poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 16

To co rozgrywało się przede mną wyglądało jak film puszczony w zwolnionym tempie. Liam siedział na Louisie i walił go pięściami po twarzy. Louis kopał nogami w górę i w dół jakby chciał Liama z siebie zepchnąć, ale na chłopaka nieszczęście mój przyjaciel był bardziej zbudowany i miał więcej siły, ponieważ trenował i chodził na siłownię. Ale Louis nie dawał za wygraną i zaczął szczypać jego twarz. Liam się wkurzył i przywalił Louisowi w brzuch z dwóch pięści.
A ja stałam z boku i patrzyłam na to jak dwie ważne osoby moim życiu się biją i być może zaraz się zabiją. Wiedziałam, że mam coś zrobić, coś aby oni zaprzestali się bić, ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Byłam jak sparaliżowana, jakby nogi przyrosły mi do ziemi.
I wtedy za mną rozległ się krzyk mojego taty. Podskoczyłam spanikowana, a „rywale” bijący się obok mnie, odwrócili swoje posiniaczone twarze w tamtą stronę.
- Co tu się wyprawia?! - donośny i stanowczy głos mojego taty zabrzmiał w moich uszach. Ojciec popatrzył najpierw na mnie czekając na jakieś wytłumaczenie, a za chwilę na dwóch chłopaków leżących przed nami.
Odjęło mi mowę. Nie miałam pojęcia co mam mu odpowiedzieć, ani jak się zachować. Bałam się tego co zaraz miało się stać. Niechciane łzy popłynęły mi po policzkach, szybko je otarłam nie chcąc dać po sobie poznać, że to aż tak mnie dotknęło.
- Liam, możesz mi wyjaśnić o co chodzi? - tata nie dawał za wygraną. Poluzował krawat, odpiął dwa guziki koszuli, a jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie, podobnie jak moja.
- Eee – mój przyjaciel wstał na równe nogi i otrzepał brudne spodnie. Z nosa leciała mu krew po brodzie, otarł ją szybkim ruchem dłoni, ale rana była tak głęboka że krew leciała strumieniem. Błagałam tylko w myślach, aby nie miał złamanego nosa.
- To moja wina. - odezwał się Louis stając przy mnie. Popatrzyłam na niego zdezorientowana nie wiedząc co mu teraz chodzi po głowie. Zauważyłam, że na policzku formuje mu się siniak, a z dolnej wargi leje się krew.
- To znaczy? - dopytywał tata zaciekawiony. Po minie Louisa widziałam, że jest pewny siebie. Nie lubię go takiego.
- To znaczy, że zrobiłem coś nie tak i Liam się zdenerwował. - wyjaśnił Louis wzruszając ramionami. Bałam się spojrzeć na tatę i Liama, domyślałam się jakie mają miny, ale zaryzykowałam.
Tata był zły, widziałam to po tym jak kurczowo trzymał teczkę w dłoni, a Liam stał tak oniemiały przypatrując się Louisowi z odrazą wymalowaną na twarzy.
- Ja potrafię wszystko zrozumieć, ale żeby bić się przed czyimś domem? W dodatku w dzień? Ludzie mogą tędy przechodzić, albo dzieci, na litość boską. - tata wzniósł dłonie do nieba.
- Nie mam pojęcia o co wam poszło i chyba nie chcę tego wiedzieć, ale proszę was żeby to się więcej nie powtórzyło. - zagroził tata idąc w naszą stronę i wskazując palcem raz na jednego, raz na drugiego chłopaka. Ci tylko kiwnęli głowami rozumiejąc słowa mojego taty i spuścili głowy.
- A ty Maggie ciesz się, że to ja was tutaj przyłapałem a nie mama. Bo miałabyś jeszcze większy szlaban niż do tej pory. - powiedział wchodząc po schodkach do domu. Odetchnęłam z ulgą na moment, bo gdy tylko tata zniknął za drzwiami odezwałam się do Louisa.
- Myślę, że powinieneś już iść. - popatrzyłam na jego posiniaczoną twarz, na której malowała się złość.
- Nigdzie stąd nie pójdę dopóki nie wyjaśnimy sobie niektórych spraw. - odpowiedział zaskakując mnie tym.
- Nie będę z tobą nic wyjaśniać. Masz się stąd wynosić. - nakazałam mu, ale on sobie nic z tego nie robił. Stał zadowolony z rękoma założonymi na klatce piersiowej i patrzył na mnie z wyższością. Byłam na niego taka zła, że jakbym miała więcej siły to przywaliłabym mu pięścią w twarz.
- Nie wyniosę się stąd dopóki nie pogadamy Maggie. - wtrącił, a ja już miałam dość. Dość jego obecności tutaj, dość patrzenia na niego, dość wszystkiego.
- Po prostu idź, proszę. - poprosiłam spuszczając głowę w dół. Po chwili poczułam jak jego palec znajduje się na mojej brodzie i podnosi moją twarz w górę, także nasze oczy patrzą wprost na siebie.
- Nigdzie nie idę. - zapewnił głaskając czule mój policzek drugą dłonią.
- Idziesz, albo wzywam policje. - wtrącił Liam stając obok mnie. Strąciłam dłoń Louisa, a ten popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- A proszę bardzo wzywaj sobie policję. Ciekawe co im powiesz? Przecież to ty się na mnie rzuciłeś. - Louis był taki opanowany i pewny siebie jak jeszcze nigdy dotąd. Irytowało mnie już to, bo nie mogłam tego ani znieść ani zrozumieć, jak można być takim aroganckim dupkiem.
- Louis po prostu stąd idź. - poprosiłam go.
- Dlaczego Maggie? Powiedz mi dlaczego? - podszedł do mnie jeszcze bliżej.
- Bo nie mogę na ciebie patrzeć. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. I wtedy dostrzegłam na twarzy Louisa jakiś zawód, jakby zrobiło mu się smutno z powodu mojego tonu i moich słów. Bez słowa odwrócił się i odszedł w stronę swojego samochodu i plując po drodze krwią wsiadł do pojazdu, po czym odjechał.
Jakaś część mnie cieszyła się, że już nie muszę na niego patrzeć, ale inna część mnie była zawiedziona że tak się stało. Usiadłam na murku przed domem, a Liam obok mnie. Żadne z nas się nie odzywało. Liam patrzył w niebo. Krew z jego nosa zaschła na brodzie i gdzieniegdzie na policzkach. Natomiast ja myślałam nad tym cały dzisiejszym dniem. Może gdybym wróciła później do domu nic by się takiego nie stało. Może gdybym nie wyszła przed dom, a na przykład poszła do swojego pokoju to by się nie pobili. Może gdybym…
- Nie myśl już nad tym. - łagodny głos Liama wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na niego dużymi od wstrzymywanych łez oczami.
- Liam tu nie chodzi o to że ja o tym myślę, tu chodzi o to co ja narobiłam. - wychlipałam.
- Co masz przez to na myśli? - przyjaciel zmarszczył brwi.
- To przez mnie teraz tak wyglądasz. To ja jestem za to odpowiedzialna i obiecuję ci że wezmę za to całkowitą odpowiedzialność. - dodałam ocierając łzy płynące mi po policzkach.
- Przestań, to ja jestem odpowiedzialny za to co zaszło. To ja się na niego rzuciłem.
- Nie musiałeś tego robić Liam. To...
- Musiałem.
- Nie musiałeś. Życie staje się łatwiejsze przez unikanie pewnych rzeczy. - powiedziałam, po czym dodałam.
- Chodź do domu, obejrzymy tą ranę.

***

Złość.
To jedyne słowo które przychodzi mi na myśl, gdy pomyślę sobie to co zdarzyło się wczoraj przed moim domem.
Wiem, że po części to moja wina bo gdybym nie zaczęła się całować z Louisem do niczego by nie doszło.
Ale też po części to wina Liama, mógł głupek nie rzucać się na Louisa, bo tak mu się chciało.
Louis też nie jest bez winy. Mógł po prostu wyjść tak jak go wcześniej prosiłam, a nie uparł się żeby pogadać. Nie chcę mieć już z nim nic wspólnego. Jest tylko irytującym facetem, którego mam serdecznie gdzieś. Wkurza mnie to, jak się wobec mnie zachowuje. Czasem jest milutki i taki kulturalny, a niekiedy wredny i opryskliwy. Louis ma dwie twarze, a ja nie potrafię się do tego przyzwyczaić.
Wysiadłam z autobusu i ruszyłam w stronę uczelni. Nikt nie mógł mnie dziś zawieźć na zajęcia, więc mama zgodziła się bym pojechała komunikacją miejską. Tata coś dziś rano bąkał, że prawdopodobnie kupią mi samochód bym mogła się swobodnie i samodzielnie poruszać po mieście, ale ja nie wiem czy jestem na to gotowa. Chyba za duża odpowiedzialność by na mnie wtedy spadła. Ale myślę, że to całkiem niezły pomysł.
Po drodze na uczelnie wstąpiłam jeszcze do sklepu po coś do jedzenia. Dziś szykuje się dla mnie długi dzień na uczelni, ponieważ zostajemy z Chloe aby zrobić referat na zajęcia u pani Tullisy. Się kobieta rozszalała zadając nam już drugi raz coś do zrobienia. Za niedługo, jak dalej tak pójdzie to będziemy mistrzyniami w tym fachu.
Dziesięć minut później, wchodziłam do budynku uczelni z wypchaną po brzeg torbą z jedzeniem. Standardowo rozglądałam się dookoła siebie, sprawdzając czy Louisa gdzieś obok mnie nie ma. Na moje szczęście nie było go. Szybko przemknęłam do sali pełnej studentów i siadałam obok Chloe w ławce. Uśmiechnęłam się do niej, chcąc dać znać że ze mną wszystko w porządku i wczorajsze zdarzenia nic we mnie nie zmieniły, a było rzecz jasna przeciwnie.
- Hej kochana. Gotowa na spędzenie popołudnia na uczelni? - zapytałam siadając obok przyjaciółki.
- Oczywiście. - przewróciła oczami. - O niczym innym nie marzę. - zaśmiała się, a ja dołączyłam do niej.
- Nie martw się mam górę jedzenia – poklepałam torbę znajdującą się na moich kolanach – więc nie będziemy głodne. - dodałam, a oczy Chloe zaświeciły się jak lampki na choince.
- Ty o wszystkim myślisz Mag. - przyjaciólka zaśmiała się z moich poczynań, a ja posłałam jej wielki uśmiech.
- Oczywiście, gdyby nie ja zginęłabyś na tej uczelni. - i znowu śmiech. Jak to dobrze mieć kogoś takiego przy sobie, kto rozśmieszy cię i pomoże przetrwać trudne dni.
- Ty, patrz. - jakaś dziewczyna siedząca w ławce niżej przed nami syknęła do drugiej. Ja i Chloe od razu popatrzyłyśmy na nie, a potem na kogoś na kogo one wskazywały palcem.
Wciągnęłam głośno powietrze widząc na kogo one patrzą, a następnie spojrzałam na Chloe, która patrzyła na niego zafascynowana marszcząc brwi. Chyba zastanawiała się co mu się stało i dlaczego ma te wszystkie sińce na twarzy. I wtedy odwróciła głowę w moją stronę i zapytała.
- Co mu się stało?
Przełknęłam głośno ślinę nie wiedząc co mam jej teraz odpowiedzieć. Myślałam, żeby powiedzieć: nie wiem, albo: o boże biedny Louis, kto mu to zrobił?, albo po prostu wyjawić prawdę. Cieżki wybór, ale postawiłam na.
- Nie mam pojęcia. - i wzruszenie ramionami. Wiedziałam, że Chloe to nie wystarczy, bo przecież ona jest jak radar i łapanie plotek to jej specjalność.
- Wiesz coś na ten temat i ja to czuję. Mów. - nakazała, a ja popatrzyłam na nią z miną niewiniątka.
- Nic nie wiem Chloe. Skąd niby to mam wiedzieć, jak my ze sobą nawet nie gadamy. - odpowiedziałam pewna siebie i swojej wypowiedzi.
- Ale musiał nieźle dostać po ryju od kogoś skoro teraz tak wygląda.- powiedziała Chloe krzywiąc się na samą myśl o tym.
- Daj już spokój z tym Chl…
- Patrzy na ciebie. - syknęła przyjaciółka kopiąc mnie w nogę.
- I co z tego? - nie podniosłam nawet głowy, aby na niego spojrzeć. Nie mogłam, przerastało mnie to.
- Wyjął telefon z kieszeni, pisze coś na nim, odłożył. - Chloe wszystko mi relacjonowała na żywo. A ja udawałam, że mnie to w ogóle nie interesuje i udawałam że czytam coś w książce.
Po chwili mój telefon za wibrował na ławce obok mojej dłoni, a ja aż podskoczyłam. Zauważyłam tylko imię Louisa migające na ekranie, ale nie odebrałam tej wiadomości, nie interesowało mnie co ma mi do powiedzenia. Nawet jeśli miały to być przeprosiny, to miałam to gdzieś.
- Nie odbierzesz? - zapytała zaciekawiona Chloe. Widziałam, jak ją korciło żeby sprawdzić kto to do mnie napisał.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo przewracając kartkę w książce i udając, że coś czytam, choć tak naprawdę nie miałam pojęcia o czym czytałam.
Chloe tylko westchnęła zrezygnowana i opadła na krzesło. Kilka minut później na salę wszedł profesor i zaczął wykład. Gdzieniegdzie mówił o zbliżającym się wielkimi krokami egzaminie, który miał sprawdzić nasze umiejętności i to czego nauczyliśmy się do tej pory na jego zajęciach. Ja słysząc słowo „egzamin” cała się spinałam. Żołądek podchodził mi do gardła, a serce wariowało. Po innych jakoś to spływało, po mnie nie. Ja za bardzo się przejmowałam tymi studiami i skończeniem ich, dlatego tak bardzo mi zależało by dobrze zaliczyć wszystkie testy i mieć świadomość, że i tym razem dałam radę.
Po skończonym wykładzie, każdy student miał podejść do profesora, który miał nam rozdać próbne arkusze egzaminu. Ja i Chloe poczekałyśmy w ławce, aby wszyscy wzięli swoje testy. Dopiero, gdy została tylko grupka osób wstałyśmy i podeszłyśmy do profesora. Uśmiechnął się do nas i wręczył nam po pliku kartek. Popatrzyłam na Chloe, która była przerażona i jej wielkie oczy mówiły wszystko.
- Możemy prosić jeszcze jeden, dla naszej koleżanki której dziś nie ma? - zapytałam profesora.
- Oczywiście. - uśmiechnął się do nas podając mi jeszcze jeden arkusz testowy.
- Dziękuję i dowiedzenia. - powiedziałam ciągnąc zszokowaną Chloe w stronę wyjścia.
- Widziałaś ile tego jest? - zapytała, gdy znalazłyśmy się na korytarzu, z dala od profesora.
- A czego ty chciałaś? To wyższa uczelnia, a nie liceum. - odpowiedziałam wzruszając ramionami i idąc w stronę sali, w której mieliśmy mieć następne zajęcia.
- Jak ja mam z tego zrobić ściągę? - zapytała sama siebie Chloe, a ja parsknęłam śmiechem.
- To przykładowy test Chloe. Będzie pewnie coś podobnego do tego, ale nie to samo. -zaśmiałam się z jej przerażonej i mówiącej mi wszystko miny. Oglądanie jej w takim stanie utwierdzało mnie tylko w przekonaniu, że przyjaciółka przejmuje się studiami i swoją przyszłością.
- Przecież o tym wiem Mag, po prostu dziwię się że aż tyle tego jest.
Weszłyśmy do sali i usiadłyśmy na swoich zwyczajowych miejscach.
- Jak się od dziś do tego zabierzesz to myślę, że do egzaminu się spokojnie nauczysz. - odpowiedziałam jej, a ona posłała mi tylko przerażoną minę.
- Ja to nie ty Maggie. Poza tym muszę zapalić. - powiedziała przewieszając torebkę na ramieniu.
- Idziesz ze mną? - zapytała po chwili. Pokręciłam tylko głową i wyjęłam z torby książkę.
- Okej, to ja zaraz wracam. - zakomunikowała i już jej nie było. Nigdy nie lubiłam zapachu tytoniu, wzbudzał we mnie wymioty i potem moje włosami nieprzyjemnie śmierdziały.
Czekając na Chloe zaczęłam czytać ostatnio zaczętą książkę o tytule "If I stay”. Podobała mi się historia w niej zawarta, mimo że jestem dopiero na początku powieści. Mieliśmy piętnaście minut przerwy, a dodatkowo profesor puścił nas pół godziny wcześniej, więc miałam naprawdę dużo czasu na kontynuowanie czytania. Gdy byłam zagłębiona w opowieści nic mnie nie interesowało, nie obchodziło mnie to kto obok mnie się znajduje, co robią inni. Liczyła się tylko ta historia i to jak na mnie wpływała, jakie wzbudzała we mnie emocje. Uwielbiałam to w książkach, bo zawsze wzbudzały we mnie coś czego nigdy wcześniej nie czułam.
- Maggie… - głos dobiegający z mojej prawe strony sprowadził mnie na ziemię, a książka którą trzymałam na kolanach spadła na podłogę robiąc niepotrzebny hałas. Louis podniósł ją z ziemi i położył na ławce przede mną.
Popatrzyłam na niego wściekłym wzrokiem. Co on tutaj robił? Czego ode mnie chciał? Pytania te zostawały w mojej głowie bez odpowiedzi.
- Proszę cię, wysłuchaj mnie. - poprosił, a ja spuściłam tylko głowę w dół nie chcąc na niego patrzeć.
- Idź stąd. - nakazałam mu, ale on nic sobie z tego nie robił. Siedział tylko na krześle obok i patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Nie, muszę ci coś powiedzieć. - odpowiedział, a ja tylko przewróciłam oczami. Otworzyłam więc książkę i czytałam dalej ignorując szkodnika siedzącego obok mnie.
Louis jednym ruchem zamknął moją książkę i zabrał mi ją.
- Co ty robisz? Oddaj mi ją. - nakazałam nachylając się w jego kierunku i sięgając po książkę, ale wystawił rękę dalej i nie miałam szansy jej dotknąć. Odwróciłam się za siebie, dostrzegłam że wszyscy zgromadzeni w sali byli zajęci sobą. Nie patrzyli nawet na nas, z czego byłam zadowolona, bo nie potrzebne mi było jeszcze późniejsze tłumaczenie się przed nimi dlaczego tak się wykłócałam z Louisem.
- Weź ją sobie, ale zejdź mi z oczu. - powiedziałam do niego, po czym odwróciłam głowę w stronę okna.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że chcę się z tobą spotykać. - zaczął, ale mną to wcale nie ruszyło. Nie interesowało mnie co pan Louis Pieprzony Tomlinson chciał, czy też nie chciał robić.
- No wiesz, jak chłopak z dziewczyną. - dodał, a ja rozszerzyłam oczy ze zdziwienia odwracając twarz w jego stronę.
- Co? - zapytałam wytrącona z równowagi.
- Wiem, że nie udało nam się to wcześniej, ale teraz obiecuję ci Maggie, że się postaram abyś była szczęśliwa. Żebyś miała to na co zasługujesz, bo jesteś tego warta.
Nie mogłam uwierzyć to co on mówił, patrzyłam tylko na niego niepewna co mam powiedzieć, albo co z sobą zrobić. Zatkało mnie.
- Proszę powiedz coś. - zaśmiał się nerwowo bawiąc się palcami.
Pokręciłam głową.
- Poprzednim razem mówiłeś podobnie Louis, a ja nie wiem czy tym razem nie kłamiesz. - odezwałam się po chwili.
- Mam wrażenie, że mówisz mi to teraz bo potrzebujesz zapewnienia że wszystko jest dobrze między nami. Ale ja muszę cię rozczarować, nie jest i nie wiem czy w ogóle będzie. Zawiodłam się na tobie, a jeśli znów ci zaufam będę myśleć ciągle o tym że znów zrobisz coś nie tak. Zostawisz mnie znów samą i powiesz że nie jestem dla ciebie ważna. Tak się nie robi Louis, a ja potrzebuję faceta, prawdziwego faceta a nie jakiejś ciamajdy. - odpowiedziałam próbując się nie rozpłakać.
