Zaraz
po skończonych zajęciach razem z dziewczynami wyszłyśmy przed
budynek uczelni. Na szczęście przestało już padać i słońce
wyszło zza ciemnych chmur. Chloe nie dawała mi spokoju i ciągle
się mnie pytała, gdzie idę z Louisem, o czym będziemy rozmawiać
i takie tam inne bzdety. Ja tradycyjnie n jej wścibskie pytania
przewracałam oczami, bo ile można mówić że się nie wie?
-
Uśmiechnij się Mag. - Kate, która stanęła obok mnie i posłała
mi szczery uśmiech, po czym zaczęła pocierać w przyjacielskim
geście moje ramie. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że stanie
się coś na co nie będę miała wpływu. Denerwowałam, ale co
mogłam na to poradzić? Przecież właśnie tego pragnęłam odkąd
zaczęłam studiować na tej uczelni. Spotykania się z Louisem,
bycia z nim tylko sam na sam, bez tej całej grupki jego i moich
znajomych. Ale teraz bałam się tego co może z tego spotkania
wyjść. Bałam się co mogę od niego usłyszeć, bałam się
powiedzieć mu co ja do niego czuję, bałam się!
-
Och Kate, gdybyś ty tylko wiedziała jakiego mam stracha przed tym
spotkaniem. - powiedziałam tuląc się do niej, a ona głaskała
mnie po plecach w dodającym otuchy geście.
-
Och zamknij się Maggie – wtrąciła Chloe - Od zawsze o tym
marzyłaś, a teraz nagle się boisz z nim spotkać. Pokaż, że
jesteś babą z jajami, a nie jakąś tam miękką kluchą. -
powiedziała uderzając mnie mocno w ramię, aż się zachwiałam.
-
Przestań jej tak mówić, bo jeszcze nam stąd ucieknie. - Kate,
jako moja obrończyni i jedyna normalna osoba z naszej świętej
trójcy weszła między nas.
-
Boisz się? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami Chloe - A gdzie ta
odważna Maggie, która pokonała swój strach przed pająkami? A
gdzie ta Maggie, która postawiła swój los na jedną kartę i
powiedziała sobie, że teraz albo nigdy i w końcu znajdzie tego
jedynego? No gdzie ona jest? Wyparowała? - zapytała Chloe
rozglądając się dookoła siebie, po czym spojrzała ponownie na
mnie.
-
Stoi cały czas tutaj. - wskazałam na siebie pewnym gestem.
-
Chyba nie, bo nam gdzieś zwiała i się kryje zza jakimś drzewem. -
Chloe szturchnęła mnie palcem wskazującym w klatkę piersiową
chcąc być jeszcze bardziej przekonywująca.
-
Och daj jej spokój Chloe, nie widzisz, że dziewczyna tutaj się
stresuje a ty jeszcze jej dokładasz niepotrzebnego stresu? -
zapytała Kate stając między mną, a Chloe, która aż kipiała ze
złości na mnie, rzecz jasna.
-
Przestań ją bronić Kate.
-
Hallo, ja tutaj cały czas stoję i widzę oraz słyszę jak się
kłócicie. - powiedziałam wtrącając się im do kłótni.
-
Poza tym Louis tutaj zaraz przyjdzie, więc chyba nie chcecie aby was
teraz usłyszał, prawda? - zapytałam je i jak na zawołanie drzwi
uczelni się otworzyły a w nich stanął Louis. Widziałam, że był
nieco zdenerwowany, ale gdy ujrzał mnie jeszcze bardziej
zestresowaną uśmiech zagościł na jego ustach rozsyłając
ciepełko wokół mnie. Pewnym krokiem ruszył w moją stronę
ignorując rozmarzone spojrzenia innych dziewczyn stojących
niedaleko nas. Był skoncentrowany tylko na mnie, a mi to dało
niesamowitą radość i satysfakcję, że on tak na mnie patrzy.
Byłam w siódmym niebie.
