To
co rozgrywało się przede mną wyglądało jak film puszczony w
zwolnionym tempie. Liam siedział na Louisie i walił go pięściami
po twarzy. Louis kopał nogami w górę i w dół jakby chciał Liama z
siebie zepchnąć, ale na chłopaka nieszczęście mój przyjaciel był
bardziej zbudowany i miał więcej siły, ponieważ trenował i
chodził na siłownię. Ale Louis nie dawał za wygraną i zaczął
szczypać jego twarz. Liam się wkurzył i przywalił Louisowi w brzuch
z dwóch pięści.
A ja stałam z boku i patrzyłam na to jak dwie ważne osoby moim życiu się biją i być może zaraz się zabiją. Wiedziałam, że mam coś zrobić, coś aby oni zaprzestali się bić, ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Byłam jak sparaliżowana, jakby nogi przyrosły mi do ziemi.
I wtedy za mną rozległ się krzyk mojego taty. Podskoczyłam spanikowana, a „rywale” bijący się obok mnie, odwrócili swoje posiniaczone twarze w tamtą stronę.
A ja stałam z boku i patrzyłam na to jak dwie ważne osoby moim życiu się biją i być może zaraz się zabiją. Wiedziałam, że mam coś zrobić, coś aby oni zaprzestali się bić, ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Byłam jak sparaliżowana, jakby nogi przyrosły mi do ziemi.
I wtedy za mną rozległ się krzyk mojego taty. Podskoczyłam spanikowana, a „rywale” bijący się obok mnie, odwrócili swoje posiniaczone twarze w tamtą stronę.
-
Co tu się wyprawia?! - donośny i stanowczy głos mojego taty zabrzmiał
w moich uszach. Ojciec popatrzył najpierw na mnie czekając na jakieś
wytłumaczenie, a za chwilę na dwóch chłopaków leżących przed
nami.
Odjęło
mi mowę. Nie miałam pojęcia co mam mu odpowiedzieć, ani jak się
zachować. Bałam się tego co zaraz miało się
stać. Niechciane łzy popłynęły mi po policzkach, szybko je
otarłam nie chcąc dać po sobie poznać, że to aż tak mnie
dotknęło.
-
Liam, możesz mi wyjaśnić o co chodzi? - tata nie dawał za
wygraną. Poluzował krawat, odpiął dwa guziki koszuli, a jego
klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie, podobnie jak moja.
-
Eee – mój przyjaciel wstał na równe nogi i otrzepał brudne
spodnie. Z nosa leciała mu krew po brodzie, otarł ją szybkim
ruchem dłoni, ale rana była tak głęboka że krew leciała
strumieniem. Błagałam tylko w myślach, aby nie miał złamanego
nosa.
-
To moja wina. - odezwał się Louis stając przy mnie. Popatrzyłam
na niego zdezorientowana nie wiedząc co mu teraz chodzi po głowie.
Zauważyłam, że na policzku formuje mu się siniak, a z dolnej
wargi leje się krew.
-
To znaczy? - dopytywał tata zaciekawiony. Po minie Louisa widziałam,
że jest pewny siebie. Nie lubię go takiego.
-
To znaczy, że zrobiłem coś nie tak i Liam się zdenerwował. -
wyjaśnił Louis wzruszając ramionami. Bałam się spojrzeć na tatę
i Liama, domyślałam się jakie mają miny, ale zaryzykowałam.
Tata
był zły, widziałam to po tym jak kurczowo trzymał teczkę w
dłoni, a Liam stał tak oniemiały przypatrując się Louisowi z
odrazą wymalowaną na twarzy.
-
Ja potrafię wszystko zrozumieć, ale żeby bić się przed czyimś
domem? W dodatku w dzień? Ludzie mogą tędy przechodzić, albo dzieci, na litość boską. - tata wzniósł dłonie do
nieba.
- Nie mam pojęcia o co wam poszło i chyba nie chcę tego wiedzieć, ale proszę was żeby to się więcej nie powtórzyło. - zagroził tata idąc w naszą stronę i wskazując palcem raz na jednego, raz na drugiego chłopaka. Ci tylko kiwnęli głowami rozumiejąc słowa mojego taty i spuścili głowy.
