet mam o tym nie myśleć. Domyślałam się kto to może dzwonić, ale jednak nie chciałam aby było to prawdą. Dzwonienie ustało, widocznie poczta głosowa się włączyła, a mama odetchnęła z ulgą. Ale nie trwało to długo, ponieważ ponowny dźwięk rozbrzmiał w całym domu.
- Idź i wyłącz ten telefon. - nakazała mama nawet nie patrząc mi w oczy.
Kiwnęłam tylko głową i ruszyłam do holu po irytująco dzwoniące urządzenie. Nie myliłam się myśląc, że to on dzwoni. Ale nieodebrałam odrzuciłam tylko połączenie i wyłączyłam dźwięki w telefonie. Nie chciałam jeszcze bardziej denerwować mamy, bo i tak miała dużo na głowie w ostatnim czasie.
Wróciłam więc do jadalni i usiadłam na swoim poprzednim miejscu obok Zayna. Telefon spoczywał na moich kolanach i co chwila na ekranie pojawiało się imię Louisa. Zayn szturchnął mnie w ramie, a ja automatycznie popatrzyłam na siedzących naprzeciw nas rodziców. Rozmawiali ze sobą, nie patrząc na nas.
- Dlaczego on ciągle dzwoni? - dopytywał brat. Wzruszyłam tylko ramionami. Skąd niby miałam wiedzieć czego ode mnie chciał? Zostawił mnie samą kilka godzin wcześniej, jakby to było dla niego coś normalnego. Gdyby nie to, zapewne już dawno tuliłabym się do jego boku w milutkim mieście Mitcham niedaleko Londynu, a tak to muszę teraz użerać się z ciekawskim bratem i wkurzoną na mnie mamą.
- Dlaczego nie odbierzesz? - zapytał ponownie, gdy sprzątaliśmy ze stołu. Rodzice poszli do gabinetu trochę popracować, a my z bratem zaproponowaliśmy, że posprzątamy po posiłku.
- Bo nie mam ochoty z nim rozmawiać. - oznajmiłam pakując brudne naczynia do zmywarki.
- A mogę wiedzieć dlaczego? - zapytał Zayn podając mi plik talerzy. Westchnęłam tylko głośno.
- A potrzebne ci to do czegoś? - odgryzłam mu się.
- Aby ci pomóc. - odpowiedział bez żadnego zająknięcia. Popatrzyłam na niego zdziwiona i lekko rozbawiona całą tą sytuacją.
- Pomóc? Ty chcesz mi pomóc? - dopytywałam nie wierząc w to co właśnie brat mi zaproponował.
- Ty pomogłaś mnie, to teraz ja pragnę tobie się odwdzięczyć. - wyjaśnił wzruszając ramionami. Zatrzasnęłam drzwiczki zmywarki i ustawiłam odpowiedni program do mycia. Popatrzyłam na brata niepewnie, ale ostatecznie kiwnęłam głową i wskazałam głową na schody.
Gdy znaleźliśmy się w moim pokoju zapaliłam lampkę stojącą przy łóżku. Ciepły odcień brązu rozjaśnił mały pokój, a ja od razu poczułam się lepiej. Usiadłam na łóżku, Zayn zajął miejsce przy biurku na fotelu.
- Więc co się dzieje? - zaczął jak zawodowy lekarz.
Nabrałam dużo powietrza w płuca zastanawiając się jak mam powiedzieć mu o tym wszystkim co jest między mną, a Louisem.
- Wiem, że to nie wygląda dobrze w twoich oczach. No wiesz, moje spotykanie się z Louisem, ale jednak musisz zrozumieć że ja naprawdę starałam się trzymać od niego z daleka. Wiem jaki jest, wiem czym się zajmuje z resztą sam o tym wiesz.
- Konkrety Maggie. - popędzał mnie Zayn.
- Wszystko było dobrze, pojechaliśmy razem na uczelnię, spędziliśmy zajęcia razem, aż nagle on dostał jakąś ważną wiadomość i zostawił mnie na środku korytarza mówiąc, że ma coś ważnego do zrobienia, a na końcu dodał że to coś jest ważniejsze ode mnie. - mówiąc to przypomniałam sobie wszystko to jak się czułam, gdy to słyszałam.
- I nie powiedział ci co to było? - zapytał Zayn.
- Nie. - pokręciłam głową. Popatrzyłam na brata jak myślał.
- Ty coś wiesz Zayn - zauważyłam. - Proszę cię, powiedz mi. - poprosiłam go, ale nagle mój telefon zaczął wibrować w mojej dłoni. Podskoczyłam przestraszona.
- To on.
- Odbierz. - nakazał wskazując na urządzenie.
Westchnęłam tylko i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha, a tam jakiś głośny jazgot doleciał do moich uszu.
- Louis? Co się tam dzieje? Gdzie ty jesteś? - dopytywałam, ale zamiast jakiejś odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech chłopaka.
- Louis! - krzyknęłam do telefonu, ale nie odezwał się. Wciąż się śmiał, a jego śmiech mnie paraliżował.
- Zayn, ja nie wiem co się z nim dzieje. - powiedziałam do brata wskazując na telefon.
- Daj na głośnomówiący. - poprosił wstając z krzesła i siadając ob mnie na skraju łóżka. Wcisnęłam odpowiedni klawisz i głośna muzyka rozbrzmiała w moim pokoju. Gdzie on był? Na imprezie?
- Co to może być? - zapytałam Zayna, ale ten był za bardzo skupiony na wsłuchiwaniu się w dźwięki dochodzące z telefonu.
- Boże, a jeśli jemu coś się stało? Nie przeż…
- Maggie. - w końcu usłyszałam głos Louisa.
- Boże Louis, gdzie ty jesteś. - zapytałam przysuwając usta do głośnika telefonu.
- Musiałem załatwić bardzo ważne sprawy. - odpowiedział niewyraźnie. Czy on był pijany?
Popatrzyliśmy z Zaynem na siebie dokładnie w tym samym momencie. Kiwnął tylko ze smutkiem głową, jakby siedział w moim umyśle i wiedział o czym dokładnie myślałam.
- Jesteś pijany? - zapytałam oskarżycielskim tonem.
- Pijany? Czy ty się w ogóle słyszysz dziewczynko? - zaśmiał się na moje pytanie.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? Dlaczego jestem pijany? Cóż po tym, jak nie udało mi się nic załatwić to stwierdziłem że muszę się opić, aby zapomnieć. Ale gdy wyjmowałem portfel z kieszeni telefon spadł mi na blat i to był znak. Znak bym do ciebie zadzwonił. - powiedział. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć z takiego obrotu spraw, a może zacząć się śmiać. Wiedziałam jedno - on jest naprawdę pijany.
- Jak trafisz do domu? - zapytałam zdenerowawanym głosem.
- A co cię to obchodzi? - wysyczał przez zaciśnięte, jak się domyślam, zęby.
- Obchodzi mnie, bo zależy mi na tobie. - odpowiedziałam, a moje policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora przypominając sobie, że przecież Zayn siedzi obok.
- Och zależy ci na mnie - zaśmiał się szyderczo. - Cóż to dobrze, bo mi na tobie w ogóle. - dodał, po czym się rozłączył.
Moje serce pękło w tamtym momencie na milion kawałków. Chłopak, który był dla mnie ważny od tej chwili stał się potworem bez serca.


***


Jak to jest, że gdy życie nam się układa, nagle dzieje się coś takiego że niszczy to wszystko, a po nas nie zostaje nic? Jak to jest możliwe, że człowiek na którym nam naprawdę zależało i był jakąś, nawet malutką częścią naszego życia, nagle staje się kimś obcym. Kimś kto ma cię gdzieś i nic dla niego już nie znaczysz? Może nie powinnam, aż tak bardzo tego przeżywać, ale nie potrafię. Jestem kłębkiem nerwów od wczorajszego wieczoru i nawet nie wiem na czym stoję, ani nawet kim dla mnie jest Louis, a przede wszystkim nie wiem kim ja dla niego jestem. To naprawdę przerażające, że jednego dnia jesteś szczęśliwa, a drugiego wyglądasz jakby przejechał cię pociąg, który w rzeczywistości jest/był twoim chłopakiem.
Boję się wstać z łóżka, boję się wyjść z domu, bo nie wiem co mnie spotka na zewnątrz. Nie spałam całą noc, nie mogłam. Co chwila w mojej głowie słyszałam głos Louisa mówiący mi, że nie jestem dla niego ważna i mu na mnie wcale nie zależy.
Ciekawa jestem czy tak było od pocatku. Tylko nie rozumieo, dlaczego on w ogóle się ze mną wiązał. Mówił mi, że podobam mu się, że jestem kimś więcej niż tylko koleżanką ze studiów.
Zeszłam na dół do kuchni. Moja mama przygotowywała śniadanie i robiła kawę. Usiadłam na jednym ze stołków barowych w kuchni i położyłam głowę na zimnym blacie.
- Maggie co się dzieje? - zapytała mama zaniepokojonym głosem.
- Nic. - wychrypiałam.
