Przecież
wszystko szło dobrze, a przede wszystkim dogadywaliśmy się. Nie
wiem co się takiego stało, że Louis musiał nagle wyjść i mnie
zostawić samą pośrodku wielkiego korytarza na uczelni.
Powiedział,
że to było coś ważnego, ale tak ważnego żeby nie mógł mi nic
wyjaśnić?
Tak ważnego, że musiał mnie zostawić aby to załatwić?
Tak ważnego, że nawet nie usłyszałam słowa przepraszam? I
co ja mam teraz o tym wszystkim myśleć? Co mam z nim zrobić? Co z
naszym dzisiejszym spotkaniem? Co z naszą randką, bo chyba mogę to tak nazwać, prawda?
-
Maggie to tutaj. - Chloe sprowadziła mnie do rzeczywistości ciągnąc
mnie za rękę w stronę sali Kate.
Wcześniej zadzwoniłam do taty z
prośbą i pytaniem czy mógłby mnie odebrać spod szpitala.
Zdenerwował się, nie wiedząc co mi się stało i dlaczego jestem w
szpitalu, ale na spokojnie i pośpiesznie mu wszystko wyjaśniłam. Uspokoił się na tyle, aby zgodzić się i przyjechać po mnie później.
Nie pytał dlaczego Louis nie może tego zrobić, nie był też zły
za to że pozwoliłam sobie pójść do szpitala. Wiedział jak bardzo
Kate jest dla mnie ważna, więc zrozumiał to.
-
Kate. - zajęczała Chloe i puściła się biegiem w jej stronę. Brunetka leżała na środku dużego szpitalnego łóżka, przykryta
białą pościelą. Na prawym policzku
miała dużego, fioletowego siniaka, a lewe oko nieco podbite. Dłonie
całe czerwone od zadrapań, a prawą nogę w gipsie. Biedna Kate!
Chyba spała, dopóki donośny dźwięk głosu Chloe jej nie obudził.
-
Dziewczyny. - wychrypiała ledwie słyszalnym głosem odwracając
głowę w naszą stronę. Zrobiło mi się smutno, widząc ją w takim
stanie, ale wiedziałam że nic nie mogę na to poradzić. A jedyne co
mi pozostało w takiej sytuacji, to ją pocieszyć i zapewnić że może
na nas liczyć.
-
Katie. - zajęczałam tuląc jej chudą dłoń do mojego policzka. - Co
się stało? - zapytałam siadając na brzegu jej szpitalnego łóżka.
-
Złamała nogę, nie widzisz? - oczywiście Chloe musiała
wtrącić swoje pięć groszy.
-
Jezu widzę przecież, miałam na myśli jak to się stało. -
zwróciłam się do Chloe takim samym tonem jak ona do mnie.
-
Przechodziłam przez przejście dla pieszych i jakiś samochód we
mnie wjechał. - wyjaśniła nam słabym głosem Kate.
-
Na przejściu dla pieszych? - Chloe nie mogła w to uwierzyć. - Co
za idiota. - prawie, że krzyknęła wyrzucając dłonie w górę.
-
A pamiętasz jaka marka, albo kolor tego samochodu? - zapytałam
poważnie.
-
Czarny, ale ja się nie znam na samochodach Mag. - odpowiedziała
nerwowo.
-
Dobrze nic nie szkodzi, jakoś damy radę go znaleźć. -
odpowiedziałam klepiąc ją po dłoni i uśmiechając się do niej
lekko.
-
Ciekawe jak? - Chloe zabrzmiała jakby mnie oskarżała o całe to
zajście.
-
Jezusie mój, co ci się dziś dzieje Chloe? Jesteś jakaś nerwowa.
- zwróciłam jej uwagę, bo irytowało mnie już to jak się odnosi w
stosunku do mnie. Była taka wredna i chamska, jakbym to ja była
sprawcą wypadku Kate.
-
Ja nerwowa? Ja? - zapytała wskazując na siebie.
-
Tak, ty. - odpowiedziałam.