- Nie mam pojęcia o co wam poszło i chyba nie chcę tego wiedzieć, ale proszę was żeby to się więcej nie powtórzyło. - zagroził tata idąc w naszą stronę i wskazując palcem raz na jednego, raz na drugiego chłopaka. Ci tylko kiwnęli głowami rozumiejąc słowa mojego taty i spuścili głowy.
-
A ty Maggie ciesz się, że to ja was tutaj przyłapałem a nie mama.
Bo miałabyś jeszcze większy szlaban niż do tej pory. - powiedział wchodząc po schodkach do domu. Odetchnęłam z ulgą na moment,
bo gdy tylko tata zniknął za drzwiami odezwałam się do Louisa.
-
Myślę, że powinieneś już iść. - popatrzyłam na jego
posiniaczoną twarz, na której malowała się złość.
-
Nigdzie stąd nie pójdę dopóki nie wyjaśnimy sobie niektórych
spraw. - odpowiedział zaskakując mnie tym.
-
Nie będę z tobą nic wyjaśniać. Masz się stąd wynosić. -
nakazałam mu, ale on sobie nic z tego nie robił. Stał zadowolony z
rękoma założonymi na klatce piersiowej i patrzył na mnie z
wyższością. Byłam na niego taka zła, że jakbym miała więcej
siły to przywaliłabym mu pięścią w twarz.
- Nie wyniosę się stąd dopóki nie pogadamy Maggie. - wtrącił, a ja
już miałam dość. Dość jego obecności tutaj, dość patrzenia
na niego, dość wszystkiego.
-
Po prostu idź, proszę. - poprosiłam spuszczając głowę w dół.
Po chwili poczułam jak jego palec znajduje się na mojej brodzie i
podnosi moją twarz w górę, także nasze oczy patrzą wprost na
siebie.
-
Nigdzie nie idę. - zapewnił głaskając czule mój policzek drugą
dłonią.
-
Idziesz, albo wzywam policje. - wtrącił Liam stając obok mnie.
Strąciłam dłoń Louisa, a ten popatrzył na mnie zdezorientowanym
wzrokiem.
-
A proszę bardzo wzywaj sobie policję. Ciekawe co im powiesz?
Przecież to ty się na mnie rzuciłeś. - Louis był taki opanowany i
pewny siebie jak jeszcze nigdy dotąd. Irytowało mnie już to, bo nie
mogłam tego ani znieść ani zrozumieć, jak można być takim
aroganckim dupkiem.
-
Louis po prostu stąd idź. - poprosiłam go.
-
Dlaczego Maggie? Powiedz mi dlaczego? - podszedł do mnie
jeszcze bliżej.
-
Bo nie mogę na ciebie patrzeć. - powiedziałam przez zaciśnięte
zęby. I wtedy dostrzegłam na twarzy Louisa jakiś zawód, jakby
zrobiło mu się smutno z powodu mojego tonu i moich słów. Bez
słowa odwrócił się i odszedł w stronę swojego samochodu i plując
po drodze krwią wsiadł do pojazdu, po czym odjechał.
Jakaś część mnie
cieszyła się, że już nie muszę na niego patrzeć, ale inna część
mnie była zawiedziona że tak się stało. Usiadłam na murku przed
domem, a Liam obok mnie. Żadne z nas się nie odzywało. Liam patrzył
w niebo. Krew z jego nosa zaschła na brodzie i gdzieniegdzie na policzkach. Natomiast ja myślałam nad tym cały dzisiejszym dniem.
Może gdybym wróciła później do domu nic by się takiego nie stało.
Może gdybym nie wyszła przed dom, a na przykład poszła do swojego
pokoju to by się nie pobili. Może gdybym…
-
Nie myśl już nad tym. - łagodny głos Liama wyrwał mnie z
zamyślenia. Popatrzyłam na niego dużymi od wstrzymywanych łez
oczami.
-
Liam tu nie chodzi o to że ja o tym myślę, tu chodzi o to co ja
narobiłam. - wychlipałam.
- Co masz przez to na myśli? - przyjaciel zmarszczył brwi.
-
To przez mnie teraz tak wyglądasz. To ja jestem za to
odpowiedzialna i obiecuję ci że wezmę za to całkowitą
odpowiedzialność. - dodałam ocierając łzy płynące mi po
policzkach.
-
Przestań, to ja jestem odpowiedzialny za to co zaszło. To ja się na
niego rzuciłem.
- Nie musiałeś tego robić Liam. To...
-
Musiałem.
-
Nie musiałeś. Życie staje się łatwiejsze przez unikanie pewnych
rzeczy. - powiedziałam, po czym dodałam.
-
Chodź do domu, obejrzymy tą ranę.
***
Złość.
To jedyne słowo które przychodzi mi na myśl, gdy pomyślę sobie to co zdarzyło się wczoraj przed moim domem.
Wiem, że po części to moja wina bo gdybym nie zaczęła się całować z Louisem do niczego by nie doszło.
Ale też po części to wina Liama, mógł głupek nie rzucać się na Louisa, bo tak mu się chciało.
Louis też nie jest bez winy. Mógł po prostu wyjść tak jak go wcześniej prosiłam, a nie uparł się żeby pogadać. Nie chcę mieć już z nim nic wspólnego. Jest tylko irytującym facetem, którego mam serdecznie gdzieś. Wkurza mnie to, jak się wobec mnie zachowuje. Czasem jest milutki i taki kulturalny, a niekiedy wredny i opryskliwy. Louis ma dwie twarze, a ja nie potrafię się do tego przyzwyczaić.
To jedyne słowo które przychodzi mi na myśl, gdy pomyślę sobie to co zdarzyło się wczoraj przed moim domem.
Wiem, że po części to moja wina bo gdybym nie zaczęła się całować z Louisem do niczego by nie doszło.
Ale też po części to wina Liama, mógł głupek nie rzucać się na Louisa, bo tak mu się chciało.
Louis też nie jest bez winy. Mógł po prostu wyjść tak jak go wcześniej prosiłam, a nie uparł się żeby pogadać. Nie chcę mieć już z nim nic wspólnego. Jest tylko irytującym facetem, którego mam serdecznie gdzieś. Wkurza mnie to, jak się wobec mnie zachowuje. Czasem jest milutki i taki kulturalny, a niekiedy wredny i opryskliwy. Louis ma dwie twarze, a ja nie potrafię się do tego przyzwyczaić.
Wysiadłam
z autobusu i ruszyłam w stronę uczelni. Nikt nie mógł mnie dziś
zawieźć na zajęcia, więc mama zgodziła się bym pojechała
komunikacją miejską. Tata coś dziś rano bąkał, że
prawdopodobnie kupią mi samochód bym mogła się swobodnie i
samodzielnie poruszać po mieście, ale ja nie wiem czy jestem na to
gotowa. Chyba za duża odpowiedzialność by na mnie wtedy spadła.
Ale myślę, że to całkiem niezły pomysł.
Po
drodze na uczelnie wstąpiłam jeszcze do sklepu po coś do jedzenia. Dziś szykuje się dla mnie długi dzień na uczelni, ponieważ
zostajemy z Chloe aby zrobić referat na zajęcia u pani Tullisy. Się
kobieta rozszalała zadając nam już drugi raz coś do zrobienia.
Za niedługo, jak dalej tak pójdzie to będziemy mistrzyniami w tym
fachu.
Dziesięć
minut później, wchodziłam do budynku uczelni z wypchaną po brzeg
torbą z jedzeniem. Standardowo rozglądałam się dookoła siebie, sprawdzając czy Louisa gdzieś obok mnie nie ma. Na moje szczęście
nie było go. Szybko przemknęłam do sali pełnej studentów i
siadałam obok Chloe w ławce. Uśmiechnęłam się do niej, chcąc
dać znać że ze mną wszystko w porządku i wczorajsze zdarzenia nic
we mnie nie zmieniły, a było rzecz jasna przeciwnie.
-
Hej kochana. Gotowa na spędzenie popołudnia na uczelni? - zapytałam
siadając obok przyjaciółki.
-
Oczywiście. - przewróciła oczami. - O niczym innym nie marzę. -
zaśmiała się, a ja dołączyłam do niej.
-
Nie martw się mam górę jedzenia – poklepałam torbę znajdującą
się na moich kolanach – więc nie będziemy głodne. - dodałam,
a oczy Chloe zaświeciły się jak lampki na choince.
-
Ty o wszystkim myślisz Mag. - przyjaciólka zaśmiała się z moich
poczynań, a ja posłałam jej wielki uśmiech.
-
Oczywiście, gdyby nie ja zginęłabyś na tej uczelni. - i znowu
śmiech. Jak to dobrze mieć kogoś takiego przy sobie, kto rozśmieszy
cię i pomoże przetrwać trudne dni.
-
Ty, patrz. - jakaś dziewczyna siedząca w ławce niżej przed nami
syknęła do drugiej. Ja i Chloe od razu popatrzyłyśmy na
nie, a potem na kogoś na kogo one wskazywały palcem.
Wciągnęłam
głośno powietrze widząc na kogo one patrzą, a następnie
spojrzałam na Chloe, która patrzyła na niego zafascynowana marszcząc
brwi. Chyba zastanawiała się co mu się stało i dlaczego ma te
wszystkie sińce na twarzy. I wtedy odwróciła głowę w moją
stronę i zapytała.
-
Co mu się stało?
Przełknęłam
głośno ślinę nie wiedząc co mam jej teraz odpowiedzieć. Myślałam,
żeby powiedzieć: nie wiem, albo: o boże biedny Louis, kto mu to
zrobił?, albo po prostu wyjawić prawdę. Cieżki wybór, ale
postawiłam na.
- Nie mam pojęcia. - i wzruszenie ramionami. Wiedziałam, że Chloe to
nie wystarczy, bo przecież ona jest jak radar i łapanie plotek to
jej specjalność.
-
Wiesz coś na ten temat i ja to czuję. Mów. - nakazała, a ja
popatrzyłam na nią z miną niewiniątka.
-
Nic nie wiem Chloe. Skąd niby to mam wiedzieć, jak my ze sobą nawet
nie gadamy. - odpowiedziałam pewna siebie i swojej wypowiedzi.
-
Ale musiał nieźle dostać po ryju od kogoś skoro teraz tak
wygląda.- powiedziała Chloe krzywiąc się na samą myśl o tym.
-
Daj już spokój z tym Chl…
-
Patrzy na ciebie. - syknęła przyjaciółka kopiąc mnie w nogę.
-
I co z tego? - nie podniosłam nawet głowy, aby na niego spojrzeć.
Nie mogłam, przerastało mnie to.
- Wyjął telefon z kieszeni, pisze coś na nim, odłożył. - Chloe
wszystko mi relacjonowała na żywo. A ja udawałam, że mnie to w
ogóle nie interesuje i udawałam że czytam coś w książce.
Po
chwili mój telefon za wibrował na ławce obok mojej dłoni, a ja aż
podskoczyłam. Zauważyłam tylko imię Louisa migające na ekranie,
ale nie odebrałam tej wiadomości, nie interesowało mnie co ma mi do
powiedzenia. Nawet jeśli miały to być przeprosiny, to miałam to
gdzieś.
-
Nie odbierzesz? - zapytała zaciekawiona Chloe. Widziałam, jak ją
korciło żeby sprawdzić kto to do mnie napisał.
-
Nie. - odpowiedziałam stanowczo przewracając kartkę w książce i
udając, że coś czytam, choć tak naprawdę nie miałam pojęcia o czym
czytałam.
Chloe
tylko westchnęła zrezygnowana i opadła na krzesło. Kilka minut
później na salę wszedł profesor i zaczął wykład. Gdzieniegdzie
mówił o zbliżającym się wielkimi krokami egzaminie, który miał
sprawdzić nasze umiejętności i to czego nauczyliśmy się do tej
pory na jego zajęciach. Ja słysząc słowo „egzamin” cała się
spinałam. Żołądek podchodził mi do gardła, a serce wariowało.
Po innych jakoś to spływało, po mnie nie. Ja za bardzo się
przejmowałam tymi studiami i skończeniem ich, dlatego tak bardzo mi
zależało by dobrze zaliczyć wszystkie testy i mieć świadomość,
że i tym razem dałam radę.
Po
skończonym wykładzie, każdy student miał podejść do profesora,
który miał nam rozdać próbne arkusze egzaminu. Ja i Chloe poczekałyśmy w ławce, aby wszyscy wzięli swoje testy. Dopiero, gdy
została tylko grupka osób wstałyśmy i podeszłyśmy do profesora.
Uśmiechnął się do nas i wręczył nam po pliku kartek.
Popatrzyłam na Chloe, która była przerażona i jej wielkie oczy
mówiły wszystko.
- Możemy prosić jeszcze jeden, dla naszej koleżanki której dziś
nie ma? - zapytałam profesora.
-
Oczywiście. - uśmiechnął się do nas podając mi jeszcze jeden
arkusz testowy.
-
Dziękuję i dowiedzenia. - powiedziałam ciągnąc zszokowaną
Chloe w stronę wyjścia.
-
Widziałaś ile tego jest? - zapytała, gdy znalazłyśmy się na
korytarzu, z dala od profesora.
-
A czego ty chciałaś? To wyższa uczelnia, a nie liceum. -
odpowiedziałam wzruszając ramionami i idąc w stronę sali, w której
mieliśmy mieć następne zajęcia.
-
Jak ja mam z tego zrobić ściągę? - zapytała sama siebie Chloe, a
ja parsknęłam śmiechem.
-
To przykładowy test Chloe. Będzie pewnie coś podobnego do tego,
ale nie to samo. -zaśmiałam się z jej przerażonej i mówiącej mi
wszystko miny. Oglądanie jej w takim stanie utwierdzało mnie tylko
w przekonaniu, że przyjaciółka przejmuje się studiami i swoją
przyszłością.
-
Przecież o tym wiem Mag, po prostu dziwię się że aż tyle tego
jest.
Weszłyśmy do sali i usiadłyśmy na swoich zwyczajowych miejscach.
Weszłyśmy do sali i usiadłyśmy na swoich zwyczajowych miejscach.
-
Jak się od dziś do tego zabierzesz to myślę, że do egzaminu się
spokojnie nauczysz. - odpowiedziałam jej, a ona posłała mi tylko
przerażoną minę.
-
Ja to nie ty Maggie. Poza tym muszę zapalić. - powiedziała
przewieszając torebkę na ramieniu.
- Idziesz ze mną? - zapytała po chwili. Pokręciłam tylko głową i
wyjęłam z torby książkę.
-
Okej, to ja zaraz wracam. - zakomunikowała i już jej nie było.
Nigdy nie lubiłam zapachu tytoniu, wzbudzał we mnie wymioty i
potem moje włosami nieprzyjemnie śmierdziały.
Czekając na Chloe zaczęłam czytać ostatnio zaczętą książkę o tytule "If I stay”. Podobała mi się historia w niej zawarta, mimo że
jestem dopiero na początku powieści. Mieliśmy piętnaście minut
przerwy, a dodatkowo profesor puścił nas pół godziny wcześniej, więc
miałam naprawdę dużo czasu na kontynuowanie czytania. Gdy byłam
zagłębiona w opowieści nic mnie nie interesowało, nie obchodziło
mnie to kto obok mnie się znajduje, co robią inni. Liczyła się
tylko ta historia i to jak na mnie wpływała, jakie wzbudzała we
mnie emocje. Uwielbiałam to w książkach,
bo zawsze wzbudzały we mnie coś czego nigdy wcześniej nie czułam.
-
Maggie… - głos dobiegający z mojej prawe strony sprowadził mnie
na ziemię, a książka którą trzymałam na kolanach spadła na
podłogę robiąc niepotrzebny hałas. Louis podniósł ją z ziemi i
położył na ławce przede mną.
Popatrzyłam
na niego wściekłym wzrokiem. Co on tutaj robił? Czego ode mnie
chciał? Pytania te zostawały w mojej głowie bez odpowiedzi.
-
Proszę cię, wysłuchaj mnie. - poprosił, a ja spuściłam tylko
głowę w dół nie chcąc na niego patrzeć.
-
Idź stąd. - nakazałam mu, ale on nic sobie z tego nie robił.
Siedział tylko na krześle obok i patrzył na mnie swoimi niebieskimi
oczami.
-
Nie, muszę ci coś powiedzieć. - odpowiedział, a ja tylko
przewróciłam oczami. Otworzyłam więc książkę i czytałam dalej
ignorując szkodnika siedzącego obok mnie.
Louis
jednym ruchem zamknął moją książkę i zabrał mi ją.
-
Co ty robisz? Oddaj mi ją. - nakazałam nachylając się w jego
kierunku i sięgając po książkę, ale wystawił rękę dalej i nie
miałam szansy jej dotknąć. Odwróciłam się za siebie, dostrzegłam
że wszyscy zgromadzeni w sali byli zajęci sobą. Nie patrzyli nawet
na nas, z czego byłam zadowolona, bo nie potrzebne mi było jeszcze
późniejsze tłumaczenie się przed nimi dlaczego tak się
wykłócałam z Louisem.
-
Weź ją sobie, ale zejdź mi z oczu. - powiedziałam do niego, po
czym odwróciłam głowę w stronę okna.
-
Chciałem ci tylko powiedzieć, że chcę się z tobą spotykać. -
zaczął, ale mną to wcale nie ruszyło. Nie interesowało mnie co
pan Louis Pieprzony Tomlinson chciał, czy też nie chciał robić.
- No wiesz, jak chłopak z dziewczyną. - dodał, a ja rozszerzyłam
oczy ze zdziwienia odwracając twarz w jego stronę.
-
Co? - zapytałam wytrącona z równowagi.
-
Wiem, że nie udało nam się to wcześniej, ale teraz obiecuję ci
Maggie, że się postaram abyś była szczęśliwa. Żebyś miała to
na co zasługujesz, bo jesteś tego warta.
Nie
mogłam uwierzyć to co on mówił, patrzyłam tylko na niego niepewna
co mam powiedzieć, albo co z sobą zrobić. Zatkało mnie.
-
Proszę powiedz coś. - zaśmiał się nerwowo bawiąc się palcami.
Pokręciłam
głową.
-
Poprzednim razem mówiłeś podobnie Louis, a ja nie wiem czy tym
razem nie kłamiesz. - odezwałam się po chwili.
-
Mam wrażenie, że mówisz mi to teraz bo potrzebujesz zapewnienia że
wszystko jest dobrze między nami. Ale ja muszę cię rozczarować,
nie jest i nie wiem czy w ogóle będzie. Zawiodłam się na tobie, a
jeśli znów ci zaufam będę myśleć ciągle o tym że znów
zrobisz coś nie tak. Zostawisz mnie znów samą i powiesz że nie
jestem dla ciebie ważna. Tak się nie robi Louis, a ja potrzebuję
faceta, prawdziwego faceta a nie jakiejś ciamajdy. - odpowiedziałam
próbując się nie rozpłakać.
-
Maggie zapewniam cię, że tym razem nie dam ci powodów do płaczu,
ani zwątpienia we mnie. Tylko błagam daj mi jeszcze jedną szansę,
to wszystko czego pragnę. - poprosił łapiąc mnie za dłoń pod
ławką. Wiedziałam, że ta rozmowa nie powinna odbywać się w
takim miejscu, wiedziałam że jest za wcześnie,
wiedziałam też że nie mam pojęcia co mam mu w takiej sytuacji
odpowiedzieć, ani jak się zachować. Ale jego wielkie oczy błagały mnie o jeszcze jedną szansę i o to bym
rozpatrzyła jeszcze raz jego propozycję.
-
Daj mi trochę czasu na przemyślenie tego. - poprosiłam, a on z
lekkim uśmiechem na ustach kiwnął głową i złożył pocałunek
na wierzchu mojej dłoni, po czym wstał i wyszedł. Okej, co ja
narobiłam?
***
Punkt
osiemnasta przekroczyłam próg domu. Byłam tak zmęczona, że jedyne
o czym marzyłam to wziąć gorący prysznic i położyć się do
łóżka. Rozmowa z Louisem, zajęcia do późna, a dodatkowo referat
z Chloe, który nas wykończył sprawiły że nie miałam w ogóle
sił na robienie czegokolwiek innego, niż dwie wymienione wyżej
czynności. Ale gdy tylko do moich uszu dobiegł irytujący śmiech
pani Payne, wiedziałam że ten dzień się jeszcze nie skończył.
-
Maggie,to ty? - rozweselona mama wystawiła głowę z salonu.
-
Cześć mamuś. - przywitałam się z nią wymuszając uśmiech.
-
Jak było na zajęciach? - zapytała. Dopiero teraz zauważyłam, że
trzyma w dłoni kieliszek z czerwonym winem.
-
Długo i męcząco. - odpowiedziałam zmęczonym głosem.
-
W piekarniku masz obiad. - zakomunikowała uśmiechając się do
mnie, po czym wróciła do swojego gościa siedzącego w salonie.
Zastanawiałam się po co ta kobieta znów do nas przyszła, ale to w
końcu przyjaciółka mojej mamy, więc odpowiedź nasuwała się
sama.
-
Dzień dobry pani Payne. - przywitałam się z mamą Liama i
przeszłam przez salon do kuchni. Zapach zapiekanki z kurczakiem
doleciał do moich nozdrzy sprawiając, że w moim brzuchu
zaburczało. A gdy tylko otworzyłam drzwi piekarnika wiedziałam, że
zjem dużo.
Nałożyłam
sobie na talerz trochę obiadu i nabierając pierwszy kęs na widelec
włożyłam go do ust. Smakowało bosko, tego mi było trzeba po
całym dniu zmagań z problemami - domowego obiadu przygotowanego
przez moją mamę. I jeszcze długiej kąpieli w wannie. Oj tak, to
moje marzenie na dzisiejszy wieczór.
-
Hej. - głos Liama dobiegł mnie z lewej strony, tak że aż
podskoczyłam na krześle. Chłopak wsunął głowę przez
drzwi prowadzące na taras.
- Ale mnie przestraszyłeś Li. - powiedziałam łapiąc się za serce i udając że mam zawał.
-
Sorka. - wzruszył ramionami wchodząc do kuchni i siadając
naprzeciwko mnie. Jego twarz wyglądała okropnie. Siniak na lewym policzku i rozwalony kącik ust.
-
Dopiero wróciłaś? - zapytał przyglądając mi się uważnie.
Kiwnęłam głową.
-
Masz siłę pogadać? - zapytał niepewnie po chwili badając mój
nastrój.
-
Jasne. - odpowiedziałam zgadzając się. I tak miałam z nim pogadać, więc skoro on teraz u mnie jest to mamy okazję.
Po
skończonym posiłku włożyłam brudny talerz do zmywarki i ruszyłam
za Liamem na taras. Nasze mamy siedziały w salonie racząc się
winem i jakimiś przekąskami, więc postanowiliśmy im nie
przeszkadzać.
Usiadłam
na huśtawce stojącej naprzeciwko schodów, a Liam obok mnie.
Widziałam, że się stresował ja tak samo. Ale musieliśmy poruszyć
pewien temat, który wisiał nad nami od kilku dni.
-
Jesteś z nim? - zapytał prosto z mostu, nie owijając w bawełnę.
-
Nie, ale rozmawiałam z nim dziś. Poprosił byśmy spróbowali
jeszcze raz.
-
I co odpowiedziałaś?
-
Że muszę się zastanowić i aby dał mi czas. - popatrzyłam na
przyjaciela niepewnie. Bawił się palcami w nerwowym geście.
-
A co postanowisz? - zapytał patrząc mi prosto w oczy, z których
mogłam wyczytać jedno: żebym się nie godziła być z Louisem.
-
Nie wiem. Czasem mam wrażenie, że to ten jedyny, no wiesz motylki w
brzuchu i tak dalej. A czasem go nienawidzę, bo jest wredny i mnie
od siebie odtrąca. - wyjaśniłam przypominając sobie sytuację
sprzed tygodnia, gdy to Louis mnie zostawił samą na środku korytarza
na uczelni, a potem stwierdził że nie jestem dla niego ważna.
-
Czujesz coś do niego? - zapytał po chwili niepewnie.
-
To skomplikowane pytanie Li, nie mam pojęcia jak mam na nie
odpowiedzieć. Ponieważ raz go nienawidzę, a raz czuję jak coś w
żołądku mi się przewraca na samą myśl o nim. Jest niezłą
partią i można dostać orgazmu na samą myśl o nim. - Liam
wciągnął głośno powietrze słysząc moje szczere słowa.
Zaśmiałam się z jego reakcji.
-
Ale to nie tak, że mam od razu się z nim umawiać czy iść do
łóżka. Po prostu podoba mi się z zewnątrz. W środku też na
pewno jest wart uwagi, ale jakoś jeszcze nie pokazał mi jaki jest lub może być naprawdę.
A może jego ostatnie zachowanie pokazuje jaki jest? Aż podniosłam się gwałtownie z huśtawki. Nie to nie może być prawda.
A może jego ostatnie zachowanie pokazuje jaki jest? Aż podniosłam się gwałtownie z huśtawki. Nie to nie może być prawda.
-
Rozumiem. - Liam, jakby posmutniał słysząc moje słowa. Zrobiło
mi się go żal widząc go w takim wydaniu.
-
Ale hej, ty zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. - uniosłam
palcem wskazującym jego brodę w górę.
-
Wiem. - odpowiedział tuląc mnie do siebie. - Między nami wszystko
w porządku? - zapytał po chwili.
-
Oczywiście. - zapewniłam tuląc się do niego jeszcze bardziej. To
właśnie uwielbiałam w Liamie. Był jednym z tych chłopaków,
którzy nie wstydzą się okazywać uczuć wobec innych. To w nim
kochałam.
- A jak twoja mama zareagowała, gdy cię zobaczyła? - zapytałam po chwili.
- Pytała co mi się stało, ale nie powiedziałem jej nic. To nie jej sprawa, a moja. - odpowiedział pociągając nosem. Czy on płakał?
__________________________________________
Witajcie najlepsi czytelnicy na świecie!
Przybywam z nowym rozdziałem w ten jakże piękny dzień :)
Ale mam dla Was również coś fajnego. ZWIASTUN! W końcu go zrobiłam :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i napiszecie mi co o nim sądzicie, bo naprawdę długo nad nim pracowałam.
Miłego wieczoru, a jeśli są tutaj jacyś maturzyści to trzymam za Was kciuki za jutrzejszą matematykę. Dacie radę!
Buziaki!
- A jak twoja mama zareagowała, gdy cię zobaczyła? - zapytałam po chwili.
- Pytała co mi się stało, ale nie powiedziałem jej nic. To nie jej sprawa, a moja. - odpowiedział pociągając nosem. Czy on płakał?
__________________________________________
Witajcie najlepsi czytelnicy na świecie!
Przybywam z nowym rozdziałem w ten jakże piękny dzień :)
Ale mam dla Was również coś fajnego. ZWIASTUN! W końcu go zrobiłam :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i napiszecie mi co o nim sądzicie, bo naprawdę długo nad nim pracowałam.
Miłego wieczoru, a jeśli są tutaj jacyś maturzyści to trzymam za Was kciuki za jutrzejszą matematykę. Dacie radę!
Buziaki!
Wow ! Dobrze tak Louisowi ! mógł w szpitalu wylądować huhu *o*
OdpowiedzUsuńtakie szczere rozmowy w ciągu rozdziału.. i kogo tu wybrać ? Oczywiście że biedaczka Liama :(
Czekam na następny z niecierpliwością :)
Uwielbiam Liama hehe bardzo dobrze zrobił, że obił mordę Louisowi. Sorry, ale Tomlinson działa mi na nerwy.
OdpowiedzUsuńOby tylko nie wybrała Lou, przez niego będzie cierpieć, a z Li byłaby szczęśliwsza.
Czekam na następny.
Pozdrawiam, Cynical Caroline.
save-me-ff.blogspot.com