Środa.
Czy
może być coś gorszego od środka tygodnia? Dwa dni tygodnia
minęły, zostały jeszcze dwa do weekendu. Chociaż w tym tygodniu
wolałabym, aby czas leciał naprawdę powoli bo zbliżała się ta
nieszczęsna impreza. Wczoraj wieczorem napisała do mnie Chloe.
Poinformowała mnie, że idziemy dziś we trójkę, po zajęciach do
sklepu wybrać coś szałowego. Przewróciłam oczami na to, bo
przecież ja nienawidzę zakupów a w dodatku z nią. Zazwyczaj, gdy
się na nie wybieramy ona trajkocze jak najęta, a ja milczę jak
owca. Jest mi wtedy niedobrze, bo ile może słuchać ciągle
gadającej Chloe? Czasem to już się robi nudne, a zbyt częste
chodzenie z nią do sklepów może spowodować stały ubytek na
zdrowiu. Nie powinnam tak ryzykować, ale co miałam zrobić?
Odmówić? To by mnie chyba zjadła żywcem.
Jeśli
jeszcze chodzi o wczorajszy wieczór to raczej nie zaliczę go do
udanych. Liam się na mnie poważnie obraził. Powiedział, że nie
może przyjaźnić się z kimś kto nie jest z nim szczery.
Powiedziałabym mu o tym chłopaku z uczelni, i że Chloe chce mnie z
nim umówić, ale przez cały czas który ze sobą spędziliśmy,
Liam mnie ignorował. Czasem jego humorki doprowadzały mnie do
szału. Nawet jak mnie odwiózł po obiedzie do domu, to nie
powiedział nawet głupiego cześć na pożegnanie. Patrzył w inną
stronę, jakby chciał mi przekazać niemą wiadomość, żebym sobie
już stąd poszła i nie truła jego cennego powietrza.
Dzisiejszego
ranka zaraz po wstaniu pomyślałam sobie, że będę musiała wyjść
wcześniej z domu bo chłopak po mnie nie przyjedzie. Witaj
autobusie, pomyślałam.
Schodząc
na dół po schodach, gdy już się przygotowałam i przebrałam,
weszłam do kuchni. Moja mama rozmawiała akurat z kimś przez
telefon trzymany między uchem, a barkiem. Robiła kanapki jedną
ręką, a drugą zalewała kubki wrzącą wodą. Podeszłam do niej,
aby jej pomóc. Wyjęłam nóż z jej dłoni, a kobieta aż
podskoczyła z zaskoczenia. Pomachałam jej przed twarzą, gdy
zamarła na chwilę. Pięć sekund później odzyskała równowagę i
kiwnęła tylko głową w moją stronę, po czym zniknęła w swoim
gabinecie. Wzruszyłam tylko ramionami i dokończyłam robienie
kanapek. Poukładałam wszystkie ładnie na dużym talerzu i
odwracając się za siebie, chciałam położyć je na blacie wysepki
kuchennej, gdy prawie dostałam ataku serca.
Liam
siedział na jednym z krzeseł przypatrując się mi z uśmiechniętą
miną.
-
Co ty tutaj robisz? - zapytałam zakładając zbłąkane pasemko
włosów za ucho.
-
Jak co dzień czekam na ciebie, by odwieźć cię na uczelnię. -
oznajmił zabierając z talerza jedną z kanapek i biorąc ją do
ust.
-
Ale...
-
Żadnego ale Mag, tak ma być i niech tak już będzie. - oznajmił
wzruszając lekko ramionami. Nie rozumiałam jego dzisiejszej
reakcji. Najpierw się na mnie wkurza mówiąc, że nie jestem z nim
szczera, a na drugi dzień zachowuje się jakby nigdy nic się nie
stało. To jest naprawdę dziwne i nie mam pojęcia, jak ja mam za
nim nadążyć, gdy jego nastrój co chwila się zmienia.
Poddałam
się, nawet nie wiem co miałam powiedzieć w takiej sytuacji. Liam
wydawał się taki wycofany, jakby bał się cokolwiek powiedzieć i
obawiał się mojej reakcji na jego zachowanie. Nie poznawałam go.
Wczoraj był jeszcze inny.
-
Dzień dobry Liam. - moja mama przerwała nam rozmowę, a raczej
niezręczne milczenie. Ucałowała mnie w czoło, po czym usiadła
obok.
-
Dzień dobry pani Malik. - Li posłał mojej mamie najbardziej
nieszczery uśmiech, na jaki było go dziś stać.
-
Jak praca? - zapytał wskazując oczami na telefon leżący obok
dłoni mojej mamy.
-
Męcząca. - odpowiedziała mama przewracając oczami. Chyba
przewracanie oczami mam po niej, pomyślałam sobie.
Moja
mama była dobrze zarabiającym prawnikiem w Londynie. Trudna sprawa?
Dla mojej mamy to bułka z masłem. Nie było takiego problemu, aby
moja mama go nie rozwiązała z korzyścią dla jej klienta.
Popatrzyłam
na Liama. Był zamyślony, albo wkurzony na mnie, ale nie okazywał
tego na zewnątrz, a przeżywał od środka.
-
Dobra, dzieciaki ja już lecę do pracy. Maggie pamiętasz, że dziś
wieczorem jedziemy do dziadków? - zapytała mama pakując rzeczy do
torebki. Strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło. Całkiem o tym
zapomniałam. Jeszcze te zakupy z dziewczynami. Zwariuję chyba dziś.
-
Zapomniałaś? - zapytała uśmiechając się do mnie lekko.
Pokiwałam głową przyznając jej rację.
-
Oj Maggie, Maggie co z ciebie wyrośnie. - mama zaśmiała się, po
czym dodała. - Oczywiście Liam także może jechać, jeśli tylko
chce. - popatrzyłam na Liama, który wpatrywał się w moją
rodzicielkę szeroko otwartymi oczami.
-
Oczywiście. - mruknął tylko cicho pod nosem, gdy moja mama szła w
kierunku drzwi prowadzących na zewnątrz.
-
Dobra, to ja ogarnę tutaj i możemy jechać. - oznajmiłam
zeskakując ze stołka i zabierając już pusty talerz po kanapkach i
nasze kubki. Skoro Liam mnie odwiezie na uczelnię, nie muszę się
aż tak bardzo śpieszyć na autobus.
Nie
odzywając się, ani nawet nie odwracając w jego stronę zaczęłam
myć naczynia. W pewnym momencie poczułam jakieś ciepło dochodzące
z lewej strony. Kątem oka zauważyłam jak Liam staje obok i mi się
przygląda.
-
Co? - zapytałam wkurzona, ale jednocześnie rozbawiona tym jak na
mnie patrzył.
-
Ślicznie dziś wyglądasz. - powiedział podając mi ścierkę do
wytarcia rąk. Popatrzyłam na swój strój. Nie miałam na sobie
dziś nic specjalnego. Dżinsy, biała koszulka i granatowa, cienka
marynarka.
-
To miał być komplement? - zapytałam odkładając ściereczkę na
bok i patrząc mu przy tym prosto w oczy.
-
Nie. - widziałam, że Liam się zawstydził co było dla mnie
nowością widząc go w takim właśnie stanie. Nie powiem, ale było
to słodkie. Chłopak odwrócił się do mnie tyłem i ruszył w
stronę salonu, wcześniej zabierając moją torbę z krzesła.
-
Chodź Mag, mam dla ciebie niespodziankę. - powiedział.
Przewróciłam tylko oczami obawiając się co on znów takiego
wymyślił.
***
-
Ostrożnie! - Liam krzyknął prosto do mojego ucha, gdy parkowałam
przed uczelnią. Tak, Liam dał mi prowadzić jego samochód. Nie
myślałam, że jak powie że ma dla mnie niespodziankę, to akurat
ma coś takiego na myśli. Wariat jeden.
-
Przecież jeżdżę ostrożnie, co się rzucasz. - rzuciłam do niego
wysiadając z samochodu. Liam, jak to facet przewrażliwiony na
punkcie swojego samochodu, wypadł z niego i zaczął oglądać je z
każdej strony. Śmiać mi się chciało, jak widziałam go takiego
przejętego tym, że jego "maleństwu", jak to często
mówi, mogło się coś stać. Przewiesiłam torebkę przez ramie i
stałam obok, czekając, aż w końcu dokładnie i nie omijając
żadnego centymetra, oglądnie swoje cudo. Jechałam naprawdę
ostrożnie. Od trzech lat mam prawo jazdy i na serio jestem dobrym
kierowcą, tak przynajmniej twierdzi mój tata.