-
Dziewczyny nie kłóćcie się już, błagam. - poprosiła nas Kate
patrząc na nas słabym wzrokiem.
-
Chyba już pójdziemy Kate, musisz odpocząć, a my ci to tylko
utrudniamy. - powiedziałam patrząc wrogo na Chloe.
-
Nie przeszkadzacie mi, ja tylko... ja tylko... czuję.. - nie
dokończyła, bo usnęła. Widocznie musiała dostać mocne leki
przeciwbólowe, które spowodowały u niej senność.
Wyszłysmy
z sali na paluszkach, nie chciałyśmy jej obudzić, bo zdawałyśmy
sobie sprawę że z chorobą nie ma żartów, a Kate naprawdę
wyglądała na zmęczoną.
-
Co ty odpieprzasz? - zapytałam, gdy zamknęłam drzwi od sali
przyjaciółki.
- Zachowujesz się jakby coś ci w tyłek wleciało i w dodatku
wyżywasz się na mnie. Normalna jesteś?
-
Zdenerwowałam się po prostu tym wypadkiem. I nie nie chodzi tutaj
tylko o ciebie, jak to zazwyczaj jest. - odgryzła mi się. Okej,
czyli tak ze sobą pogrywamy?
-
Co ja ci zrobiłam? Dlaczego nie możemy normalnie pogadać jak
normalni ludzie ? - zapytałam z wyrzutem, gdy kierowałyśmy się w
stronę schodów.
- Nie wiem, po prostu…
-
Dziewczyny! - męski głos dobiegający z dołu doleciał do naszych
uszu, a my jak na zawołanie popatrzyłyśmy w tamtą stronę.
Sebastian biegł po schodach w górę pokonując po dwa stopnie naraz.
-
Gdzie ona jest? - dopytywał zdyszany.
-
Sala numer osiemnaście. - odpowiedziałam smutnym tonem, a ten chyba
to wyczuł bo przytulił mnie do siebie.
-
Nic jej nie będzie, Kate to twarda sztuka. Da rade. - zapewnił,
a ja tylko kiwając głową dałam mu znak, że ja to wiem. Otarłam
łzy z policzków i wskazałam chłopakowi salę, w której aktualnie przebywała Kate, po czym zeszłam pośpiesznie w dół.
Ciepłe
powietrze otuliło moją twarz, gdy wyszłam przed wielki budynek
szpitala. Miałam dość dzisiejszego dnia.
Po pierwsze odtrącenie
Louisa, po drugie wyżywająca się na mnie Chloe. Nie mam pojęcia
co się jej dziś stało i dlaczego jest taka dla mnie wredna. Nie
mam pojęcia z czym to ma związek, ale wiem że ja tak łatwo nie
odpuszczę i dopóki mnie nie przeprosi i nie wyjaśni dlaczego tak
się zachowuje, to nie będę się do niej odzywać. Plan niby dobry,
ale trudny do zrealizowania.
Gdy
tylko dostrzegłam samochód taty na parkingu, nie
wiele myśląc ruszyłam w jego stronę, gdy nagle poczułam na swoim
ramieniu ciepłą dłoń. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i
zobaczyłam Chloe.
-
Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - zapytałam obojętnym tonem
zakładając dłonie na piersiach.
Blondynka
popatrzyła na mnie jak na jakąś idiotkę i kręcąc głową
odeszła. Fuknęłam pod nosem i tupiąc ze złości jedną nogą
ruszyłam do mojego taty.
-
Cześć skarbie, wszystko w porządku z Kate? - zapytał, gdy zapinałam
pasy.
-
Jest troche poobijana, ale wyjdzie z tego. Gorzej jest z Chloe. -
odpowiedziałam patrząc na jego zatroskaną twarz.
-
Dlaczego? - dopytywał z coraz większym zaciekawieniem włączając
się do popołudniowego ruchu.
-
Odbija jej, chyba potrzebny jej jakiś lekarz, najlepiej psychiatra.
- odpowiedziałam zła na nią, że tak się zachowała. Nie wiem co
jej strzeliło do głowy.
-
A właśnie Maggie, umówiłem cię do psychologa na jutro. -
powiedział tata, czym dobił mnie jeszcze bardziej dzisiejszego
dnia. Miałam nadzieję, że zapomni o tym, ale on jednak dobrze to
sobie wszystko zaplanował. Jęknęłam tylko i opierając głowę o zimną szybę, dotarło do mnie jakie mam niesamowite szczęście.
***
Wieczorem,
gdy rodzice, ja i Zayn siedzieliśmy przy stole jedząc kolację mój
telefon zaczął głośno dzwonić w holu, gdzie wisiała moja
kurtka. Mama popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem mówiącym, że
nawet mam o tym nie myśleć. Domyślałam się kto to może dzwonić, ale
jednak nie chciałam aby było to prawdą. Dzwonienie ustało, widocznie poczta głosowa się
włączyła, a mama odetchnęła z ulgą. Ale nie trwało to długo,
ponieważ ponowny dźwięk rozbrzmiał w całym domu.
-
Idź i wyłącz ten telefon. - nakazała mama nawet nie patrząc mi w
oczy.
Kiwnęłam
tylko głową i ruszyłam do holu po irytująco dzwoniące urządzenie.
Nie myliłam się myśląc, że to on dzwoni. Ale nieodebrałam
odrzuciłam tylko połączenie i wyłączyłam dźwięki w telefonie.
Nie chciałam jeszcze bardziej denerwować mamy, bo i tak miała dużo
na głowie w ostatnim czasie.
Wróciłam
więc do jadalni i usiadłam na swoim poprzednim miejscu obok Zayna.
Telefon spoczywał na moich kolanach i co chwila na ekranie
pojawiało się imię Louisa. Zayn szturchnął mnie w ramie, a ja
automatycznie popatrzyłam na siedzących naprzeciw nas rodziców.
Rozmawiali ze sobą, nie patrząc na nas.
-
Dlaczego on ciągle dzwoni? - dopytywał brat. Wzruszyłam tylko
ramionami. Skąd niby miałam wiedzieć czego ode mnie chciał?
Zostawił mnie samą kilka godzin wcześniej, jakby to było dla niego
coś normalnego. Gdyby nie to, zapewne już dawno tuliłabym się do
jego boku w milutkim mieście Mitcham niedaleko Londynu, a tak to
muszę teraz użerać się z ciekawskim bratem i wkurzoną na mnie
mamą.
-
Dlaczego nie odbierzesz? - zapytał ponownie, gdy sprzątaliśmy ze
stołu. Rodzice poszli do gabinetu trochę popracować, a my z bratem
zaproponowaliśmy, że posprzątamy po posiłku.
-
Bo nie mam ochoty z nim rozmawiać. - oznajmiłam pakując brudne
naczynia do zmywarki.
-
A mogę wiedzieć dlaczego? - zapytał Zayn podając mi plik talerzy.
Westchnęłam tylko głośno.
-
A potrzebne ci to do czegoś? - odgryzłam mu się.
-
Aby ci pomóc. - odpowiedział bez żadnego zająknięcia. Popatrzyłam
na niego zdziwiona i lekko rozbawiona całą tą sytuacją.
-
Pomóc? Ty chcesz mi pomóc? - dopytywałam nie wierząc w to co
właśnie brat mi zaproponował.
-
Ty pomogłaś mnie, to teraz ja pragnę tobie się odwdzięczyć. -
wyjaśnił wzruszając ramionami. Zatrzasnęłam drzwiczki zmywarki i
ustawiłam odpowiedni program do mycia. Popatrzyłam na brata
niepewnie, ale ostatecznie kiwnęłam głową i wskazałam głową na
schody.
Gdy
znaleźliśmy się w moim pokoju zapaliłam lampkę stojącą przy
łóżku. Ciepły odcień brązu rozjaśnił mały pokój, a ja od
razu poczułam się lepiej. Usiadłam na łóżku, Zayn zajął
miejsce przy biurku na fotelu.
- Więc
co się dzieje? - zaczął jak zawodowy lekarz.
Nabrałam
dużo powietrza w płuca zastanawiając się jak mam powiedzieć mu o tym
wszystkim co jest między mną, a Louisem.
-
Wiem, że to nie wygląda dobrze w twoich oczach. No wiesz, moje spotykanie się
z Louisem, ale jednak musisz zrozumieć że ja naprawdę starałam
się trzymać od niego z daleka. Wiem jaki jest, wiem czym się
zajmuje z resztą sam o tym wiesz.
-
Konkrety Maggie. - popędzał mnie Zayn.
-
Wszystko było dobrze, pojechaliśmy razem na uczelnię, spędziliśmy
zajęcia razem, aż nagle on dostał jakąś ważną wiadomość i
zostawił mnie na środku korytarza mówiąc, że ma coś ważnego do
zrobienia, a na końcu dodał że to coś jest ważniejsze ode mnie. -
mówiąc to przypomniałam sobie wszystko to jak się czułam, gdy to
słyszałam.
-
I nie powiedział ci co to było? - zapytał Zayn.
-
Nie. - pokręciłam głową. Popatrzyłam na brata jak myślał.
-
Ty coś wiesz Zayn - zauważyłam. - Proszę cię, powiedz mi. - poprosiłam
go, ale nagle mój telefon zaczął wibrować w mojej dłoni.
Podskoczyłam przestraszona.
-
To on.
-
Odbierz. - nakazał wskazując na urządzenie.
Westchnęłam
tylko i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do
ucha, a tam jakiś głośny jazgot doleciał do moich uszu.
-
Louis? Co się tam dzieje? Gdzie ty jesteś? - dopytywałam, ale zamiast
jakiejś odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech chłopaka.
-
Louis! - krzyknęłam do telefonu, ale nie odezwał się. Wciąż się
śmiał, a jego śmiech mnie paraliżował.
-
Zayn, ja nie wiem co się z nim dzieje. - powiedziałam do brata
wskazując na telefon.
-
Daj na głośnomówiący. - poprosił wstając z krzesła i siadając
ob mnie na skraju łóżka. Wcisnęłam odpowiedni klawisz i głośna
muzyka rozbrzmiała w moim pokoju. Gdzie on był? Na imprezie?
- Co to może być? - zapytałam Zayna, ale ten był za bardzo skupiony
na wsłuchiwaniu się w dźwięki dochodzące z telefonu.
-
Boże, a jeśli jemu coś się stało? Nie przeż…
-
Maggie. - w końcu usłyszałam głos Louisa.
- Boże Louis, gdzie ty jesteś. - zapytałam przysuwając usta do
głośnika telefonu.
-
Musiałem załatwić bardzo ważne sprawy. - odpowiedział niewyraźnie.
Czy on był pijany?
Popatrzyliśmy
z Zaynem na siebie dokładnie w tym samym momencie. Kiwnął tylko ze
smutkiem głową, jakby siedział w moim umyśle i wiedział o czym
dokładnie myślałam.
-
Jesteś pijany? - zapytałam oskarżycielskim tonem.
-
Pijany? Czy ty się w ogóle słyszysz dziewczynko? - zaśmiał się
na moje pytanie.
-
Dlaczego?
-
Co dlaczego? Dlaczego jestem pijany? Cóż po
tym, jak nie udało mi się nic załatwić to stwierdziłem że muszę
się opić, aby zapomnieć. Ale gdy wyjmowałem portfel z kieszeni
telefon spadł mi na blat i to był znak. Znak bym do ciebie
zadzwonił. - powiedział. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć z takiego obrotu spraw, a może zacząć się śmiać. Wiedziałam jedno - on jest naprawdę pijany.
-
Jak trafisz do domu? - zapytałam zdenerowawanym głosem.
-
A co cię to obchodzi? - wysyczał przez zaciśnięte, jak się
domyślam, zęby.
-
Obchodzi mnie, bo zależy mi na tobie. - odpowiedziałam, a moje
policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora przypominając sobie, że przecież Zayn siedzi obok.
-
Och zależy ci na mnie - zaśmiał się szyderczo. - Cóż to
dobrze, bo mi na tobie w ogóle. - dodał, po czym się rozłączył.
Moje
serce pękło w tamtym momencie na milion kawałków. Chłopak, który
był dla mnie ważny od tej chwili stał się potworem bez serca.
***
Jak
to jest, że gdy życie nam się układa, nagle dzieje się coś
takiego że niszczy to wszystko, a po nas nie zostaje nic? Jak to
jest możliwe, że człowiek na którym nam naprawdę zależało i
był jakąś, nawet malutką częścią naszego życia, nagle staje
się kimś obcym. Kimś kto ma cię gdzieś i nic dla niego już nie
znaczysz? Może nie powinnam, aż tak bardzo tego przeżywać, ale nie
potrafię. Jestem kłębkiem nerwów od wczorajszego wieczoru i nawet
nie wiem na czym stoję, ani nawet kim dla mnie jest Louis, a przede
wszystkim nie wiem kim ja dla niego jestem. To naprawdę przerażające, że jednego dnia jesteś szczęśliwa, a drugiego wyglądasz jakby przejechał cię pociąg, który w rzeczywistości jest/był twoim
chłopakiem.
Boję
się wstać z łóżka, boję się wyjść z domu, bo nie wiem co mnie
spotka na zewnątrz. Nie spałam całą noc, nie mogłam.
Co chwila w mojej głowie słyszałam głos Louisa mówiący mi, że nie
jestem dla niego ważna i mu na mnie wcale nie zależy.
Ciekawa
jestem czy tak było od pocatku. Tylko nie rozumieo, dlaczego on w
ogóle się ze mną wiązał. Mówił mi, że podobam mu się, że
jestem kimś więcej niż tylko koleżanką ze studiów.
Zeszłam
na dół do kuchni. Moja mama przygotowywała śniadanie i robiła
kawę. Usiadłam na jednym ze stołków barowych w kuchni i położyłam
głowę na zimnym blacie.
-
Maggie co się dzieje? - zapytała mama zaniepokojonym głosem.
-
Nic. - wychrypiałam.
-
Jak to nic? Przecież widzę, że coś ci jest. Mów mi zaraz o co
chodzi. - zażądała siadając obok mnie i unosząc moją głowę w
górę. Syknęła widząc moją opuchniętą od płaczu twarz i
wielkie sińce pod oczami. Próbowałam je jakoś zamaskować
makijażem, ale widząc reakcję mamy nic to nie dało.
-
Znów się uczyłaś całą noc? - zapytała kręcąc głową, a ja
odsunęłam się od niej słysząc to głupie pytanie.
-
Nie. - odpowiedziałam wstając i idąc w stronę drzwi wyjściowych.
-
Maggie, zaczekaj. A śniadanie? - mam krzyczała za mną, ale ja nie
reagowałam. Chciałam po prostu stamtąd wyjść. Miałam wszystko i
wszystkich gdzieś, po prostu czułam że popadam w niemały dołek,
który ma na imię: moje życie jest do dupy.
W
niecałe trzydzieści minut dotarłam na uczelnię. Wcześniej wstąpiłam jeszcze do sklep po czekoladę. Zjadłam trzy czwarte tabliczki
w drodze na uczelnię. Byłam zła na siebie, za to że jak coś mnie
trapi, jak jestem zła, gdy coś mi nie idzie zapycham się czekoladą.
Mogłam
zostać dzisiaj w domu, przynajmniej nie musiałabym się użalać aż
tak bardzo nad sobą i swoim losem.
-
Maggie! - jakiś bardzo dobrze znajomy głos za mną krzyknął moje
imię.
Jęknęłam
tylko odwracając się za siebie. Nie to nie dzieje się naprawdę,
pomyślałam. powiedziałam sobie w myślach widząc biegnącego w moją stronę Louisa.
Szybko odwróciłam się za siebie i ruszyłam schodami na drugie
piętro.
-
Zaczekaj! - krzyczał za mną, ale ja miałam go gdzieś.
Najważniejsze dla mnie było teraz uciec przed nim najdalej, gdzie
się tylko da. Skręciłam w prawo i biegiem dotarłam do damskiej
toalety. Ale dla Louisa nie było to żadnym problemem, bo wszedł tam
za mną. Zamknęłam się w jednej z kabin i usiadłam na zamkniętej
toalecie. Schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam cicho.
-
Dlaczego przede mną uciekasz? - zapytał otwierając drzwi. Dlaczego
ja ich nie zamknęłam? Głupia idiotka ze mnie.
Uklęknął
przede mną na jedno kolano, chwycił moją dłoń w swoją, ale
wyrwałam mu ją.
-
Coś się stało? - dopytywał, gdy ja nie odpowiedziałam.
Popatrzyłam na niego tylko jak na jakiegoś idiotę i zaśmiałam się
głośno.
-
Z czego się tak śmiejesz? - zapytał, ale za chwile zmarszczył brwi
widząc spływające po moich policzkach łzy. Szybkim ruchem ręki je
otarłam. Dlaczego ja muszę być taka słaba i zawsze to pokazywać,
zwłaszcza wtedy gdy tego nie chcę?
-
Maggie moja kochana powiedz mi co się dzieje. - poprosił, a ja
pokręciłam tylko głową i nabierając więcej powietrza w płuca
wychrypiałam.
-
Zostaw mnie.
-
Nie zostawię cię, nie mam w ogóle takiego zamiaru. Coś zrobiłem
źle? - zapytał przysuwając się bliżej mnie. Już chciałam mu
trzasnąć w twarz z otwartej dłoni, ale grupka dziewczyn wchodząca
aktualnie do łazienki mi w tym przeszkodziła. Na całe szczęście
dla Louisa, pomyślałam.
Zjechały mnie tylko z góry do dołu, a gdy
zobaczyły klęczącego przede mną Louis pomyślały sobie zapewne
że robiliśmy coś nieprzyzwoitego w tej łazience.
Dopiero
po chwili jedna z nich zapytała.
-
Hej, wszystko w porządku? - patrzyła na mnie przez ten cały czas.
Pewnie wyglądałam okropnie.
Kiwnęłam
tylko głową na znak, że wszystko gra i wstałam z toalety. Zakręciło
mi się w głowie, ale duża dłoń Louis pomogła mi ustać w
miejscu. To pewnie przez brak snu i zero śniadania, pomyślałam.
-
Na pewno wszystko w porządku? - zapytała ta sama dziewczyna.
-
Nie. - odpowiedziałam i spróbowałam znów wstać, na szczęście
nie było mi już tak słabo jak jeszcze kilka sekund wcześniej.
-
Możemy ci jakoś pomóc? - zapytała inna z grupki patrząc raz na
mnie, raz na Louisa.
-
Dam sobie radę, ale dziękuję. - odpowiedziałam posyłając jej
uśmiech, a ta tylko kiwnęła głową rozumiejąc.
Wyszłam
z łazienki i udałam się pod salę. Oczywiście mój prześladowca
szedł za mną.
-
Maggie powiesz mi w końcu co się dzieje? Wyglądasz jak trup, do
tego przed chwilą prawie, że zemdlałaś. - poprosił, a ja
gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
-
Ty naprawdę nic nie rozumiesz? - zapytałam go. Otworzył tylko
szeroko oczy ze zdziwienia moim nagłym wybuchem.
-
Wczoraj zostawiłeś mnie mówiąc, że masz jakieś ważne sprawy do
załatwienia. Przypominam, że ważniejsze ode mnie. A wieczorem
zadzwoniłeś nawalony w trzy dupy i powiedziałeś, że ci na mnie
nie zależy. Więc masz już odpowiedź. A teraz przepraszam, ale
spóźnię się na zajęcia. - wyjaśniłam mu całą tą chorą
sytuacje ledwo powstrzymując się od płaczu. Odwróciłam się za
siebie i ruszyłam pod sale, ale nie było to możliwe, ponieważ dłoń
Louisa złapała mnie za ramię przyciągając do siebie, także wpadłam
w jego ramiona. Jego zapach objął w posiadanie całe moje ciało,
także nie mogłam poruszyć się na milimetr. Byłam za słaba,
aby go od siebie odepchnąć, nie byłam na tyle odważna aby uderzyć
go w twarz, nie mogłam zrobić mu krzywdy. Ale gdy przypomniałam
sobie,to co przez niego przeszłam i jak aktualnie się czułam, jakaś
nieznajoma we mnie siła spowodowała że kopnęłam go w łydkę.
Chłopak zawył z bólu, a ja spokojnie mogłam się wyrwać z jego
objęć. Dwóch kolesi siedzących na krzesłach pod ścianą,
niedaleko nas zaklaskało w dłonie i wiwatując mi kłaniali się przede mną, gdy ich mijałam. Posłałam im tylko lekki uśmiech i
wślizgnęłam się szybko do sali. Zajęłam miejsce w najbardziej
oddalonym miejscu, tak aby Louis mnie nie zauważył i usiadłam na
krześle.
Sala
zaczęła się zapełniać roześmianymi studentami, także miejsca
obok mnie zostały pozajmowane. Jedno tylko krzesło było wolne, dla
Chloe. Miałam nadzieję, że jednak przyjaciółka usiądzie obok
mnie. I nie myliłam się za bardzo, ponieważ kilka minut później, posadziła swój tyłek
obok. Już chciałam do niej zagadać i powiedzieć jak się cieszę,
ale ona uprzedziła mnie wymawiając słowo, którego najmniej się dziś
z jej ust spodziewałam.
-
Przepraszam. - popatrzyła na mnie dużymi od wstrzymywanych łez
oczami. Przytuliłam ją do siebie, a ona objęła mnie w pasie tuląc
się jeszcze mocniej.
-
Ja też przepraszam Chloe.
-
Ale to ja bardziej, nie wiem co we mnie wstąpiło. - wyjaśniła,
odsuwając się ode mnie. - Po prostu chwila słabości i akurat
wyżyłam się na tobie. Wybaczysz mi? - zapytała ocierając chusteczką mokre od łez policzki.
-
Oczywiście. - zapewniłam ją przytulając się do niej. Cieszyłam
się, że ona była przy mnie. Mimo tego, że czasem bywało między
nami nie za dobrze to i tak potrafiłyśmy się dogadać i pogodzić.
-
A gdzie masz Louisa? - zapytała wyjmując z torebki notes i długopis.
-
Nie wiem i nie obchodzi mnie to. - odpowiedziałam patrząc tępo na
ścianę.
-
Co? Jak to? Dlaczego? - była zaskoczona moją odpowiedzią, dlatego opowiedziałam jej o całym wczorajszym i
dzisiejszym zajściu. Nie mogła w to uwierzyć.
-
Co za palant jeden. - skomentowała na końcu. Wzruszyłam tylko
ramionami i kiwnęłam głową wiedząc co ma na myśli.
-
Myślisz że przeprosi? - zapytała po chwili.
-
Wątpię, nawet na to nie liczę. - odpowiedziała, cicho, gdy profesor
wszedł do sali i zaczął się nudny i godzinny wykład.
-
Szkoda, bo pasowaliście do siebie.
__________________________________________
Przepraszam Was za ten beznadziejny rozdział, ale nie mogę się ostatnio zmotywować i wziąć za pisanie. Prawdopodobnie brak weny mnie dopadł :( Mam nadzieję, że za niedługo to minie.
Już od dłuższego czasu Lou mnie tutaj drażnił a w końcu jest, dowód że jest dla niej nie odpowiedni !
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej Liama ! :) ♥
Fajny :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że pojawi się niedługo Liam :)
No nareszcie, mam nadzieje że to koniec Louisa. Chce tu więcej Liama :D
OdpowiedzUsuńSuper ! kiedy następny ?
OdpowiedzUsuń