- Jak to nic? Przecież widzę, że coś ci jest. Mów mi zaraz o co chodzi. - zażądała siadając obok mnie i unosząc moją głowę w górę. Syknęła widząc moją opuchniętą od płaczu twarz i wielkie sińce pod oczami. Próbowałam je jakoś zamaskować makijażem, ale widząc reakcję mamy nic to nie dało.
- Znów się uczyłaś całą noc? - zapytała kręcąc głową, a ja odsunęłam się od niej słysząc to głupie pytanie.
- Nie. - odpowiedziałam wstając i idąc w stronę drzwi wyjściowych.
- Maggie, zaczekaj. A śniadanie? - mam krzyczała za mną, ale ja nie reagowałam. Chciałam po prostu stamtąd wyjść. Miałam wszystko i wszystkich gdzieś, po prostu czułam że popadam w niemały dołek, który ma na imię: moje życie jest do dupy.
W niecałe trzydzieści minut dotarłam na uczelnię. Wcześniej wstąpiłam jeszcze do sklep po czekoladę. Zjadłam trzy czwarte tabliczki w drodze na uczelnię. Byłam zła na siebie, za to że jak coś mnie trapi, jak jestem zła, gdy coś mi nie idzie zapycham się czekoladą.
Mogłam zostać dzisiaj w domu, przynajmniej nie musiałabym się użalać aż tak bardzo nad sobą i swoim losem.
- Maggie! - jakiś bardzo dobrze znajomy głos za mną krzyknął moje imię.
Jęknęłam tylko odwracając się za siebie. Nie to nie dzieje się naprawdę, pomyślałam. powiedziałam sobie w myślach widząc biegnącego w moją stronę Louisa. Szybko odwróciłam się za siebie i ruszyłam schodami na drugie piętro.
- Zaczekaj! - krzyczał za mną, ale ja miałam go gdzieś. Najważniejsze dla mnie było teraz uciec przed nim najdalej, gdzie się tylko da. Skręciłam w prawo i biegiem dotarłam do damskiej toalety. Ale dla Louisa nie było to żadnym problemem, bo wszedł tam za mną. Zamknęłam się w jednej z kabin i usiadłam na zamkniętej toalecie. Schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam cicho.
- Dlaczego przede mną uciekasz? - zapytał otwierając drzwi. Dlaczego ja ich nie zamknęłam? Głupia idiotka ze mnie.
Uklęknął przede mną na jedno kolano, chwycił moją dłoń w swoją, ale wyrwałam mu ją.
- Coś się stało? - dopytywał, gdy ja nie odpowiedziałam. Popatrzyłam na niego tylko jak na jakiegoś idiotę i zaśmiałam się głośno.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał, ale za chwile zmarszczył brwi widząc spływające po moich policzkach łzy. Szybkim ruchem ręki je otarłam. Dlaczego ja muszę być taka słaba i zawsze to pokazywać, zwłaszcza wtedy gdy tego nie chcę?
- Maggie moja kochana powiedz mi co się dzieje. - poprosił, a ja pokręciłam tylko głową i nabierając więcej powietrza w płuca wychrypiałam.
- Zostaw mnie.
- Nie zostawię cię, nie mam w ogóle takiego zamiaru. Coś zrobiłem źle? - zapytał przysuwając się bliżej mnie. Już chciałam mu trzasnąć w twarz z otwartej dłoni, ale grupka dziewczyn wchodząca aktualnie do łazienki mi w tym przeszkodziła. Na całe szczęście dla Louisa, pomyślałam.
Zjechały mnie tylko z góry do dołu, a gdy zobaczyły klęczącego przede mną Louis pomyślały sobie zapewne że robiliśmy coś nieprzyzwoitego w tej łazience.
Dopiero po chwili jedna z nich zapytała.
- Hej, wszystko w porządku? - patrzyła na mnie przez ten cały czas. Pewnie wyglądałam okropnie.
Kiwnęłam tylko głową na znak, że wszystko gra i wstałam z toalety. Zakręciło mi się w głowie, ale duża dłoń Louis pomogła mi ustać w miejscu. To pewnie przez brak snu i zero śniadania, pomyślałam.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytała ta sama dziewczyna.
- Nie. - odpowiedziałam i spróbowałam znów wstać, na szczęście nie było mi już tak słabo jak jeszcze kilka sekund wcześniej.
- Możemy ci jakoś pomóc? - zapytała inna z grupki patrząc raz na mnie, raz na Louisa.
- Dam sobie radę, ale dziękuję. - odpowiedziałam posyłając jej uśmiech, a ta tylko kiwnęła głową rozumiejąc.
Wyszłam z łazienki i udałam się pod salę. Oczywiście mój prześladowca szedł za mną.
- Maggie powiesz mi w końcu co się dzieje? Wyglądasz jak trup, do tego przed chwilą prawie, że zemdlałaś. - poprosił, a ja gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz? - zapytałam go. Otworzył tylko szeroko oczy ze zdziwienia moim nagłym wybuchem.
- Wczoraj zostawiłeś mnie mówiąc, że masz jakieś ważne sprawy do załatwienia. Przypominam, że ważniejsze ode mnie. A wieczorem zadzwoniłeś nawalony w trzy dupy i powiedziałeś, że ci na mnie nie zależy. Więc masz już odpowiedź. A teraz przepraszam, ale spóźnię się na zajęcia. - wyjaśniłam mu całą tą chorą sytuacje ledwo powstrzymując się od płaczu. Odwróciłam się za siebie i ruszyłam pod sale, ale nie było to możliwe, ponieważ dłoń Louisa złapała mnie za ramię przyciągając do siebie, także wpadłam w jego ramiona. Jego zapach objął w posiadanie całe moje ciało, także nie mogłam poruszyć się na milimetr. Byłam za słaba, aby go od siebie odepchnąć, nie byłam na tyle odważna aby uderzyć go w twarz, nie mogłam zrobić mu krzywdy. Ale gdy przypomniałam sobie,to co przez niego przeszłam i jak aktualnie się czułam, jakaś nieznajoma we mnie siła spowodowała że kopnęłam go w łydkę. Chłopak zawył z bólu, a ja spokojnie mogłam się wyrwać z jego objęć. Dwóch kolesi siedzących na krzesłach pod ścianą, niedaleko nas zaklaskało w dłonie i wiwatując mi kłaniali się przede mną, gdy ich mijałam. Posłałam im tylko lekki uśmiech i wślizgnęłam się szybko do sali. Zajęłam miejsce w najbardziej oddalonym miejscu, tak aby Louis mnie nie zauważył i usiadłam na krześle.
Sala zaczęła się zapełniać roześmianymi studentami, także miejsca obok mnie zostały pozajmowane. Jedno tylko krzesło było wolne, dla Chloe. Miałam nadzieję, że jednak przyjaciółka usiądzie obok mnie. I nie myliłam się za bardzo, ponieważ kilka minut później, posadziła swój tyłek obok. Już chciałam do niej zagadać i powiedzieć jak się cieszę, ale ona uprzedziła mnie wymawiając słowo, którego najmniej się dziś z jej ust spodziewałam.
- Przepraszam. - popatrzyła na mnie dużymi od wstrzymywanych łez oczami. Przytuliłam ją do siebie, a ona objęła mnie w pasie tuląc się jeszcze mocniej.
- Ja też przepraszam Chloe.
- Ale to ja bardziej, nie wiem co we mnie wstąpiło. - wyjaśniła, odsuwając się ode mnie. - Po prostu chwila słabości i akurat wyżyłam się na tobie. Wybaczysz mi? - zapytała ocierając chusteczką mokre od łez policzki.
- Oczywiście. - zapewniłam ją przytulając się do niej. Cieszyłam się, że ona była przy mnie. Mimo tego, że czasem bywało między nami nie za dobrze to i tak potrafiłyśmy się dogadać i pogodzić.
- A gdzie masz Louisa? - zapytała wyjmując z torebki notes i długopis.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. - odpowiedziałam patrząc tępo na ścianę.
- Co? Jak to? Dlaczego? - była zaskoczona moją odpowiedzią, dlatego opowiedziałam jej o całym wczorajszym i dzisiejszym zajściu. Nie mogła w to uwierzyć.
- Co za palant jeden. - skomentowała na końcu. Wzruszyłam tylko ramionami i kiwnęłam głową wiedząc co ma na myśli.
- Myślisz że przeprosi? - zapytała po chwili.
- Wątpię, nawet na to nie liczę. - odpowiedziała, cicho, gdy profesor wszedł do sali i zaczął się nudny i godzinny wykład.
- Szkoda, bo pasowaliście do siebie.

__________________________________________
Przepraszam Was za ten beznadziejny rozdział, ale nie mogę się ostatnio zmotywować i wziąć za pisanie. Prawdopodobnie brak weny mnie dopadł :( Mam nadzieję, że za niedługo to minie.
Dostałam nominowana do Liebster Blog Award, tutaj link: <klik>
Dziękuje za wszystko.
Buziak!

4 komentarze:

  1. Już od dłuższego czasu Lou mnie tutaj drażnił a w końcu jest, dowód że jest dla niej nie odpowiedni !
    Czekam na więcej Liama ! :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny :)
    Mam nadzieję że pojawi się niedługo Liam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie, mam nadzieje że to koniec Louisa. Chce tu więcej Liama :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ! kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń