Reszta
tygodnia ciągnęła się w nieskończoność. W czwartek miałam dwa
testy, na które przygotowywałam się z Liamem. Opowiedziałam mu o
tym co zaszło między mną, a Louisem. Nie powiem, ale nie był
zadowolony. Troszczył się o mnie, ale jednak zakazywanie mi się
spotykać z chłopakiem, było lekkim przegięciem z jego strony.
Wyjaśniłam mu, że nie powinien był się tak zachowywać,
przeprosił mnie za to i obiecał że od tej pory będzie po mojej
strony. Ale zaznaczył, że jak coś nie będzie mu się podobało
powie mi o tym, choć wie że ja i tak zrobię to co będę uważała
za słuszne i właściwe dla mnie.
W
piątek po zajęciach poszłam z dziewczynami do biblioteki, ponieważ
we trójkę miałyśmy zrobić projekt na zajęcia u pani Tullisy. Cóż
wiedziałyśmy, że cały piątek będziemy nad tym ślęczeć.
Przynajmniej bibliotekę mieli dobrze zaopatrzoną, więc
wiedziałyśmy że bardzo szybko nam z tym pójdzie. Czekałam na
weekend z utęsknieniem, ponieważ rodzice obiecali mi ze spędzą go
razem ze mną i Zaynem w domu. Bardzo rzadko się to zdarzało, więc
byłam podekscytowana tą wizją. Już obmyślałam plan na
najbliższe dwa dni.
Gdy
wróciłam do domu, byłam tak cholernie głodna że gdy tylko
przekroczyłam próg od razu wpadłam do kuchni. Oczywiście nikogo
tam nie było, w sumie się nie zdziwiłam. Bardzo rzadko zdarzało
się spotkać kogoś z domowników w domu. Zazwyczaj rodzice
siedzieli sprawy w pracy, a Zayn się gdzieś szwendał.
Otworzyłam
więc lodówkę chcąc znaleźć w niej coś pożywnego do zjedzenia.
Miałam ochotę na coś ostrego, ale w lodówce nic nie było.
Dlatego zabierając torebkę wyszłam z domu. Krążyłam po okolicy
szukając jakiejś knajpki, w której będę mogła spokojnie usiąść
i się posilić. Nagle, gdy skręciłam w prawo, gdzie był nowo
otwarty lokal, dostrzegłam samochód mojego brata. Zdziwiłam się
co on o tej porze może tutaj robić, zwłaszcza w piątek.
Zatrzymałam się i obserwowałam go z ukrycia. Ubrany był cały na
czarno, opierał się o maskę swojego samochodu rozglądając się
nerwowo dookoła. Nagle coś przykuło jego uwagę, ponieważ przed
starym budynkiem i obok niego zaparkował srebrny mercedes o dziwnej
zagranicznej rejestracji. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi
i próbowałam jakoś poskładać to wszystko w jedną całość.
Wtedy, gdy drzwi samochodu otworzyły się, a z jego wnętrza wysiadł
Louis z dwoma postawnymi mężczyznami, już wiedziałam co ich
sprowadza akurat w to opuszczone miejsce i dlaczego oboje się
spotkali. Niestety stałam za daleko, aby dosłyszeć ich rozmowę,
ale z każdą mijającą sekundą moje serce biło jak oszalałe, a
dostęp do płuc coś blokowało. Oddychałam płytko, musiałam
kucnąć aby się nie przewrócić. Wiedziałam, że prędzej czy
później Zayn spotka się z Louisem. A ja zaufałam Louisowi, bo
miałam nadzieję że jednak chłopak da spokój mojemu bratu, ale
jakże się myliłam. Jaka ja głupia byłam myśląc, że diler
narkotyków tak łatwo odpuści. Mogłam się domyślać, że coś
jest na rzeczy i dlaczego Louis chciał się ze mną umówić. I
wtedy to do mnie dotarło - brunet chciał spotykać się ze mną,
aby być bliżej Zayna i móc mieć na niego oko, gdy ten będzie
dokonywał transakcji. Jaka ja byłam głupia, myśląc że Louis coś
do mnie czuje.
Tutaj
cały czas chodziło o ciebie Maggie. Podobasz mi się cholernie i
chciałbym się z tobą umówić. Twój brat nie ma tutaj nic do
rzeczy, po prostu.
Okłamał
mnie, mówił mi takie rzeczy patrząc przy tym prosto w oczy. Nie
mogłam uwierzyć jaka ja byłam głupia wierząc mu.
Chciałbym,
abyś poznała mnie z innej strony, nie jako studenta, czy jak to o
mnie sądzisz handlarza narkotyków, którym rzecz jasna nie jestem.
Po prostu chciałbym abyś ujrzała we mnie zwykłego chłopaka który
ma bzika na twoim punkcie.
Głupia
idiotka ze mnie, gdy uwierzyłam mu na słowo. Chciałam z nim
spróbować, chciałam dać mu jedną szansę, a może coś by z tego
wyszło, a Louis byłby tym jednym jedynym o którym zawsze marzyłam.
Niestety, teraz wiem że nasz ,,związek” by nie wypalił. Nie
byłoby takiej opcji, bo różnimy się od siebie. A tak bardzo
chciałam z nim spróbować i móc w końcu powiedzieć: jestem
szczęśliwa. Niestety życie zaskakuje mnie coraz bardziej, a ja
niestety nie mam na to wpływu.
***
Wieczorem
siedziałam w swoim pokoju i przeglądałam stare zdjęcia z
poprzednich trzech lat. Zmieniłam się. Na każdym zdjęciu
wyglądałam blado, miałam zaczerwienione i nieobecne oczy. Nie
mogłam uwierzyć, że ja tak wyglądałam jeszcze kilka lat
wcześniej. Na praktycznie każdym zdjęciu był Adam, mój były
chłopak. Uśmiechał się do aparatu, jego oczy były zaczerwienione
od alkoholu i używek. Zauważyłam podobieństwo między nami.
Wyglądaliśmy identycznie, jakby ktoś wstawił między nami lustro.
Po jednej stronie byłam ja – wykończona i nie podobna wcale do
siebie, a z drugiej stał on.
Chciałabym
cofnąć czas i nie sięgnąć po narkotyki, ale wiem że tego już
nie zmienię.
Staram
się nie myśleć o przeszłości i o moich głupich błędach, które
popełniałam. Staram się myśleć teraz o przyszłości i tym co
mam teraz. Najważniejsze są dla mnie studia, rodzice, moi
przyjaciele. Nie liczy się Louis i jego chore pomysły, ani to czy
chce ze mną być czy też nie. Liczę się ja, moje zdanie, moje
życie. Chciałabym, żeby życie było prostsze. Żeby można było
mówić: tak, tak, nie nie. A nie kombinować co tutaj zrobić, co
powiedzieć, jak się zachować w danej sytuacji. Chciałabym żeby
moje życie uczuciowe było proste. Takie jak życie Chloe. Ona ma
Matta, z którym spotyka się sześć miesięcy i z którym wcześniej
się przyjaźniła. Ich życie nie jest skomplikowane, Chloe nie ma
strasznej przeszłości, która dręczy ją każdego dnia. Matt jest
idealny. Takich chłopaków to trudno znaleźć, a tej wariatce udało
się takiego upolować. Może powinnam poradzić się przyjaciółki
co powinnam zrobić. Ale wiąże się to z moją straszną
przeszłością, a której przyjaciółka nie ma pojęcia. A ja nie
czuję się na tyle silna, aby jej o niej opowiedzieć, a także
przeżywać tego na nowo. Przynajmniej nie teraz.
Zrezygnowałam
z miłego wieczoru z rodzicami, wolałam zamknąć się w pokoju pod
pretekstem zadania, które mam zrobić. A tak naprawdę to
wspominałam przeszłość. Wiem, że nie było to dla mnie dobre ani
trochę, ale cóż mogłam na to poradzić? Wzięło mnie na
wspomnienia, a że one wcale nie były miłe to cóż, to właśnie
cała ja. Skomplikowana, szalona, a zarazem zamknięta w sobie.
Nagle
usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zatrzasnęłam szybko klapę
laptopa i rzuciłam się na łóżko z książką w ręce, którą
rzekomo czytałam i która była mi potrzebna na studia.
-
Proszę. - krzyknęłam nieco za głośno w stronę drzwi. Głowa
Zayna po chwili wyłoniła się zza nich, a ja jęknęłam cicho
widząc mojego brata wchodzącego do mojego pokoju. Był on ostatnią
osobą z którą miałam ochotę dziś porozmawiać.
-
Stało się coś? - zapytałam udając, że czytam. Kątem oka
zauważyłam jak brunet zamknął za sobą drzwi i stał obok nich z
rękami wciśniętymi głęboko z kieszenie spodni.
-
Chodzi o pewną sprawę. - powiedział patrząc na mnie niepewnie.
Zamknęłam książkę
z głośnym trzaskiem, tak aby pokazać że jestem na niego zła.
Patrzyłam na niego beznamiętnym wzrokiem czekając,
aż rozwinie swoją myśl. Zayn w końcu usiadł na krześle stojącym
przy biurku i odwrócił się do mnie przodem. Patrzyliśmy sobie
prosto w oczy, zauważyłam w nich zmartwienie, a to u niego nie
zawsze się zdarzało.
-
O co chodzi? - zapytałam, gdy nic nie odpowiedział.
-
O Louisa. Mag posłuchaj mnie - Zayn nachylił się w moją stronę i
kładąc łokcie na kolanach szepnął. - On jest niebezpieczny,
wolałbym abyś trzymała się od niego z daleka. - wyjaśnił
patrząc mi cały czas w oczy. Był taki przekonywający, aż trudno
było mu nie uwierzyć.
-
Co masz na myśli mówiąc, że jest niebezpieczny? - dopytałam.
-
Wiem, że spotkał się z tobą na naszym osiedlu, powiedział mi to.
Chciał się z tobą umówić pewnie. Ale to wszystko kłamstwa.
Wciskał ci kity, że mu na tobie zależy, że jesteś dla niego
ważna, że jesteś w jego typie, prawda? Ale to wszystko kłamstwa
Maggie. Znam go nie od dziś i wiem, że nie jednej dziewczynie mówił
takie rzeczy. Dlatego proszę cię bądź czujna, bo on coś
kombinuje ale jeszcze nie wiem co.
Odjęło
mi mowę. Nie spodziewałabym się, że Louis zwierzy się ze
wszystkiego mojemu bratu. Zayn ma rację, chłopak jest niebezpieczny
i zachowuje się jak ostatni kretyn.
-
Widziałam was dzisiaj. - szepnęłam spuszczając głowę w dół.
Skoro Zayn jest ze mną szczery, to ja postanowiłam być taka sama
wobec niego.
-Co?
Kiedy? - widziałam jak się wkurzył, a jego dłonie zacisnęły się
w pięści. Oczy pociemniały, a żyła na szyi podwoiła swoje
rozmiary.
-
Wróciłam
do domu i okazało się, że nie ma nic do jedzenia w lodówce.
Dlatego postanowiłam poszukać jakiejś najbliższej
knajpki niedaleko domu i wtedy na totalnym pustkowiu, wśród
starych budynków zauważyłam
najpierw
ciebie, a późnej pojawił
się Louis z dwoma kolesiami. - wyjaśniłam.
Zayn
nic nie odpowiedział,
patrzył
tylko na
mnie nieobecnym wzrokiem, a ja kontynuowałam.
-
Zdziwiłam się dlaczego stoisz tam sam, ale gdy on przyjechał
połączyłam fakty w jedno. Dlaczego z nim się spotykasz? Dlaczego
nie możesz powiedzieć, żeby się od ciebie odczepił Zayn? To nie
jest trudne, ale...
-
Maggie ty nic nie rozumiesz. Nie mogę ot tak zerwać z nim kontaktu,
to co nas łączy jest... - złapał się za włosy ciągnąc je.
-
Nie mogę tego zrobić nie teraz.
-
Dlaczego nie teraz Zayn, co cię z nim łączy?- chciałam złapać
go za rękę, ale nie pozwolił mi na to. Wstał tylko z krzesła i
zaczął chodzić po pokoju nerwowym krokiem.
-
Nie mogę ci tego teraz powiedzieć, ale ostrzegam cię. Nie pakuj
się w znajomość z nim, to straszny człowiek. - powiedział, po
czym wyszedł z pokoju. Chciałam zadać mu tyle pytań, ale nie
zdążyłam. Za to w głowie już układałam sobie plan jak
dowiedzieć się tego co mój brat przede mną aktualnie ukrywał.
Już zacierałam ręce w geście zwycięstwa wiedząc, że i tym
razem wygram tą bitwę, albo z nim albo bez niego.
***
Sobotę
i niedzielę spędziłam z Liamem. Nie mówiłam
mu nic o moim iście
szatańskim planie
dotyczącym Louisa. Nie chciałam go tym jeszcze wkurzać, bo
wiedziałam że zakaże mi to
robić. A ja chciałam coś
zrobić,
coś po czym Louis
odczepiłby się od mojej rodziny raz na zawsze.
W
poniedziałek rano, gdy myłam zęby w łazience usłyszałam głośne
krzyki dochodzące z dołu. Zdziwiłam się kto może się aż tak
bardzo wydzierać, ale gdy tylko stanęłam na górze schodów i do
moich uszu doleciała wiązanka przekleństw z ust mojego taty
wiedziałam że kłóci się z Zaynem. Mój tata bardzo rzadko
podnosił głos i przeklinał. Zazwyczaj działo się tak wtedy, gdy
jakaś drużyna piłkarska której mój tata kibicował, przegrywała,
albo gdy ktoś go mocno zirytował. I tak właśnie było dzisiaj.
Kłócił się z Zaynem. Nie wiedziałam tylko o co, bo trudno było
mi poskładać kawałki ich rozmowy w całość. Ale czy ja chciałam
o tym wiedzieć? Nie. Nie obchodził mnie konflikt między nimi, ale
też nie chciałam o tym wiedzieć. Miałam dość własnych
problemów, aby jeszcze dobierać sobie do głowy ich. Przewróciłam
tylko oczami i nucąc sobie jakąś melodię pod nosem wróciłam do
łazienki. Spędziłam w niej naprawdę dużo czasu, wyszłam dopiero
wtedy gdy krzyki na dole ucichły, a tata i Zayn wyszli z domu.
Biorąc głęboki oddech wróciłam do swojego pokoju i zabierając
torbę zeszłam na dół. Akurat, gdy schodziłam po schodach Liam
wchodził do domu ze zdziwioną miną.
-
Cześć, dlaczego Zayn wypadł z domu taki wkurzony? A jak się z nim
przywitałem pokazał mi środkowy palec i powiedział spierdalaj? -
Liam był wyraźnie zaskoczony takim zachowaniem mojego brata wobec
jego osoby. Zayn może i nie zawsze był miły, ale kulturą nie
grzeszył.
-
Cześć Liam, fajnie cię widzieć. Napijesz się kawy? - zapytałam
przechodząc do kuchni. Temat mojego brata nie był na liście zadań
na dzisiejszy dzień.
-
Maggie, o co chodzi? Co się z nim dzieje? - dopytywał siadając na
stołku barowym i patrząc na mnie uważnie.
-
Nie mam ochoty o tym rozmawiać Li. - powiedziałam
dobitnie błagalnym głosem.
-
Dlaczego? To ma związek z tobą? - dopytywał, nie dawał za
wygraną, a ja nie mogłam dać się mu podjeść.
-
Nie. I skończ ten temat. - poprosiłam stawiając przed nim kubek z
parującym napojem.
-
Dlacze...
-
Dzień dobry dzieciaki. - do kuchni wszedł mój tata. Widziałam
jaki był zmęczony
kłótnią z Zaynem, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Byłam
zła na brata za to, że tak traktował
rodziców.
To, że ojciec
się o niego martwił, to
chyba była normalna reakcja
kochającego rodzica
prawda? Nie wiem o co im poszło i naprawdę nie chcę wiedzieć, bo
mnie to nie obchodzi. Ale jednak szkoda mi było taty, bo widziałam
jak się martwił o tego idiotę niestety zwanym moim starszym
bratem.
-
Dzień dobry panie Malik. - Liam od razu odzyskał ten swój uśmiech,
zarezerwowany tylko na jakieś nagłe przypadki takie jak na przykład
ten.
-
Proszę. - wręczyłam tatowi kubek termiczny z gorącą kawą w
środku. Myślę, że przyda mu się ogromna dawka kofeiny
dzisiejszego dnia, choć można śmiało stwierdzić że już Zayn
pomógł mu się pobudzić dzisiejszego ranka.
-
Dziękuje ci Maggie. Dobrze jest mieć cię w domu, to naprawdę
szczęście. - tata posłał mi uśmiech i całując w czoło ulotnił
się z kuchni.
Popatrzyłam
na Liama, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-
No co? - zapytałam upijając łyk kawy ze swojego kubka.
-
Nic – pokręcił głową - Lepiej się już zbierajmy, bo się
spóźnimy. - oznajmił wkładając brudny kubek do zlewu i idąc w
stronę salonu.
-
I nie myśl, że tak łatwo ci odpuściłem temat który poruszyliśmy
jeszcze przed chwilą. - dodał po czym zniknął z mojego pola
widzenia. Ja mogłam tylko wypuścić długo wstrzymywane powietrze i
uspokoić się choć na chwilę przed nieuniknioną rozmową z
Liamem...
***
Gdy
tylko przekroczyłam próg budynku uczelni czułam jak coś w moim
brzuchu się zaciska, dłonie się pocą i robi się ciemno przed
oczami. Bałam się spotkania z Louisem, bałam się go zobaczyć, bo
wiedziałam że albo uderzę go w twarz, albo rzucę się mu w
ramiona. Choć szczerze wolałabym drugą opcję.
Biorąc
głęboki oddech, weszłam do sali pełnej studentów. Jak co dzień
nikt nie zwracał na mnie uwagi, jedynie wstrząsnął mną widok
Louisa siedzącego obok Chloe. Zazwyczaj chłopak, ze swoją grupką
znajomych, siedzieli w innej części sali, ale akurat dziś musieli
wybrać miejsce blisko nas. Już miałam usiąść gdzieś indziej,
gdy Chloe zaczęła wymachiwać energicznie rękoma. Ze sztucznym
uśmiechem ruszyłam na samą górę. Powiew świeżego powietrza zza
okna owiał moją twarz, gdy zbliżałam się do nich. Serce biło mi
jak szalone w piersi, a dłonie były całe mokre. Przełknęłam
nerwowo ślinę i stanęłam obok ławki. Harry razem z Niallem,
którzy siedzieli przy samym przejściu, wstali i ustąpili mi
miejsca. Louis, którzy siedział obok Chloe patrzył na mnie
uważnie, obserwował każdy mój ruch. Czułam się trochę osaczona
przez niego, ale cóż miałam zrobić? Chciałam przecisnąć się
dalej, tak aby usiąść między Chloe, a Kate, ale mocny uścisk
dłoni Louisa na moim nadgarstku mi to uniemożliwił. Spojrzałam na
niego, a potem na jego dłoń. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc
dlaczego to zrobił, dopiero gdy powiedział wyjaśnił mi o co
chodziło.
-
Usiądź tutaj. - wskazał na swoje miejsce, a następnie przesunął
się o jedno krzesło w bok, także teraz siedziałam między nim, a
Chloe. Świetnie, pomyślałam sobie. Nie dość że jestem
zdenerwowana to jeszcze będę musiała obok niego siedzieć.
Popatrzyłam
na moje przyjaciółki, obie energicznie kiwały głowami ciesząc
się i szczerząc do mnie jak głupki. Pokręciłam tylko głową i
zamykając na moment oczy odetchnęłam głęboko.
Usiadłam
posłusznie na wcześniej wskazanym przez Louisa miejscu. Chłopak
nie krył zadowolenia, że może siedzieć obok mnie, natomiast ja
czułam się nieswojo.
Chloe
szturchnęła mnie w ramię i posłała oczko, Kate tak samo jak
blondynka była bardzo podekscytowana i cieszyła się z takiego
obrotu sprawy. No tak, przecież one nie wiedziały o mojej burzliwej
przeszłości, ani o tym kim jest Louis dla mojego brata.
Wyjęłam
z torby zeszyt i długopis i patrzyłam ciągle przed siebie czekając
na profesora. Nie odzywałam się ani do dziewczyn, ani do Louisa.
Nie miałam na to ochoty, ani nie miałam jakich tematów poruszyć,
a nawet nie chciało mi się gadać. Z nikim.
-
To kiedy idziemy na jakiś obiad? - zapytał Louis przerywając mój
wewnętrzny monolog z samą sobą na temat tego co będę dziś robić
po zajęciach. Odwróciłam głowę w jego stronę i przypatrywałam
się mu uważnie. Nie mogłam uwierzyć że o to zapytał, już
myślałam że zapomniał o tym, ale jednak nie.
-
Znajdziesz na to czas? - zapytałam beznamiętnie, przejeżdżając
wzrokiem po całym jego ciele. Zauważyłam,że miał na sobie białą
koszulkę, a na to zarzuconą dżinsową koszulę, czarne spodnie i
trampki.
-
Oczywiście. To co dzisiaj? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco.
-
Dziś nie dam rady, muszę pomóc mamie w domowych obowiązkach. -
odpowiedziałam, a Chloe siedząca obok mnie kopnęła mnie w nogę.
Już miałam na nią krzyknąć, gdy przypomniałam sobie że
przecież ona nie wie obok kogo ja teraz siedzę.
-
Naprawdę? A twoja mama nie da sobie rady sama? - dopytywał.
Widziałam, że obiad ze mną był dla niego bardzo ważny, ciekawa
byłam tylko dlaczego i jaki miał w tym cel.
-
Najwidoczniej nie. - i tym razem dostałam z łokcia w bok. Zaraz cię
zabiję Chloe, pomyślałam posyłając przyjaciółce wściekłe
spojrzenie.
-
A nie może to zaczekać do jutra? Bardzo mi zależy, abyśmy się
dziś spotkali. - powiedział smutnym głosem i z oczami zbitego
pieska, a moje serce zatrzepotało na ten widok. Nie mogłam dać mu
się tak od razu omamić, nie mogłam pokazać że zrobię wszystko
gdy on tylko powie co mam zrobić. Nie, tak nie mogło być. Ale...
-
No dobra. - zgodziłam się przewracając oczami. Chloe, aż
zajęczała ze szczęścia, a ja powtórnie przewróciłam oczami.
-
Świetnie, będę czekał na ciebie przed uczelnią po skończonych
zajęciach. - oznajmił i do końca zajęć żadne z nas się do
siebie już nie odezwało. Byłam zła na siebie, że mu uległam,
byłam zła na niego że miał taki wpływ na mnie. Nie byłam wtedy
sobą i działałam wbrew sobie i swoim regułom oraz zasadom.
Gdy
moje ostatnie zajęcia tego dnia dobiegły końca, czułam się tak
samo, gdy tylko weszłam tego na uczelnię. Zdenerwowanie połączone
z podekscytowaniem były wybuchową mieszanką. Albo omdleniem, albo paplaniną której
nie powstrzymam nawet jakbym chciała.
Louis
tak jak obiecał czekał na mnie przed uczelnią. W swoich okularach
przeciwsłonecznych oparty o mur uczelni. Stanęłam na chwilę
przyglądając mu się z zaciekawieniem. Nie mogłam uwierzyć, że
ten chłopak chciał się ze mną spotkać i że ja właśnie idę z
nim gdzieś, gdzie będziemy tylko my we dwoje. Marzenia o spotykaniu
się z tym chłopakiem sam na sam w końcu się spełniły. Ale
jednak z drugiej strony w mojej głowie pojawił obraz długonogiej
blondynki siedzącej na jego kolanach. Jasne, zapewnił mnie że nic
ich nie łączy i że liczę się tylko jak, aczkolwiek mam
nieodparte wrażenie że coś się za tym kryje. Postanowiłam zacząć
się z nim spotykać, ponieważ chciałam mieć na niego oko i jego
czarne interesy. Chciałam po prostu bronić własnego brata,
chciałam zapewnić mu bezpieczeństwo, jako jednej z najbliższych
mi osób.
Nagle Louis odwrócił głowę w moją stronę. Na jego pięknie
wykrojonych ustach pojawił się uśmiech, który zapierał mi dech w
piersiach. Nie mogłam uwierzyć, że umówiłam się z takim
facetem. Chłopak odepchnął się od ściany i pewnym krokiem
podszedł do mnie.
-
To co idziemy? - zapytał z jeszcze większym uśmiechem na ustach.
Kiwnęłam tylko głową na potwierdzenie, po czym ruszyliśmy przed
siebie. Louis powiedział, że niedaleko stąd znajduje się przemiła
knajpka o nazwie ,,Zaczarowany kącik”, w której można zjeść
wszystko na co ma się ochotę, a dodatkowo studenci dostają
dziesięcioprocentową zniżkę. Nawet nie wiedziałam, że jest
takie miejsce. Nigdy nie przepadałam za takimi miejscówkami i nigdy
nawet nie lubiłam jeść w takich knajpach. Zawsze z Liamem
twierdziliśmy, że lepiej odżywiać się zdrowo, a nie jeść fast
foody a później mieć problem ze zdrowiem.
Po
niecałych dziesięciu minutach marszu doszliśmy na miejsce. Louis
otworzył przede mną drzwi, a ja cicho mu podziękowałam.
Usiedliśmy w najbardziej oddalonym kącie w pomieszczeniu. Louis
poszedł coś dla nas zamówić, co miało być dla mnie
niespodzianką. Już miałam mu powiedzieć, że sama potrafię coś
dla siebie wybrać, ale nie zdążyłam bo zniknął mi z oczu.
Wzruszyłam tylko ramionami nie mając na to wpływu. Ściągnęłam
sweter i przewiesiłam go na oparciu krzesła. Zanim Louis wrócił
do stolika mogłam się rozejrzeć po wnętrzu przytulnej knajpki.
Czułam się jakbym była na jakiejś łodzi. Ściany miały kolor
beżu, a na ścianach zawieszone były obrazy przedstawiające
morze, a także dodatki takie jak kotwice czy sznury. Podobało mi
się tutaj i nie dziwię się teraz Louisowi dlaczego lubił tutaj
przychodzić. Obrusy na stolikach miały kolor ciemnego morza, a
dodatki były kremowe. Obserwowałam Louisa stojącego przy kasie.
Właśnie wyjmował z tylnej kieszeni spodni czarny portfel i
zapłacił za nasz posiłek, cokolwiek to było. Po chwili lawirował
pomiędzy stolikami i usiadł naprzeciwko mnie przy okrągłym
stoliku. Uśmiechnął się do mnie, po czym schował portfel do
kieszeni. Obserwowałam uważnie każdy jego ruch, aż w końcu
spojrzał na mnie.
-
Wiesz, że istnieje coś takiego jak równouprawnienie wśród
obydwóch płci? - zapytałam kładąc łokcie na stole i opierając
na splecionych dłoniach brodę.
-
Chodzi ci o rachunek?
Kiwnęłam
głową.
-
To drobiazg, naprawdę zapłaciłem grosze. Kelnerka to moja znajoma
– wskazał na dziewczynę stojąca za ladą. - Dostałem
jeszcze zniżkę. - uśmiechnął się do mnie ukazując całe swoje
śnieżnobiałe uzębienie.
Nie
mogłam uwierzyć, że on właśnie to robi. Zapłacił za nasz obiad,
zaprosił mnie tutaj pod pretekstem spotkania się ze mną, tylko ja
sama nie wiedziałam w jakim celu.
-
Co zamówiłeś? - zapytałam zmęczonym głosem opierając się o
oparcie krzesła.
-
Spaghetti z klopsikami. - odpowiedział patrząc mi cały czas w
oczy. Czułam się z tym niekomfortowo, ale w myślach powtarzałam
sobie cały czas że robię to dla swojego brata.
-
A co jeśli nie jadam mięsa? - zapytałam z poważną miną, pod
którą krył się uśmiech. Genialnie było oglądać zakłopotanego
Louisa, chyba nie spodziewał się takiego pytania. Przełknął
tylko ślinę, po czym odpowiedział.
-
Nie pomyślałem o tym.
-
Ale i tak masz szczęście, uwielbiam mięso. - wzruszyłam tylko
ramionami śmiejąc się z jego reakcji, a on posłał mi najbardziej
wredne spojrzenie na jakie było go stać. A ja widząc go takiego
wybuchnęłam głośnym śmiechem. Na szczęście było głośno,
więc nie wzbudziłam u innych gości jakiejś reakcji.
-
Nie wyglądasz mi na wegetariankę. - powiedział po chwili, gdy się
uspokoiłam. Kelnerka przyniosła nam po szklance wody i mrugając do
mnie odeszła od stolika.
-
Dlaczego? - dopytywałam chcąc dowiedzieć się czemu akurat tak
sądzi.
-
Większość ludzi, którzy nie jedzą mięsa zachowują się dość
dziwnie. Natomiast ty jesteś inna, całkowicie inna co mi się
bardzo podoba.
Zamurowało
mnie słysząc takie słowa. Nie spodziewałabym się, że chłopak ten
chłopak powie mi coś takiego. Przełknęłam ślinę i krzyżując
dłonie na piersiach patrzyłam na niego beznamiętnym wzrokiem.
-
Ty też jesteś inny. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że jesteś normalnym chłopakiem, studentem który od czasu do czasu imprezuje.
Ale tak naprawdę jesteś straszną osobą, która robi czarne
interesy z innymi czarnymi charakterami. - powiedziałam patrząc na
niego poważnym wzorkiem. Louis tylko wybuchnął śmiechem i kręcąc
głową wydał z siebie dziwny jęk.
-
Znowu wracamy do punktu wyjścia. Już ci mówiłem, że nie jestem
nikim takim za kogo mnie uważasz. Jestem normalnym człowiekiem, jak ty
czy ktoś inny.
-
Ja nie jestem normalna. - wtrąciłam mu się w zdanie. Gdyby on
tylko wiedział co było ze mną kilka lat wcześniej to by zmienił
całkowicie o mnie zdanie.
-
Jesteś i to mi się w tobie najbardziej podoba. - powiedział
szczerze patrząc na mnie wielkimi, niebieskimi jak ocean oczami.
Przełknęłam nerwowo ślinę, on naprawdę nic o mnie nie wiedział.
Nie miał pojęcia, że mam spieprzoną psychikę przez takich ludzi
jak on, nie wiedział że potrafiłam robić złe rzeczy w
przeszłości, nie wiedział że byłam o krok od odejścia z tego
świata. On nic o mnie nie wiedział. Nic.
-
Przestań tak mówić, bo sobie stąd pójdę. - podniosło mi się
ciśnienie na wspomnienie mojej przeszłości i tego jak Louis
intensywnie na mnie patrzył. Miałam dość, miałam ochotę wstać i
stamtąd wyjść, ale wtedy zobaczyłam kelnerkę idącą do naszego
stolika. Niosła w dłoniach dwa talerze, znad których unosiła się
para.
-
Spaghetti dla państwa. - zakomunikowała stawiając przed nami
talerze z jedzeniem. Mój brzuch wydał z siebie jęk zadowolenia. Nie wiedziałam, że jestem taka głodna, dopóki
zapach spaghetti nie doleciał do moich nozdrzy.
-
Dziękujemy – podziękował jej Louis, a ta jakby od niechcenia
odeszła od naszego stolika. Odwracała się jeszcze co chwila
patrząc na Louisa, a ja sobie pomyślałam że to ja jestem tą
szczęściarą która siedzi z nim przy jednym stoliku i z którą
teraz najchętniej chce rozmawiać. Tak! W wyobraźni, aż
podskoczyłam z radości ciesząc się jak dziecko z tego co aktualnie
się działo.
-
Zauważyłem, że na uczelni jesteś bardziej rozmowna niż teraz. -
zauważył popijając wodę.
Wzruszyłam
tylko ramionami nic nie odpowiadając.
-
Dlaczego tak jest? Nie chcesz ze mną rozmawiać? - zapytał, a ja
popatrzyłam na niego. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w moje z
taką intensywnością, że myślałam iż zaraz zemdleję. Malutki
uśmieszek błąkał się na jego ustach, a kciukiem masował dolną
wargę. Poczułam jak coś zaciska mi się w brzuchu na ten widok.
Odwróciłam więc głowę w drugą stronę.
-
Nie wiem o czym mam z tobą rozmawiać. Ja cię nawet nie znam. -
wyjaśniłam dłubiąc widelcem w resztkach swojego jedzenia. Chciałabym
go bardo poznać, ale bałam się. Bałam się tego, że znów zaangażuje się w znajomość z jakimś chłopakiem, a on później mnie
porzuci, bo jak stwierdzi - znudzę się mu.
-
Milcząca dziś jesteś. - Louis oparł się na oparciu krzesła i
dalej mi się przypatrywał. Popatrzyłam na niego niepewnie i gdy
zobaczyłam jak się do mnie uśmiecha zrobiłam to samo. Sama nie
wiedziałam co się ze mną działo i dlaczego tak się zachowywałam.
Po prostu nie poznawałam samej siebie.
-
Nie powiem, ale ty też. - zauważyłam wskazując na niego.
-
To może opowiesz mi coś o sobie? - poprosił opierając łokcie na
stole, a brodę na złożonych dłoniach.
-
Ja? - zdziwiłam się – nie ma o czym opowiadać. - dodałam
kręcąc głową. Jak mogłam mu powiedzieć, że przez ostatnie trzy
lata moje życie było piekłem? Pomyślałby sobie, że jestem jakaś
dziwna i przyciągam do siebie jakieś złe moce.
-
No dawaj, nie czaj się. - zachęcał mnie.
-
To może ja zadam tobie jedno pytanie, a ty mi jedno i tak na
przemian co? - zaproponowałam modląc się w duchu, żeby się
zgodził.
-
Zgoda.
Zaczęliśmy
się wymieniać pytaniami dotyczącymi naszego życia. Dowiedziałam
się, że Louis ma cztery młodsze siostry, a jego mama jest w ciąży
z następną dwójką. Nie ma dobrego kontaktu z rodziną, nie widział ich od ponad roku. Wyprowadził się z domu jak miał osiemnaście
lat. Czasami tylko na początku wpadał do nich na niedzielny obiad i
święta, a później kontakt im się całkiem popsuł i już nie
czuje się za dobrze w domu. Dowiedziałam się też, że chłopak mieszka
niedaleko uczelni, ma dobrze płatną pracę w firmie swojego wujka
który jest informatykiem. Pomaga mu w naprawianiu sprzętu i nie
tylko, robi też jakieś mniejsze zlecenia z których ma niezły
dochód. Chciałby w przyszłości wyprowadzić się na wieś, aby
wieść tam spokojne życie z żoną i dwójką dzieci.
Pomyślałam sobie wtedy, że Louis nie jest taki zły i naprawdę nie
wygląda mi na dilera narkotyków, aczkolwiek jestem zaskoczona że
aż tak bardzo się przede mną otworzył. Cieszyłam się, że w
końcu mogłam dowiedzieć się o nim czegoś.
- Przepraszam
na momencik. - Louis wyjął z kieszeni spodni swój dzwoniący
telefon i odszedł od stolika. Obserwowałam jak wychodzi na
zewnątrz. Stał przed restauracją i żywo z kimś rozmawiał. Miałam idealny widok na niego przez duże okno. Nagle zauważyłam jak z
tylnej kieszeni swoich obcisłych spodni wyciąga paczkę papierosów i
wkłada do ust jednego, po czym podpala go zapalniczką. Wzruszyłam
tylko ramionami i opierając się o oparcie wygodnego krzesła
wyciągnęłam swój telefon z torebki.
Pięć nieodebranych połączeń,
trzy smsy. To wszystko od Liama. On nigdy nie dzwoni do mnie tyle
razy, no chyba że dzieje się coś naprawdę poważnego. Szybko
oddzwoniłam, ale nie odebrał. Musiałam stąd wyjść i jak
najszybciej znaleźć Liama. Zabierając torebkę i sweter wybiegłam z
restauracji. Nie zważając na to jak wyglądam zbiegłam po schodkach.
Nagle usłyszałam za sobą donośny głos.
-
Maggie!
Nie
odwróciłam się, nie mogłam. Musiałam znaleźć Liama i dowiedzieć
się czy z nim wszystko w porządku. Nie odbierał moich telefonów,
a on zawsze ma telefon przy sobie. Dzwonił do mnie więcej razy niż
normalnie, co nie napawało mnie radością.
-
Maggie zaczekaj! - wiedziałam, że Louis biegnie za mną, ale ja nie
mogłam się zatrzymać. Nie teraz gdy czułam się tak jak się
czułam, czyli okropnie.
-
Maggie – wysapał Louis chwytając moje ramię i zatrzymując mnie w
miejscu. Objął mnie w talii i przytulił mocno do siebie. Mogłam
poczuć zapach jego perfum pomieszany z zapachem jego boskiego ciała.
- Co się stało? Zrobiłem coś nie tak? - dopytywał. Pokręciłam
tylko głową odsuwając się od niego, nie mogłam logicznie myśleć
będąc w jego ramionach. To by się dobrze nie skończyło.
-
Nie, po prostu ja muszę już iść. - wyjaśniłam spoglądając w
jego smutne oczy. Widziałam, że zadręczał się tym, domyślałam
się że pomyślał sobie iż to przez niego zwiałam z restauracji.
-
Dlaczego?
-
Louis to nie twoja wina, po prostu coś się dzieje z moim
przyjacielem i martwię się o niego. Muszę jak najszybciej znaleźć
się w domu. - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Widziałam jak
przetrawia te informacje i w końcu przemówił.
-
Podwiozę cię.
Od razu się zgodziłam. Wiem
że jakbym pojechał autobusem to w domu byłabym dopiero za godzinę, a
tak mogę spokojnie skorzystać z pomocy Louisa.
***
Chłopak
pędził ulicami Londynu, ale na szczęście dotarliśmy pod mój dom
pół godziny później. Cieszyłam się, że przeżyłam tą szaloną
jazdę ale też że mogłam poznać Louisa z całkiem innej strony.
-
Dziękuję za podwiezienie. - powiedziałam naciskając klamkę w
drzwiach. Już miałam wysiąść, gdy ręka Louis złapała mnie za
ramię przytrzymując w miejscu. Odwróciłam głowę w jego stronę i
popatrzyłam najpierw na jego dłoń, a potem na jego oczy.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc co się dzieje, dopóki jego
ciepłe wargi nie dotknęły mojego policzka. Wciągnęłam głośno
powietrze czując to czułe muśnięcie na swojej skórze, po czym
odsunęłam się od niego.
-
Dziękuje ci za mile spędzony czas. - powiedział odsuwając się
ode mnie i posyłając mi znaczące spojrzenie.
Kiwnęłam
tylko głową w jego stronę i wysiadłam z samochodu. Gdy tylko
postawiłam stopy na chodniku i zatrzasnęłam za sobą drzwi po
drugiej stronie ulicy zauważyłam kipiącego ze złości Liama.
______________________________________________________
Jak ja uwielbiam kończyć rozdziały w takich momentach! :)
Wracam do Was z nowym rozdziałem i pragnę przeprosić za moją długą nieobecność tutaj, ale naprawdę miałam dużo testów w tym tygodniu i nie miałam czasu kiedy dokończyć tego rozdziału. Na szczęście w przyszłym tygodniu nie mam już takiego szaleństwa i mogę w pełni oddać się pisaniu.
Następny spróbuję wstawić na początku przyszłego tygodnia, może poniedziałek może wtorek.
Przypominam, że jeśli macie jakieś pytania do mnie, czy to dotyczące bloga, czy też mnie, to zapraszam na aska KLIK bądź twittera KLIK
Chętnie odpowiem na każde pytanie :)
Przypominam, że jeśli macie jakieś pytania do mnie, czy to dotyczące bloga, czy też mnie, to zapraszam na aska KLIK bądź twittera KLIK
Chętnie odpowiem na każde pytanie :)
Miłego i mam nadzieję, że słonecznego weekendu Wam życzę :)
Buziaki!
Narazie spokojnie :)
OdpowiedzUsuńJestem zła na Mag ze tak łatwo mu sie daje ! :/
Bardzo mi sie podoba :3 /Ada
OdpowiedzUsuńSuper :) :)
OdpowiedzUsuń