-
Witam was dziewczęta. - zwrócił się do moich przyjaciółek,
które o dziwo wmurowało w ziemię. Genialnie było obserwować
ciągle gadającą Chloe, gdy nagle teraz milczała. Tylko Kate
zachowała się jak ona i podała chłopakowi dłoń na przywitanie.
Posłałam jej uśmiech, a ta puściła mi oczko zaskoczona samym
Louisem.
-
Gotowa?- brunet zwrócił się do mnie, a ja ochoczo pokiwałam głową
i żegnając się całusem w policzek z moimi przyjaciółkami
poszliśmy w stronę pobliskiego parku.
-
Twoje koleżanki zawsze się tak zachowują? - zapytał Louis, gdy
przechodziliśmy na drugą stronę ulicy.
Popatrzyłam
na niego ze zmarszczonymi brwiami nie rozumiejąc co ma na myśli.
Postanowiłam więc zapytać.
-
Co masz na myśli?
-
Zachowują się jakby coś je zamurowało, ale głównie tylko tą
blondynkę.
Zaśmiałam
słysząc jego odpowiedź.
-
Chloe potrafi być naprawdę wścibska i musi wszystko wiedzieć, ale
dobra z niej przyjaciółka. Poza tym ona na ogół się tak nie
zachowuje. Zazwyczaj jest opanowana i pełna spokoju, tylko jak się
spotka z nami to wtedy jej tak odbija.
Louis
zaśmiał się głośno z mojej odpowiedzi.
-
Odbija wam? Boję się zapytać co bierzecie skoro macie takie
odchyły od normy.
-
Swoje towarzystwo. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie
wyobrażałam sobie studiów bez tych dwóch pozytywnie zakręconych
wariatek. Są dla mnie jak siostry, których nigdy nie miałam. I
naprawdę cieszę się, że wybrałam akurat tę uczelnię.
-
Usiądziemy czy wolisz pospacerować? - zapytał Louis, gdy weszliśmy
do dużego parku, gdzie słychać było śmiechy dzieci i szum wiatru
poruszający koronami drzew, który mnie uspokajał.
-
Wolę usiąść. - odpowiedziałam. Bałam się co mogę od niego
usłyszeć, dlatego wiem że najlepiej będzie jak sobie siądziemy.
Znaleźliśmy
idealną ławkę oddaloną od głównej alejki, ale z której można
było wszystko widzieć. Po naszej prawej stronie, niedaleko
znajdował się plac zabaw z huśtawkami i piaskownicą, obok niego
był staw z prawdziwymi zwierzętami.
-
Podoba ci się tutaj. - stwierdził Louis kładąc rękę za moimi
plecami i palcem wskazującym powoli jeździł po moich mięśniach.
Popatrzyłam na niego z pytającym wyrazem twarzy. Co on wyprawia?
Posłał mi tylko swój uśmiech i ściągnął okulary
przeciwsłoneczne z nosa i patrzył na mnie niebieskimi jak ocean
tęczówkami.
-
Pięknie tutaj jest. - odpowiedziałam ignorując jego palec mnie
dotykający i wzrok, którym mnie obserwował.
-
Więc skoro teraz jesteśmy sami, bez wścibskich i ciekawskich
przyjaciółek, bez tej całej studenckiej otoczki możemy na
spokojnie porozmawiać. - powiedział, a mi zaschło w gardle.
Wiedziałam bardzo dobrze po co tutaj przyszliśmy, wiedziałam o
czym zamierzamy rozmawiać, ale jednak trochę się tego obawiałam.
Popatrzyłam
błagającym wzrokiem na niego i prosiłam go, aby to on zaczął.
Westchnął
głęboko i przemówił.
-
Nie rozumiem jednego w tobie Maggie. Jesteś mądrą, piękną, młodą
kobietą i nie widzisz jak działasz na facetów. Jak działasz na
mnie. - zaczął, a ja poczułam ukłucie w klatce piersiowej. To się
nie dzieje naprawdę, pomyślałam.
-
Odkąd pierwszy raz ujrzałem cię na uczelni, zrozumiałem że masz
w sobie coś innego niż reszta dziewczyn które spotkałem. Jesteś
taka niewinna, ale jednocześnie ostra jak nóż, co mnie jeszcze
bardziej do ciebie przyciąga. Jesteś jak magnes, który ciągnie
mnie ku tobie i nie jest to wcale takie łatwe, abym się odczepił i
poszedł swoją drogą. Po prostu tak się nie da. - wzruszył
ramionami posyłając mi szczery uśmiech, a ja rozpłynęłam się
na ten widok. Poczułam jakieś dziwne i nieznane mi dotąd ciepełko
w sercu i zrozumiałam, że dzięki jego słowom czuję się znacznie
lepiej.
-
Maggie musisz wiedzieć, że czuję do ciebie coś co wcale nie jest
dla mnie takie łatwe do zrozumienia. Ciągle myślę o tobie,
nawiedzasz mnie w snach, a gdy nie zobaczę cie przez kilka dni to
szaleję. Wtedy na dyskotece, gdy tańczyliśmy, spełniły się
wszystkie moje marzenia. Tańczyłem z najpiękniejszą dziewczyną
na całym świecie, a teraz jesteś tutaj obok mnie, siedzisz i
patrzysz wielkimi oczami na mnie i mam taką cholerną ochotę cię
pocałować. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to jest trudne, aby
utrzymać ręce z dala od ciebie.
Łezka
zakręciła się w moich oczach, gdy usłyszałam takie słowa. Louis
kiedyś był dla mnie nieznajomym, ale gdy ujrzałam go po raz
pierwszy wiedziałam że będzie mi na tyle bliski abym mogła z nim
coś zbudować, coś trwalszego. A teraz okazuje się, że on czuje
dokładnie to samo w stosunku do mnie. Nie potrafiłam mówić tak
pięknie jak on do mnie mówił w tym momencie, ale musiałam z
siebie coś wykrztusić inaczej nie byłabym sobą.
-
Louis to co właśnie mi powiedziałeś jest... takie...prawdziwe.
Jeszcze nikt w życiu nie powiedział do mnie takich słów. Naprawdę
cieszę się, że podobam ci się, ale też wiem że nawet jeślibyśmy
chcieli to nic z tego nie wyjdzie. - mówiąc to patrzyłam mu cały
czas prosto w oczy. Widziałam na początku szczęście i
zadowolenie, po czym znikło, prysnęło jak bańka mydlana.
-
Dlaczego tak twierdzisz? - zapytał siadając prosto i kładąc
dłonie na swoich udach.
-
Bo wiem jaka ja jestem i do czego jestem zdolna, gdy się z kimś
spotykam. - wyjaśniłam.
-
Nie mów tak Maggie, jesteś inna niż wszystkie dziewczyny z którymi
do tej pory byłem. - wtrącił, a ja wciągnęłam głośno
powietrze. Nie przyszło mi do głowy, że Louis mógł być z kimś
w związku. Zrobiło mi się niedobrze.
-
To znaczy nie z tyloma ile ci się wydaje. - zaśmiał się nerwowo
drapiąc się po karku.
-
To z iloma? - zapytałam patrząc na niego, a gdy nie odpowiedział
dodałam machając ręką – Nie ważne.
-
Dasz mi to sprawdzić? - zapytał błagającym głosem.
-
Ale co sprawdzić?
-
Jaka jesteś, gdy jesteś z kimś w związku. - wyjaśnił, a moje
serce szybciej zabiło w klatce piersiowej.
-
Myślę, że nie chcesz się tego dowiedzieć.
-
Ależ chcę, bardzo chcę. Nawet nie wyobrażasz sobie jak ja tego
pragnę. - powiedział zakładając mi za ucho zbłąkane pasemko
włosów
-
Ale wiesz, że to nie będzie proste? - zapytałam go kładąc swoją
dłoń na jego dłoni i zamykając na chwile oczy.
-
Oczywiście, ale chcę spróbować. - odpowiedział, a jego miękkie
usta dotknęły moich.
***
Przekraczając
próg domu czułam, że życie w końcu mi się układa. Potrafię
dogadać się z bratem, mam kogoś na kim mi bardzo zależy i jemu na
mnie również. Chciałabym rzecz, że w końcu jestem szczęśliwa,
ale jednak jest jedna rzecz która nie daje mi spokoju od
wczorajszego dnia, a tym czymś jest moja przyjaźń z Liamem. Nie
wiem czy chłopak nadal się do mnie odzywa, czy nadal jest na mnie
wściekły, czy może jestem mu obojętna. Zastanawiałam się czy do
niego zadzwonić, ale gdy wybierałam jego numer coś mi podpowiadało
bym tego nie robiła. I tak oto teraz nie wiem na czym stoimy i gdzie
się znajdujemy, a ja prawdopodobnie straciłam jedną z
najważniejszych osób w moim życiu.
-
Już jestem! - krzyknęłam w głąb domu mając nadzieję, że ktoś
się do mnie odezwie. I jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam
słodki głos mojej mamy wołający moje imię z kuchni. Szybko się
rozebrałam i pognałam do niej. Marzyłam, aby się do niej
przytulić, aby ona objęła mnie swoimi ramionami i zapewniła, że
wszystko będzie dobrze i że jutro jest nowy dzień i wszystko
będzie idealne. Ale nie mogło tak być, bo gdy tylko przekroczyłam
próg kuchni stanęłam jak wryta. Mama Liama siedziała na jednym ze
stołków barowych w naszej kuchni i patrzyła na mnie złośliwie.
-
Dzień dobry. - przywitałam się kulturalnie z nią, a mamę
pocałowałam w policzek.
-
Dzień dobry Maggie. - odpowiedziała mi, a ja słysząc jej
przepełniony jadem głos miałam ochotę zwymiotować.
-
To może ja pójdę do swojego pokoju. - zaproponowałam chcąc
ulotnić się stamtąd jak najszybciej i nie być już pod ostrzałem
tej strasznej kobiety.
-
Maggie zaczekaj. - wtrąciła mama, gdy obróciłam się do nich
tyłem - Laura chciała z tobą porozmawiać. - dodała, gdy
spuściłam głowę w dół i odwróciłam się do nich.
Popatrzyłam
najpierw na jedną, potem na drugą z kobiet czekając aż któraś z
nich wyjaśni mi o co chodzi.
-
Liam kazał ci przekazać, że bardzo chciałby z tobą porozmawiać.
- wyjaśniła pani Payne, a ja stanęłam jak wryta nie rozumiejąc z
tego nic.
-
Dlaczego sam nie mógł mi tego powiedzieć? - zapytałam krzyżując
dłonie na piersiach i czując jak wzrasta we mnie irytacja.
-
Nie wiem, ale prosił też abyś przyszła dziś do niego, bo ma do
ciebie jakąś ważną sprawę. - dodała po chwili, a ja już czułam
jak cała się gotuję ze złości.
-
Nie ma to jak wykorzystywać własną mamę do tego aby poprosić o
głupią rozmowę. Bardzo inteligentne – powiedziałam odwracając
się i chcąc wyjść, ale moja mama krzyknęła za mną.
-
Maggie co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię w tym momencie.
-
To nie wasza sprawa co się dzieje między mną, a Liamem. Oboje
jesteśmy dorośli i powinniśmy zachowywać się jak dorośli, a nie
dzieci pięcioletnie i obrażać się o byle co. Mam już tego dość.
Pani Payne mogłaby pani przekazać synowi, że jeśli sam będzie
chciał pogadać to niech sam do mnie przyjdzie, bo ja nie mam czasu
na wykłócanie się z kimś kto nie rozumie co się do niego mówi.
Chyba
wywołałam tym małe zamieszanie, bo obie kobiety miały szeroko
otwarte usta ze zdziwienia. A ja wiedziałam, że dobrze zrobiłam
móc w końcu się wygadać.
***
Wieczorem,
gdy leżałam już umyta i z mokrymi włosami w łóżku, zaczęłam
rozmyślać nad swoim życiem. Przyszłam na świat dwadzieścia
jeden lat temu. Z opowiadań moich rodziców wiem, że wzbudziłam
tym nie małe kontrowersje, bo podobno miałam być chłopczykiem.
Jakież było zdziwienie moich rodziców i mojego starszego, rocznego
wtedy brata gdy mnie zobaczyli. Podobno nie płakałam przez cały
okres bycia noworodkiem. Mama musiała mieć ze mną dobrze, bo nie
miała aż tylu obowiązków przy mnie co inne matki gdy ich dzieci
ciągle robią tylko mnóstwo hałasu, nie chcą spać i jeść.
Natomiast moja mama musiała dziękować temu na górze, że przysłał
jej takie spokojne dziecko. Problemy ze mną zaczęły się dopiero,
gdy poszłam do przedszkola. Już wtedy potrafiłam przychodzić do
domu z siniakami na buzi. Panie przedszkolanki miały ze mną
przechlapane, ciągle tylko musiały mnie pilnować, bo bały się ze
mogę coś zrobić sobie, albo komuś krzywdę.
Większe
problemy ze mną zaczęły się, gdy poszłam do podstawówki.
Nauczyciele sadzali mnie w osobnej ławce na tyłach klasy, bali się,
że jeśli z kimś usiądę zacznie się bójka. Co najmniej trzy
razy w tygodniu moi rodzice przyjeżdżali do szkoły. Dyrektor już
zdecydował że mnie wyrzuci, gdy moja mama ubłagała go aby mnie
zostawić, że jestem dobrym dzieckiem, że tylko potrzebuję
fachowej pomocy lekarza i wtedy wszystko wróci do normy. I tak w
wieku trzynastu lat stwierdzono u mnie zespół nadpobudliwości
psychoruchowej, czyli słynne ADHD. Faszerowali mnie lekami, które
nieco zmniejszyły moją nadpobudliwość i stałam się normalną
nastolatką, która podkochiwała się w chłopakach z innej klasy,
robiła z siebie idiotkę przed całą klasą, ale przede wszystkim
nie groziło jej wywalenie ze szkoły.
Gdy
poszłam do liceum, zamknęłam się w sobie. Jako młodsza wersja
siebie byłam otwarta na rówieśników, na obce osoby, potrafiłam
rozmawiać z nimi godzinami. A w szkole średniej nie mogłam
rozpoznać siebie w sobie. Na lekcjach siedziałam cicho, nie miałam
zbyt wielu znajomych bo każdy nie chciał się ze mną przyjaźnić,
bo praktycznie nic nie wnosiłam do naszej przyjaźni. Gdy po
lekcjach wracałam do domu, zamykałam się w w pokoju i nie
wychodziłam z niego dopóki wszyscy nie poszli spać. Rodzice nie
wiedzieli jak mają do mnie dotrzeć, jak mi pomóc aby wróciła
uśmiechnięta i szczęśliwa Maggie.
Ale
w wieku osiemnastu lat nastąpił przełom. Poznałam Adama, to on
zmienił mój świat i spojrzenie na różne sytuacje mnie
otaczające. To on wskazał jak powinnam żyć, jak się zachowywać.
Rodzice cieszyli się z takiego obrotu spraw, że powróciłam do
żywych i znów jestem sobą. Nie wiedzieli tylko co za tym stoi.
Pierwsza
dawka wstrząsnęła mną, także nie pamiętałam jak się nazywam.
Zdecydowałam, że nie będę już więcej brać. Ale za namową
Adama twierdzącego, że to nic złego, że poczuję się dzięki
temu lepiej, znów wzięłam. I tak się zaczęła moja przygoda z
narkotykami. Brałam codziennie po jednej dawce, potem nie wiedziałam
co się ze mną dzieje, a Adam nie chciał mi nic powiedzieć.
Milczał, gdy pytałam o to co się ze mną działo, gdy byłam pod
ich wpływem. Tak również straciłam dziewictwo, nie pamiętałam
nic z tego. Głupia byłam myśląc, że Adam mnie naprawdę kocha.
Ale gdy jego koledzy mnie zgwałcili wiedziałam już że nie mogę z
nim być i jedyne o czym marzę to śmierć. Wtedy na pomoc przyszedł
mi Liam, uratował mnie, wyrwał z ich łap i obdarzył taką dawką
miłości, że nigdy w życiu tyle nie dostałam. Rodzice zapisali
mnie do psychologa i dzięki niemu i jego terapii wyszłam na prostą.
Teraz staram się żyć tak jak ja chcę i robię to na co mam
ochotę. Rodzice zaufali mi na tyle, abym mogła żyć bez ich cienia
ciążącego na mnie. Bym mogła czuć się swobodnie. Dwa lata temu
zaczęłam studia na jednej z londyńskich uczelni i tam poznałam
Chloe i Kate, dwie kochane wariatki, które również mi pomogły się
pozbierać po tej całej traumie którą przeszłam kilka lat
wcześniej. Dziś nie wyobrażam sobie bez nich życia, a nawet
jednego dnia. Są takimi moimi talizmanami szczęścia.
Załkałam
cicho, gdy dotarło do mnie że całe moje życie było jednym
wielkim bagnem. Dopiero od dwóch lat wychodzę na prostą i nie chcę
tego spieprzyć.
***
Rano
wstałam z ogromnym bólem głowy. Chyba przypominanie sobie własnej
przeszłości nie było dobrym pomysłem, bo widząc jak się teraz
czuję nie ryzykowałabym ponownie. Aby pozbyć się pulsującego
bólu zeszłam na dół. Dochodziła godzina siódma, miałam wielką
nadzieję że moja mama jeszcze nie wyszła i coś na to zaradzi. Nie
myliłam się widząc ją poruszającą się zgrabnie po kuchni z
ręcznikiem na głowie, w spódnicy, i białej bluzce.
-
Mamuś ratuj – zajęczałam siadając na stołku i pochylając się
nad blatem.
-
Maggie dziecko dlaczego ty już nie śpisz? - mama szybkim krokiem
podeszła do mnie przykładając mi dłoń do rozgrzanego czoła.
-
Ty masz gorączkę dziewczyno. - stwierdziła fachowym głosem i
uniosła moją głowę w górę, aby spojrzeć mi w oczy.
-
Po prostu mnie głowa boli, dasz mi coś przeciwbólowego? -
poprosiłam zamykając oczy i ponownie opierając się czołem o blat
wysepki kuchennej.
-
Oczywiście, ale myślę że to nie wystarczy. - powiedziała, a ja
jęknęłam z bólu słysząc jej słowa.
-
Powinnaś zostać w domu. - stwierdziła kładąc przede mną
szklankę z wodą i dwie pastylki przeciwbólowe.
-
Naprawdę? - zapytałam z nadzieją w głosie. Spoglądając w jej
niebieskie oczy.
Kiwnęła
tylko głową uśmiechając się do mnie czule, a ja połknęłam
leki i popiłam je dużą ilością wody.
-
Masz rację mamo, nie za dobrze się dziś czuję. Pójdę się
położyć. - wstałam z krzesła i całując mamę w policzek
ruszyłam na górę.
Będąc
już w pokoju wysłałam tylko Chloe i Kate wiadomość, że nie
będzie mnie dziś na zajęciach z powodu choroby i zasnęłam
owinięta kołdrą pod samą szyję.
Gdy
przebudziłam się około południa głowa mnie już aż tak bardzo
nie bolała. Czułam lekkie pulsowanie w czaszce, ale nie było ono
tak uciążliwe jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Czułam pilną
potrzebę, więc ześlizgnęłam się z łóżka i poszłam do
łazienki. Tam umyłam zęby, doprowadziłam swoje włosy do porządku
związując je w niskiego kucyka i zeszłam na dół. Byłam
potwornie głodna, więc jedyne o czym w tamtym momencie marzyłam,
to aby coś zjeść.
Ani
jednej żywej duszy w domu nie zastałam, ale cóż się dziwić?
Rodzice w pracy, Zayn tak samo. Wzruszając tylko ramionami
wyciągnęłam z lodówki najpotrzebniejsze produkty, aby zrobić
sobie tosty z serem i szynką. Najprostsze danie, a jakie pożywne.
Gdy
toster piknął oznajmiając mi, że moje śniadanie jest już gotowe
wzięłam pełen talerz z wielkim kubkiem herbaty i przeszłam do
salonu, gdzie włączyłam sobie telewizor i przeskakiwałam po
kanałach dopóki nie znalazłam interesującego mnie programu.
Oglądałam
wcinając tosty i popijając je co chwilą gorącą herbatą z
cytryną, dopóki tej sielanki nie przerwał mój telefon wibrujący
w kieszeni szlafroka.
Z
jękiem niezadowolenia wyjęłam go i dostrzegając kto dzwoni szybko
przełknęłam to co miałam w buzi i odebrałam.
-
Tak? - przełknęłam głośno ślinę czekając na to, co Zayn ma mi
do powiedzenia.
-
Dziś wieczór, pod klubem Camden. - oznajmił.
-
Nasz plan w końcu będzie mógł być zrealizowany. - powiedziałam
nerwowo.
-
Tak. Musisz tylko uważać, aby ktoś cię nie zauważył. Ubierz się
na czarno, naładuj baterie w kamerze i skup się całkowicie. Nie
możemy tego spieprzyć Mag. - słyszałam jego głosie pewność
siebie i zaufanie, którym mnie darzył. Wiem, że sam bał się, bo
mi to powiedział. Ale ja wiedziałam że oboje damy radę i będziemy
mieć coś dzięki czemu zdemaskujemy grupkę szajbusów, którzy
torturują mojego brata jakimś dziwnym nagraniem.
-
Tak jest szefie. - odpowiedziałam pewna siebie.
-
Mag? - zapytał Zayn po chwili ciszy.
-
Tak?
-
Damy radę, prawda? - zapytał smutnym głosem.
-
Oczywiście mistrzu, nie może być inaczej. - odpowiedziałam
pewnie, aby zrozumiał że jestem z nim i uda się nam.
-
Dziękuję ci. - powiedział po czym się rozłączył.
Za
chwile dostałam tylko wiadomość, o której mam się zjawić pod
klubem i jak mam tam dotrzeć. Wiedziałam tylko jedno w tamtym
momencie: nie mogłam zawieść mojego brata.
___________________________________________________________
Nie wiem jak mam Wam dziękować za ponad 1200 wejść na bloga. Nawet nie wiecie jak się uśmiechnęłam sama do siebie, gdy weszłam dziś na bloga.
Dziękuję, jesteście wielcy.
Na moją nieobecność składa się choroba, jakiś wirus mnie złapał i nie chciał puścić przez całe święta. A miałam tyle planów dotyczących bloga, zrobić nagłówek, pisać nowe rozdziały, a tu... nic. Okropieństwo leżeć w łóżku przez całe święta i nie móc się ruszyć, bo wszystko potwornie boli.
Dobra, ale koniec mojego użalania się nad sobą.
Co do samego rozdziału, podoba mi się. A Wam? Mam cichą nadzieję, że tak.
Jeszcze raz dziękuję i myślę, że następny pojawi się znacznie szybciej.
Buziaki i miłego dnia!
Rozdział bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Mag porozmawia z Liamem i wszystko sobie wyjaśnią.
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam, Cynical Caroline.
save-me-ff.blogspot.com
super :) i super łatwo się czyta :)
OdpowiedzUsuńŚwietne :)czekam na następne :D
OdpowiedzUsuń