-
Ciesz się, że go nie uszkodziłaś, bo inaczej...
-
Co inaczej? - przerwałam mu w połowie zdania.
-
Miałabyś zakaz na zbliżanie się do mojego Audi. - zakomunikował
podpierając się po bokach i przyjmując pewną siebie postawę.
Przyjęłam taką samą pozycję co on i mierzyliśmy się wrednym
spojrzeniem, dopóki naszego „zabijania się” nie przerwał jakiś
śmiech. Obydwoje jak na komendę odwróciliśmy się w tamtą
stronę. To Chloe i Kate śmiały się z nas. Na twarzy tej pierwszej
gościł wielki uśmiech od ucha do ucha, a ta druga była bardziej
niż zdziwiona naszym przekomarzaniem się. Pokazałam dziewczynom w
górę uniesiony palec wskazujący oznajmiający, że zaraz do nich
dołączę, gdy tymczasem zwróciłam swoją uwagę na Liama.
-
I co samochodzik cały i zdrowy? - zapytałam z pełną powagą.
-
Tym razem ci się udało. - odpowiedział kiwając z uznaniem głową.
-
To dobrze, bo już myślałam że wątpisz w moje umiejętności. -
nie poczułam się urażona tym jakże wrednym komentarzem.
Rozumiałam przewrażliwienie facetów na punkcie ich samochodów.
-
Nigdy nie wątpiłem w twoje umiejętności. - powiedział podchodząc
bliżej mnie. Złożył na mym policzku czuły i zarazem, lekki jak
piórko pocałunek, po czym wsiadł do samochodu. Otworzył okno od
strony kierowcy i powiedział na odchodnym.
-
Zawsze w ciebie wierzyłem i wierzyć będę. - po czym wcisnął
jedynkę i ruszył w piskiem opon przed siebie, machając mi
wyciągniętą dłonią przez okno. Pokręciłam tylko głową, i
szybko przebiegając na drugą stronę ulicy, dołączyłam do
dziewczyn, które śmiały się z naszych poczynań.
-
On się w tobie kocha. - oznajmiła Chloe, gdy weszłyśmy do gmachu
uczelni i od razu skierowałyśmy się na górę pod salę.
-
Co? - zapytałam zdziwiona, ale też miałam nadzieję że może
jednak się przesłyszałam.
-
Liam coś do ciebie czuje i to widać na kilometr Mag. - powtórzyła,
gdy weszłyśmy do łazienki. Jakieś przypadkowe dziewczyny myjące
akurat dłonie posłały mi lekki uśmiech, którego ja nawet nie
potrafiłam odwzajemnić, ponieważ nie byłam w stanie. Chloe zawsze
zauważała takie rzeczy, ja nie wiem czy ona miała jakiś dar, czy
co, ale zawsze jak powiedziała że ktoś się w kimś kocha to
zawsze tak było. Podobna sytuacja była z Kate. Chloe też jej
powiedziała że Sebastian się w niej zakochał, Kate nie chciała
tego słuchać, bo twierdziła że jednak Sebastian to tylko i
wyłącznie przyjaciel. Gdzie tymczasem chłopak starał się tak
bardzo, aby Kate go zauważyła i w końcu to się udało. I od
jakichś czterech miesięcy są parą.
Ale
w to co przyjaciółka teraz wygadywała, nie wierzyłam. Nie mogło
być tak, że Liam się we mnie zakochał. Ja go traktuję jak brata,
co prawda traktuję go lepiej niż własnego brata, ale o tym nie
mówmy. Liam jest naprawdę dobrym przyjacielem, jest zawsze gdy go
potrzebuję, stara się mnie rozśmieszać i poprawiać mi humor, gdy
jest mi źle. Ale żeby być kimś więcej dla mnie to jest...
niemożliwe! Ja sobie tego nie wyobrażam po prostu.
-
Pieprzysz głupoty. - powiedziałam w końcu, gdy wyszłyśmy z
toalety. Obawiałam się, że dziewczyna może mieć rację ale żeby
od razu miłość? Może zauroczenie chociaż? To przynajmniej
mniejsze koszty. Człowiek nie jest aż tak... jakby to powiedzieć
zapatrzony w tą osobę. Jeju o czy ja w ogóle myślę? Liam to
kumpel od piaskownicy i tyle. Nic więcej między nami nie będzie,
tylko przyjaźń.
-
A wiesz, że najlepsze związki budowane są właśnie na przyjaźni?
- zapytała Kate, gdy siadałyśmy na swoim miejscu.
-
Jeszcze ty mnie dobij swoimi teoriami na temat miłości, a już w
ogóle padnę tutaj na zawał. - powiedziałam siadając między
Kate, a Chloe.
-
Cześć dziewczyny. - jakiś męski i naprawdę delikatny głos
pieszczący moje uszy, odezwał się przed nami. Jak na rozkaz
wszystkie trzy spojrzałyśmy w tamtą stronę.
Louis.
To
on przypatrywał się nam z niższej ławki razem ze swoimi kolegami.
Patrzyli na nas, a my na nich. Pierwsza z transu otrząsnęła się
Chloe.
-
Cześć chłopaki. Jak tam co tam? - zapytała patrząc na mnie i
wzruszając niezauważalnie ramionami. Czyżby Louis ją onieśmielił
do tego stopnia, że zapomniałaby jak się mówi?
-
Tak się zastanawialiśmy z chłopakami - Louis wskazał na blondyna,
a później na loczka – Czy moglibyśmy zabrać jakieś dziewczyny
na tą imprezę w sobotę. - wyjaśnił, a moja mina chyba mówiła
wszystko. Dobra wiem, nie chciałam się z nim umawiać, bo się go
wstydziłam. Dziwne, ale jednak prawdziwe. Wstydziłam się go,
onieśmielał mnie do tego stopnia że nawet nie mówiłam mu cześć
na korytarzu gdy się mijaliśmy. Ale teraz, gdy usłyszałam że
chce zabrać jakąś dziewczynę w sobotę to, aż mi się słabo
zrobiło.
-
Jasne. - odpowiedziała Chloe marszcząc brwi. Wiedziała, że ja nie
będę z tego zadowolona, ale cóż takie życie. Jakby co to mam
Liama i to z nim idę nie mogę o tym zapomnieć. Mogę się dobrze
bawić z Chloe, Kate, Mattem, Sebastianem i najważniejszą i
najlepszą osobą, czyli właśnie Liamem.
-
To super, fajnie. - powiedział patrząc przez chwilę na mnie, taką
załamaną ale jednak nie poddającą się, po czym odwrócił się
do nas plecami. Chloe poklepała mnie tylko po ramieniu dodając
otuchy, ale ja pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i przykładając
sobie palec do ust pokazałam jej, że nie mam ochoty o tym gadać,
zwłaszcza teraz gdy on siedzi przede mną.
***
Podczas
moich drugich zajęć, wykład z profesorem Fitchem, który okazał
się tak świetnym wykładowcą już na pierwszych zajęciach,
dostałam smsa. Komórka odezwała się na ławce obok mojego
zeszytu, gdy uważnie przysłuchiwałam się słowom profesora. Chloe
zaśmiała się cicho z tego co się stało, a ja aby mój telefon
nie narobił jeszcze większego hałasu w cichej sali, wzięłam go
do ręki. Tak, aby profesor nie widział szybko odblokowałam ekran i
naciskając „otwórz” widniejące na środku małego ekranu
odczytałam tajemniczą wiadomość od nieznajomego numeru.
Ślicznie
dziś wyglądasz. Granatowy podkreśla kolor pięknych oczu.
Otworzyłam
szeroko oczy ze zdziwienia i szturchając lekko Chloe w ramię
przesunęłam telefon w jej stronę. Ta odczytała wiadomość i
popatrzyła na mnie z oczami jak spodkami.
-
Kto to? - szepnęła w moją stronę tak cicho, że tylko ja to
słyszałam.
-
Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam szczerze. Skąd miałam to
wiedzieć? Nie znałam numeru, ani jego właściciela. - Co mam
odpisać? - zapytałam po chwili zastanowienia.
-
Daj. - nakazała blondynka wyrywając mi telefon z rąk. Kate
przypatrywała się nam i temu co obydwie robimy.
-
I wyślij. - szepnęła Chloe oddając mi telefon, a ja prawie że
krzyknęłam na nią gdy przeczytałam treść wiadomości jaką
wysłała do nieznajomego.
Ty
też wyglądasz niczego sobie mój Tajemniczy adoratorze. Tylko tak
się zastanawiam dlaczego nie chcesz podejść i ze mną pogadać w
cztery oczy. Myślę, że tak byłoby prościej niż pisać
wiadomości
W
tamtym momencie myślałam, że ją zabiję. Ale to co stało się
później mocno mną wstrząsnęło.
Obawiam
się, że nie mam na tyle odwagi aby podejść do Ciebie i zagadać.
Wstydliwy ze mnie chłopak, ale wiedz że strasznie mi się podobasz
Kurde
no, kto to jest? Rozejrzałam się po sali, ale każdy z chłopaków
siedzących na wykładzie, a było ich naprawdę zaledwie kilku,
przysłuchiwało się uważnie słowom profesora. Nie miałam pojęcia
co mam o tym wszystkim myśleć. To było nie do pomyślenia, bo
przecież skąd jakiś obcy koleś miał mój numer telefonu?
Tym
razem jak napisałam wiadomość i od razu rozejrzałam się po sali.
Może akurat trafię na któregoś który wysyła te wiadomości.
Ja
też nie należę do odważnych osób, ale jeśli chodzi o stosunki
damsko-męskie to sprawa wygląda inaczej. Ujawnij się, a myślę że
damy radę się dogadać
Wcisnęłam
wyślij i czekałam na jakiś ruch któregoś z moich kolegów ze
studiów. Nie zauważyłam niczego co by wzbudzało mój niepokój.
Byłam tak blisko poznania, prawdy a tak bardzo daleko od dowiedzenia
się kim jest tajemniczy autor tych dziwnych, a zarazem
podniecających wiadomości. Wiedziałam też że muszę poczekać na
dręczące mnie odpowiedzi.
***
-
Dziewczyny ja naprawdę nie mam ochoty iść na zakupy. Mam dziś
spotkanie rodzinne, na które też nie mam ochoty jechać. Liam jest
na mnie zły, a do tego te głupie wiadomości. - zajęczałam
wymachując telefonem w górze, gdy weszłyśmy do pierwszego
lepszego sklepu z ciuchami.
-
Ja to wiem Mag, ale musisz świetnie wyglądać na sobotniej
imprezie. Niech każdy z chłopaków, którzy tam będą wie że
jesteś wolna i do wzięcia. - Chloe klasnęła w ręce podając mi
jaskrawo czerwoną sukienkę bez ramiączek.
-
Ta odpada. - jęknęłam widząc ten skrawek materiału. Ona oszalała
chyba jeśli myślała, że założę takie coś na siebie.
-
A ta? - zapytała Kate podając mi granatową, nie tak bardzo obcisłą
sukienkę nad kolano z grubymi ramiączkami. Ta mi się bardziej
podobała. Była taka prosta, ale zarazem zmysłowa i oddająca
kawałek mnie.
-
Może być. - uśmiechnęłam się do niej. Popatrzyłam na Chloe,
która buszowała pomiędzy wieszakami. Gdy tymczasem ja udałam się
do przymierzalni. Założyłam na siebie granatowe cudo, które
prześlizgnęło się po moim ciele jak po świeżym masełku. Była
idealna, nie za wyzywająca, nie za bardzo krótko. W sam raz.
Takiego czegoś szukałam, a tymczasem Kate mnie uratowała.
-
Dziewczyny, możecie tutaj podejść? - poprosiłam wychylając głowę
zza zasłonki w przymierzalni. Obydwie przybiegły natychmiast.
-
No pokaż się cukiereczku. - powiedziała Chloe, gdy odsłaniałam
zasłonkę. Obie zaniemówiły, lustrowały moje ciało od góry do
dołu, aż lekko się zaczerwieniłam.
-
Beznadziejnie, prawda? - zapytałam, gdy żadna się nie odezwała.
-
Ślicznie wyglądasz, a ten granat podkreśla twoje oczy. - zauważyła
Kate.
-
Dziewczyno jakie ty masz nogi. - prawie, że wykrzyknęła Chloe
wymachując rękoma przed sobą. Uśmiechnęłam się do nich
nieśmiało.
-
Dziękuję. - odpowiedziałam zasłaniając zasłonkę, aby móc
ściągnąć z siebie sukienkę.
Po
chwili wyszłam z przymierzalni z ubraniem w ręce i dołączyłam do
dziewczyn, które buszowały jeszcze między wieszakami, ale jak to
określiła Chloe - w tym sklepie nie ma dla nich nic odpowiedniego.
Zostawiły mnie, bym zapłaciła za swoją sukienkę a same poszły
do drugiego sklepu aby może tam coś znaleźć.
Dołączyłam
do nich po chwili i spędziłyśmy praktycznie całe popołudnie w
sklepie, dopóki dziewczyny czegoś nie znalazły.
***
-
Tak miło was dziś widzieć. - moja babcia rozpłynęła się nad
nami, gdy tylko nasza czwórka przekroczyła próg jej domu. Dziadek
gdzieś tam w oddali krzyczał coś niezrozumiałego, zapewne chciał
abyśmy zaczekali na niego. Popatrzyłam na Liama, który wyglądał
tak przystojnie w czarnych spodniach, białej koszulce i czarnej
marynarce, że nie mogłam oderwać od niego swoich oczu. Ja
natomiast przebrałam się w kremową spódnicę, bluzeczkę na
ramiączkach i biały sweterek.
-
Dobry wieczór babciu. - przywitałam się z najukochańszą kobietą
na świecie, u której spędzałam najlepsze wakacje co roku.
-
Witaj Maggie, ale ty wydoroślałaś. - babcia przypatrywała się
mnie z szeroko otwartymi oczami. Zaczerwieniłam się lekko widząc
jak wszyscy się na mnie patrzą. Było to trochę, a nawet bardzo
przerażające.
-
Poznajcie mojego przyjaciela, Liama. - przedstawiłam im chłopaka.
Uścisnął obojgu dłonie i nim się zorientowaliśmy siedzieliśmy
w salonie u dziadków popijając ciepłą i dobrą herbatę.
-
Od kiedy jesteście razem? - oczywiście, że babcia musiała zadać
nam to pytanie. Liam prawie, że się zakrztusił herbatą, ja
otworzyłam szeroko oczy.
-
My nie jesteśmy razem. - oznajmiłam. - Jesteśmy tylko
przyjaciółmi. - dodałam patrząc raz na babcię, raz na dziadka.
-
Nie wkręcajcie nas tutaj, ja widzę jak na siebie patrzycie. -
oznajmiła babcia kiwając głową w przekonywający sposób. Liam
westchnął tylko głęboko, a ja postanowiłam coś z tym zrobić.
-
Nic nas nie łączy oprócz przyjaźni. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- powiedziałam to ponownie i dobitnie, tak aby babcia w końcu
przestała gadać takie głupoty jak przed chwilą.
-
Mieszkamy obok siebie i znamy się od dzieciństwa. - wtrącił Liam
widząc moją zaniepokojoną minę.
-
Przyjaźń to przyjaźń, ale może jednak miłość się z tego
zrodzić. - babcia, aż romarzyła się nad swoimi słowami, a ja
wstałam gwałtownie z kanapy.
-
Dość tego, Liam, chodź. - oznajmiłam kładąc kubek na niskim
stoliku. Li zrobił to samo co ja, po czym przepraszając wyszliśmy
z domu.
Na
zewnątrz słońce chowało się już za horyzontem. Wyszliśmy
tylnymi drzwiami do ogrodu. Usiadłam na jednej ze starych huśtawek,
które dziadek zbudował dla mnie i Zayna gdy byliśmy mali. Liam
zajął miejsce obok mnie. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Ja
zamyślona i patrząca na chowające się słońce, a Liam bujał się
lekko na huśtawce.
-
Przepraszam za nich. - powiedziałam w końcu odwracając głowę w
jego stronę. Chłopak miał cały czas spuszczoną głowę w dół,
ale gdy wypowiedziałam te słowa popatrzył na mnie uśmiechając
się lekko.
-
Nie masz za co przepraszać. Moi dziadkowie są identyczni. -
wzruszył ramionami jakby chciał mi przekazać, że wie co to za ból
mieć tak dociekliwych dziadków.
-
Dziękuję ci, że tutaj ze mną przyjechałeś. - powiedziałam
przypominając sobie sytuację z rana, gdy to Liam był na mnie tak
strasznie zły i już myślałam, że nici z tego żeby ze mną tutaj
przyjechał.
-
Nie ma za co, czego nie robi się dla przyjaciół. - uśmiechnął
się posyłając mi oczko.
Popatrzyłam
na niego, gdy odwrócił wzrok i patrzył w niebo. Jest naprawdę
przystojny i atrakcyjny. Króciutkie włosy, prosty nos, pełne usta,
tak zdecydowanie Liam to niezły chłopak i mógłby mieć każdą
dziewczynę jaką by chciał. I tak się właśnie zastanawiam
dlaczego on nikogo nie ma? I znów w mojej głowie pojawiły się
słowa Chloe, mówiące że Liam się we mnie zakochał. Nie, to nie
może być prawda. Ja go traktuję jako przyjaciela, a on mnie jak
przyjaciółkę. I tak powinno zostać.
-
O czym myślisz? - zapytałam chłopaka, gdy żadne z nas się nie
odzywało.
-
O tym jak tu jest pięknie. - odpowiedział spoglądając na mnie. -
W lecie musi być tu naprawdę przyjemnie.
-
Tak, pamiętam jak przyjeżdżaliśmy z Zaynem tutaj na wakacje, gdy
byliśmy młodsi. Siedzieliśmy z dziadkiem do nocy w ogrodzie i
graliśmy w karty. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. To były
piękne i niezapomniane czasy z naszego dzieciństwa, gdy jeszcze
Zayn był normalny i można z nim było normalnie porozmawiać.
-
Masz szczęście, że masz takich wspaniałych dziadków i rodzinę.
Naprawdę powinnaś to doceniać. Wiem, że czasem są wkurzający i
tak dalej, ale jednak to nadal twoja rodzina Mag i oni się o ciebie
troszczą. - powiedział łapiąc mnie za rękę. Już miałam
przewrócić oczami na jego śmiałe słowa, ale jednak się
powstrzymałam. Słynę z tego, że jestem wybuchowa i podejmuję
decyzje szybko i pod wpływem chwili, ale jednak w tym momencie słowa
Liama dużo dla mnie znaczyły i zatrzymałam się na chwilę aby
pomyśleć. Chłopak ma stuprocentową rację. Zawsze decyzje moich
rodziców, czy ich narzucanie mi ustalonych z góry zasad, były dla
mnie nie do przyjęcia. A ten oto mądry człowiek mi to wszystko
uświadomił. To moi rodzice, to oni sprawili że jestem na tym
świcie, to oni dali mi życie, do cholery! Powinnam ich lepiej
traktować i nie wkurzać się na nich czy na dziadków, gdy zwrócą
mi uwagę, albo powiedzą jakiś złośliwy komentarz. Ale cóż, to
wszystko sprowadza się do mojego specyficznego charakteru. Zaśmiałam
się cicho zamykając oczy i kręcąc przy tym głową.
-
Z czego się śmiejesz? - zapytał Liam odwracając głowę w moją
stronę i przyglądając mi się z zaciekawieniem. - Powiedziałem
coś śmiesznego? - dopytywał.
-
Nie, ja po prostu uświadomiłam sobie jaka ja jestem głupia. - i
znów śmiech.
-
Ty głupia? Dobre sobie. - Liam zaśmiał się z moich słów, ale
gdzieś tam w głębi jego głosu słyszałam zaciekawienia i
jednocześnie zdziwienie.
-
Po prostu dotarło do mnie, że nie traktuję swoich rodziców tak
jak powinnam ich traktować. Dużo przeze mnie przeszli przez
ostatnie trzy lata i to ja powinnam być im wdzięczna, że nadal
mnie przy sobie trzymają, a nie wysłali mnie do jakiegoś
psychiatryka. - popatrzyłam na Liama pełnymi szczerości oczami.
Wiem, że on to rozumiał. Sam przecież był przy mnie, gdy prawie
odlatywałam na tamten świat po przedawkowaniu narkotyków. Ale ten
rozdział jest już dawno zamknięty i nie powinnam go rozpamiętywać.
-
Cieszę się, że to zrozumiałaś. - Liam uścisnął mocniej moją
dłoń spoczywającą na moich kolanach. - Ale musisz również
pamiętać, że masz wspaniałych przyjaciół takich jak ja, Chloe
czy Kate, którzy także się o ciebie martwią. - przypomniał mi.
-
Oczywiście, że pamiętam. O was nie da się zapomnieć. - zaśmiałam
się i posłałam mu pełne radości spojrzenie. Tak bardzo się
cieszyłam, że mam go przy sobie. Jednak przyjaciele to anioły,
które przyleciały z nieba aby nas chronić od złego.
-
Kocham cię. - szepnął Liam patrząc mi prosto w oczy.
-
Ja też cię kocham, jak przyjaciela Li. - odpowiedziałam posyłając
mu uśmiech, który później zmalał gdy zobaczyłam jego reakcję.
Coś jakby załamanie tym, jakie słowa ode mnie usłyszał.
-
Coś się zimno zrobiło, chodźmy do środka. - oznajmił wstając i
podając mi dłoń, bym mogła się na niej podeprzeć.
Zachowanie
Liama uległo diametralnej zmianie. Gdy wyszliśmy do ogrodu, owszem
był milczący, ale było to spowodowanie moim zachowaniem przy
rodzinie i nie chciał mnie jeszcze bardziej denerwować. A teraz?
Sama nie wiem o co mu chodziło.
-
Liam zrobiłam coś źle? - zapytałam gdy przekroczyliśmy próg i
weszliśmy do dużej kuchni w domu dziadków.
Popatrzył
na mnie posyłając mi smutne spojrzenie, po czym pokręcił głową.
Nie wiem o co mu chodziło i co ja takiego zrobiłam.
-
O jesteście. - babcia ożywiła się na nasz widok, a ja aby
zadośćuczynić jej to, jak się przedtem zachowałam, podeszłam do
niej, nachyliłam się nad nią i cmoknęłam ją w policzek.
Zrobiłam tak również z dziadkiem, mamą i tatą. Zgodnie ze
słowami Liama, z którymi rzecz jasna się zgodziłam postanowiłam
się zmienić. Wszyscy wiedzą jaka jestem i jaki mam temperament,
dlatego od dziś się zmieniam. Na dobre!
Wszyscy
przybrali zdziwione twarze, jakby nie wiedzieli o co mi chodzi i
dlaczego to robię, ale ja posłałam im uspokajający uśmiech
mówiący, że wszystko ze mną gra tylko tak zebrało mi się na
czułości.
Usiadłam
obok Liama na kanapie, posłałam mu uśmiech który o dziwo
odwzajemnił, po czym zatraciliśmy się w rozmowie z dziadkami i
rodzicami.
Nim
się spostrzegliśmy dochodziła późna godzina i musieliśmy się
już zbierać. Przy wyjściu, żegnając się z babcią, która
oczywiście musiała uraczyć mnie swoimi mądrościami i zarazem
szczegółową obserwacją, powiedziała.
-
On się w tobie kocha. - szepnęła do mojego ucha, gdy składałam
na jej policzku czuły pocałunek.
-
Babciu, daj spokój to tylko przyjaciel. - oznajmiłam patrząc w jej
szare oczy.
-
Maggie, żyję na tym świecie - zaczęła liczyć na palcach - nie
ważne ile lat i widzę, jak on na ciebie patrzy. Daj chłopakowi
szansę. Umówcie się na jakiś spacer, może wtedy powie ci co do
ciebie czuje. Mężczyźni mają z tym trudności, ale jak w końcu
odważą się to przyznać to już połowa sukcesu. - babcia
uśmiechnęła się do mnie. Odwróciłam się za siebie, gdzie Liam
rozmawiał z dziadkiem i tatą. Śmiał się, był taki pogodny, czy
on się we mnie zakochał? Dużo ludzi mi już to powiedziało, ale
ja nadal tego nie zauważam. Może musi minąć trochę czasu?
Poczekam i zobaczę co z tego wszystkiego wyniknie.
________________________________________________________
Rozdział,
w którym nic się dzieje. Ale to tylko przygotowanie na to, co
stanie się w następnym, który już w piątek :)
Buziaki
i miłego dnia!
Jak nic Liam się zakochał !
OdpowiedzUsuńNiby o niczym, ale tajemnicze smsy są i jest super ! :)
Superancki rozdział :}
OdpowiedzUsuńGenialny :)
OdpowiedzUsuń