- Maggie zapewniam cię, że tym razem nie dam ci powodów do płaczu, ani zwątpienia we mnie. Tylko błagam daj mi jeszcze jedną szansę, to wszystko czego pragnę. - poprosił łapiąc mnie za dłoń pod ławką. Wiedziałam, że ta rozmowa nie powinna odbywać się w takim miejscu, wiedziałam że jest za wcześnie, wiedziałam też że nie mam pojęcia co mam mu w takiej sytuacji odpowiedzieć, ani jak się zachować. Ale jego wielkie oczy błagały mnie o jeszcze jedną szansę i o to bym rozpatrzyła jeszcze raz jego propozycję.
- Daj mi trochę czasu na przemyślenie tego. - poprosiłam, a on z lekkim uśmiechem na ustach kiwnął głową i złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni, po czym wstał i wyszedł. Okej, co ja narobiłam?

***

Punkt osiemnasta przekroczyłam próg domu. Byłam tak zmęczona, że jedyne o czym marzyłam to wziąć gorący prysznic i położyć się do łóżka. Rozmowa z Louisem, zajęcia do późna, a dodatkowo referat z Chloe, który nas wykończył sprawiły że nie miałam w ogóle sił na robienie czegokolwiek innego, niż dwie wymienione wyżej czynności. Ale gdy tylko do moich uszu dobiegł irytujący śmiech pani Payne, wiedziałam że ten dzień się jeszcze nie skończył.
- Maggie,to ty? - rozweselona mama wystawiła głowę z salonu.
- Cześć mamuś. - przywitałam się z nią wymuszając uśmiech.
- Jak było na zajęciach? - zapytała. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w dłoni kieliszek z czerwonym winem.
- Długo i męcząco. - odpowiedziałam zmęczonym głosem.
- W piekarniku masz obiad. - zakomunikowała uśmiechając się do mnie, po czym wróciła do swojego gościa siedzącego w salonie. Zastanawiałam się po co ta kobieta znów do nas przyszła, ale to w końcu przyjaciółka mojej mamy, więc odpowiedź nasuwała się sama.
- Dzień dobry pani Payne. - przywitałam się z mamą Liama i przeszłam przez salon do kuchni. Zapach zapiekanki z kurczakiem doleciał do moich nozdrzy sprawiając, że w moim brzuchu zaburczało. A gdy tylko otworzyłam drzwi piekarnika wiedziałam, że zjem dużo.
Nałożyłam sobie na talerz trochę obiadu i nabierając pierwszy kęs na widelec włożyłam go do ust. Smakowało bosko, tego mi było trzeba po całym dniu zmagań z problemami - domowego obiadu przygotowanego przez moją mamę. I jeszcze długiej kąpieli w wannie. Oj tak, to moje marzenie na dzisiejszy wieczór.
- Hej. - głos Liama dobiegł mnie z lewej strony, tak że aż podskoczyłam na krześle. Chłopak wsunął głowę przez drzwi prowadzące na taras.
- Ale mnie przestraszyłeś Li. - powiedziałam łapiąc się za serce i udając że mam zawał.
- Sorka. - wzruszył ramionami wchodząc do kuchni i siadając naprzeciwko mnie. Jego twarz wyglądała okropnie. Siniak na lewym policzku i rozwalony kącik ust.
- Dopiero wróciłaś? - zapytał przyglądając mi się uważnie. Kiwnęłam głową.
- Masz siłę pogadać? - zapytał niepewnie po chwili badając mój nastrój.
- Jasne. - odpowiedziałam zgadzając się. I tak miałam z nim pogadać, więc skoro on teraz u mnie jest to mamy okazję.
Po skończonym posiłku włożyłam brudny talerz do zmywarki i ruszyłam za Liamem na taras. Nasze mamy siedziały w salonie racząc się winem i jakimiś przekąskami, więc postanowiliśmy im nie przeszkadzać.
Usiadłam na huśtawce stojącej naprzeciwko schodów, a Liam obok mnie. Widziałam, że się stresował ja tak samo. Ale musieliśmy poruszyć pewien temat, który wisiał nad nami od kilku dni.
- Jesteś z nim? - zapytał prosto z mostu, nie owijając w bawełnę.
- Nie, ale rozmawiałam z nim dziś. Poprosił byśmy spróbowali jeszcze raz.
- I co odpowiedziałaś?
- Że muszę się zastanowić i aby dał mi czas. - popatrzyłam na przyjaciela niepewnie. Bawił się palcami w nerwowym geście.
- A co postanowisz? - zapytał patrząc mi prosto w oczy, z których mogłam wyczytać jedno: żebym się nie godziła być z Louisem.
- Nie wiem. Czasem mam wrażenie, że to ten jedyny, no wiesz motylki w brzuchu i tak dalej. A czasem go nienawidzę, bo jest wredny i mnie od siebie odtrąca. - wyjaśniłam przypominając sobie sytuację sprzed tygodnia, gdy to Louis mnie zostawił samą na środku korytarza na uczelni, a potem stwierdził że nie jestem dla niego ważna.
- Czujesz coś do niego? - zapytał po chwili niepewnie.
- To skomplikowane pytanie Li, nie mam pojęcia jak mam na nie odpowiedzieć. Ponieważ raz go nienawidzę, a raz czuję jak coś w żołądku mi się przewraca na samą myśl o nim. Jest niezłą partią i można dostać orgazmu na samą myśl o nim. - Liam wciągnął głośno powietrze słysząc moje szczere słowa. Zaśmiałam się z jego reakcji.
- Ale to nie tak, że mam od razu się z nim umawiać czy iść do łóżka. Po prostu podoba mi się z zewnątrz. W środku też na pewno jest wart uwagi, ale jakoś jeszcze nie pokazał mi jaki jest lub może być naprawdę.
A może jego ostatnie zachowanie pokazuje jaki jest? Aż podniosłam się gwałtownie z huśtawki. Nie to nie może być prawda.
- Rozumiem. - Liam, jakby posmutniał słysząc moje słowa. Zrobiło mi się go żal widząc go w takim wydaniu.
- Ale hej, ty zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. - uniosłam palcem wskazującym jego brodę w górę.
- Wiem. - odpowiedział tuląc mnie do siebie. - Między nami wszystko w porządku? - zapytał po chwili.
- Oczywiście. - zapewniłam tuląc się do niego jeszcze bardziej. To właśnie uwielbiałam w Liamie. Był jednym z tych chłopaków, którzy nie wstydzą się okazywać uczuć wobec innych. To w nim kochałam.
- A jak twoja mama zareagowała, gdy cię zobaczyła? - zapytałam po chwili.
- Pytała co mi się stało, ale nie powiedziałem jej nic. To nie jej sprawa, a moja. - odpowiedział pociągając nosem. Czy on płakał?

__________________________________________
Witajcie najlepsi czytelnicy na świecie!
Przybywam z nowym rozdziałem w ten jakże piękny dzień :)
Ale mam dla Was również coś fajnego. ZWIASTUN! W końcu go zrobiłam :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i napiszecie mi co o nim sądzicie, bo naprawdę długo nad nim pracowałam.
Miłego wieczoru, a jeśli są tutaj jacyś maturzyści to trzymam za Was kciuki za jutrzejszą matematykę. Dacie radę!
Buziaki!

2 komentarze:

  1. Wow ! Dobrze tak Louisowi ! mógł w szpitalu wylądować huhu *o*
    takie szczere rozmowy w ciągu rozdziału.. i kogo tu wybrać ? Oczywiście że biedaczka Liama :(
    Czekam na następny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Liama hehe bardzo dobrze zrobił, że obił mordę Louisowi. Sorry, ale Tomlinson działa mi na nerwy.
    Oby tylko nie wybrała Lou, przez niego będzie cierpieć, a z Li byłaby szczęśliwsza.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    save-me-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń