Moje
życie jest tak bardzo skomplikowane, że jakby ktoś obcy stanął
obok mnie i zaczął się jemu przyglądać to na pewno złapałby się
za głowę i powiedział: co ty dziewczyno narobiłaś?
Kłótnia
z Liamem – sama nie wiem czy jesteśmy jeszcze przyjaciółmi,
czy chłopak dał sobie ze mną spokój.
Sprawa
z Louisem – z nim to chyba zakończona sprawa. Wydzwania, pisze,
nie daje mi spokoju. Ciągle tylko mój telefon brzęczy dając mi
znać, że znów mam nieodebrane połączenie, bądź wiadomość od niego. Kasuję wszystko od razu, nie ma sensu czytać ani słuchać jego
wyjaśnień, czy nawet żałosnych przeprosin.
Byłam
głupia myśląc, że między nami może coś się wytworzyć.
Nie jestem
człowiekiem, który uczy się na błędach. Jestem człowiekiem, który
ciągle popełnia ten sam, jeden głupi błąd i pcha się w
to samo gówno na nowo. Tak, tak właśnie wygląda moje życie
i moje potencjalne i bycie w związku, które kończy się zdradą, albo
odtrąceniem mnie. Chyba taka moja natura, nie potrafię
zatrzymać przy sobie chłopaka.
-
Maggie, idziesz? - pukanie Zayna do drzwi łazienki w poniedziałkowy
ranek nie zapowiadało niczego dobrego.
-
Idę, co się tak drzesz. - odkrzyknęłam malując usta
przeźroczystym błyszczykiem.
Rodzice,
a dokładniej moja mama, kazali dziś Zaynowi mnie zawieźć na
zajęcia, bo sami nie mogli. Jakaś ważna sprawa w pracy im wypadła.
Przez weekend ćwiczyłam zadania na dzisiejszy
test, byłam u Kate razem z Chloe i Mattem, a także biegałam. Na
tyle pozwolili mi rodzice. Dobre i to, prawda?
Wyszłam
z łazienki i poszłam po swoją torebkę do pokoju, wrzuciłam
jeszcze telefon, którego nie dotykałam od piątkowego popołudnia.
Miałam to gdzieś, że Louis chciał się ze mną skontaktować, naprawdę byłam na niego zła. Nie dość,
że mówił mi takie nieprzyjemne rzeczy to jeszcze potem udał
głupka i oczywiście, jak to facet wyparł się wszystkiego. Nigdy nie
ogarnę mężczyzn i ich humorków oraz zachowań. Wydawać by się
mogło, że to takie proste istoty, a tak naprawdę są głupi i nic
nie rozumiejący.
Zamknęłam
drzwi domu na klucz i szybszym krokiem ruszyłam w stronę garażu,
gdzie zaparkowane było auto Zayna. Coś przykuło moją uwagę. A konkretniej ktoś - Liam.
Stał obok
samochodu mojego brata i żywo z im rozmawiał. Na tyle ile go
znam, mogłam wyczytać z jego twarzy, że bardzo się czymś
przejmować. Zmarszczki na czole i zaciśnięte usta w cienką linię oznaczały tylko jedno - chłopak zamartwia się czymś i to wcale
nie jest taka błaha sprawa. To coś naprawę poważnego. Jakaś mała
część mnie czuła, że to chodzi o mnie. I w sumie nie zdziwiłam
się, gdy Liam zwrócił się do mnie gdy podeszłam bliżej.
-
Mag, możemy pogadać? - poprosił słabym głosem. Popatrzyłam w
jego brązowe oczy i zobaczyłam w nich prośbę i ból.
-
Oczywiście, ale nie teraz bo zaraz spóźnię się na zajęcia. -
zaśmiałam się lekko chcąc jakoś rozładować tą spiętą między
nami sytuację.
-
Maggie, jak zwykle spóźniona. - zaśmiał się brunet, a w jego
policzkach pojawiły się te słodkie dołeczki które tak dobrze
znałam.
-
Tee siostra, zaraz naprawdę się spóźnisz jeśli nie wyjedziemy. -
Zayn krzyknął przez otwarte okno ze strony pasażera, a my z Liamem
aż podskoczyliśmy.
-
Idę idę. Co się tak wściekasz Zen. - zaśmiałam się cicho
puszczając Liamowi oczko, a ten tylko pokręcił głową z uśmiechem
na ustach. Kiwnął mi tylko głową i ruszył truchtem do swojego
domu. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany w sportowy strój.
Pewnie biegał tego ranka.
-
Jeszcze raz nazwiesz mnie Zen, a już nigdy nie odwiozę cię na
uczelnię. - zagroził mi brat, gdy wsiadłam do auta i zapięłam
pasy bezpieczeństwa.
-
Och, czyli to oznacza, że chciałeś mnie tam wozić codziennie?
Jestem za tym. - zaśmiałam się głośno klaskając w dłonie. Zayn wciągnął tylko głośno
powietrze, po czym piorunując mnie wzrokiem wyjechał z podjazdu i
kierował się w stronę uczelni.
***
Czułam
się niezręcznie wchodząc na uczelnię. Przeczesywałam wzrokiem
każdy najmniejszy punkt korytarza. Bałam się, że Louis zaraz mi
skądś wyskoczy i przypnie do ściany, chcąc ze mną porozmawiać.
Przez kilka dni go unikałam i
dobrze mi to wychodziło. A teraz wiem, że jakbym go spotkała to na pewno mur, który budowałam wokół siebie pękłby jak bańka mydlana, a ja
rozpłakałabym się na jego oczach. A nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że
ma nade mną taką władze, bo nie czułabym się z tym dobrze ani
komfortowo.
Szybko
więc przemknęłam korytarzem uczelni i już wchodziłam do sali.
Tylko kilka miejsc w sali, mieszczącej ponad sto osób, było wolnych, a
między innymi miejsce obok Chloe. Dziewczyna na mój widok wstała i
objęła mnie swoimi ramionami. Zdziwiłam się skąd u niej nagle
wzięło się na takie czułości, ale po chwili wyjaśniła mi co się
zdarzyło.
-
Matt nie wyjeżdża. - zakomunikowała, gdy obie siadłyśmy na swoich
miejscach. - Powiedział, że nie mógłby wytrzymać beze mnie tyle
czasu i dlatego poprosił szefa o pracę tutaj. Rozumiesz Mag? On to
zrobił dla mnie. - aż zawyła ze szczęścia piskliwym głosem, a ja
uśmiechnęłam się do niej szczerze.
-
No widzisz? A tak rozpaczałaś. – poklepałam ją po ramieniu
kiwając głową.
-
Nie było warto. - zaśmiała się cicho do mnie i jeszcze raz mnie
do siebie przytuliła.
- Masz jakieś wieści od Louisa? – zapytała nagle. Popatrzyłam na nią marszcząc brwi.
-
Dzwonił, pisał, ale ja nie odbierałam od niego wiadomości. Miałam
go serdecznie gdzieś, Chloe. Skoro on mnie olewał, to ja też mogę.
- wzruszyłam ramionami kończąc zdanie.
-
Przykro mi. - potarła moje ramie.
-
Niepotrzebnie, naprawdę. - kiwnęłam do niej głową. - Ale wiesz co
jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? - zapytałam, a przyjaciółka
dała znać głową bym kontynuowała.
-
Że ja robiłam sobie takie wielkie nadzieje na to, że może być fajnie. Że w końcu znalazłam kogoś dla kogo jestem wszystkim. A tak naprawdę trafił mi się
kolejny idiota, który chciał mnie tylko wydymać. - dziewczyny
siedzące przed nami, aż odwróciły się do nas twarzą
zbulwersowane i zniesmaczone moim doborem słów.
-
Taka prawda. - zwróciła się do nich Chloe, a te tylko szepnęły
coś do siebie cichutko i odwróciły się tyłem do nas.
-
Oj Maggie, zobaczysz jeszcze znajdziesz kogoś dla kogo będziesz
całym wszechświatem. - zaśmiała się do mnie
konspiracyjnie.
-
Mam nadzieję, a jak nie to zostanę starą panną z milionem kotów
wokół siebie.
-
A jak z Liamem? - zapytała po chwili, gdy uspokoiłyśmy się, po
moim głupim żarciku.
-
Spotkałam go dziś. Poprosił o spotkanie i się zgodziłam. -
wyjaśniłam opierając łokieć na ławce, a głowę na otwartej
dłoni. Chloe zamrugała tylko powiekami nie dowierzając w to co
właśnie jej powiedziałam.
-
I co? Tak po prostu sobie z nim pogadasz? - zapytała.
-
Tak. Chcę go przeprosić, wiem że to nie byłam ja, gdy się
kłóciliśmy. Byłam, jakby to powiedzieć, zaczarowana Louisem,
aby myśleć trzeźwo i tak jak normalna Maggie. - wyjaśniłam, a Chloe pokiwała tylko głową ze zrozumieniem.
-
Nie dziwię ci się, Louis potrafi zaczarować. - odpowiedziała, a ja prychnęłam.
-
Maggie? - męski i bardzo dobrze znany mi głos zabrzmiał obok nas, z
naszej lewej strony. Podskoczyłam tak gwałtownie, że mój łokieć
uderzył o stojące obok mnie krzesło.
-
Ałaaa – zawyłam z bólu masując bolące miejsce. Chloe od razu
zwróciła się do mnie z pomocą, ale ja zapewniłam że wszystko
jest dobrze. Popatrzyłam z wściekłością na Louisa, który
patrzył tylko na mnie jakby nic się nie stało i nic mi nie zrobił.
-
Możemy pogadać? - poprosił wskazując na drzwi.
Po
chwili zastanowienia odpowiedziałam mu to co od zawsze chciałam
mu powiedzieć.
-
Odpieprz się ode mnie. - odpowiedziałam
wkurzona tym, jakże beznadziejnym pytaniem i moim poirytowaniem
spowodowanym bolącym łokciem.
-
Proszę, Maggie. Dwie minuty. - jego wzrok skupiony by cały czas na
mnie, a ja chciałam zwrócić moje dzisiejsze śniadanie.
-
Nie Louis. - posłałam mu najbardziej złośliwe spojrzenie. Nie
chciałam, ani nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
-
Dobrze, ale jeślibyś zmieniła zdanie wiesz gdzie mnie szukać. -
odpowiedział, po czym odszedł i usiadł na swoim miejscu, na drugim
końcu sali. Pokręciłam tylko głową i opadłam na ławkę. Tego
już było za dużo.
Po
skończonych zajęciach razem z Chloe wstąpiłyśmy do Kate, do
szpitala. Dziewczyna czuła się już lepiej, a my na widok jej
uśmiechu od razu odetchnęłyśmy z ulgą. Cieszyłyśmy się jak
przedszkolaki, że naszej przyjaciółce nic nie jest oraz że czuje
się na tyle dobrze, aby wyjść ze szpitala.
-
Jutro stąd wychodzę. - Kate przewróciła oczami nie dowierzając, że
w końcu będzie wolna.
-
W końcu. - Chloe ucieszyła się z tego siadając na brzegu łóżka
brunetki.
-
Będziesz chodzić na zajęcia? - zapytałam siadając po drugiej
stronie łóżka Kate.
-
Chciałabym, nie lubię opuszczać zajęć. - odpowiedziała uradowana patrząc raz na mnie, raz na Chloe. Zmarszczyła brwi patrząc
mi prosto w oczy, po czym odezwała się.
-
Coś jest nie tak. - zaczęła. - Mag, wszystko dobrze? - dopytywała.
-
Jasne. - zapewniłam posyłając jej lekki uśmiech.
-
Oj no wiadomo że ci nie powie. Rozstała się z Louisem. - Chloe oczywiście musiała się
wtrącić. Popatrzyłam na nią gniewnie chcąc daj jej znak, że nie
podobało mi się to jak postąpiła. Ale widać było, że ona nic
sobie z tego nie robiła. Siedziała zadowolona i z wysoką podniesioną
głową. Irytowało mnie już to.
-
Co? Jak to? - zapytała Kate, a ja wiedziałam że dzięki Chloe nie
mam odwrotu jak opowiedzieć o wszystkim Kate. Czułam, że spędzimy
tutaj całą wieczność.
***
Zayn, jak na dobrego brata przystało, czekał na mnie pod szpitalem.
Rozmawiał z Mattem i nawet oboje nie zauważyli, gdy z Chloe do
nich podchodzimy.
-
Cześć chłopaki. - przywitała się z nimi moja przyjaciółka
całując Matta w usta oraz tuląc się do jego boku.
-
Jak z Kate? - zapytał nas Zayn.
-
Dobrze, jutro wychodzi. - odpowiedziałam wzdychając głęboko. Byłam
zmęczona, psychika mi już wysiadała, a ja w ogóle nie wiedziałam
jak mam sobie z tym poradzić.
- Jedziemy nie? Bo mam sprawę na mieście do załatwienia. - Zayn jak
zwykle niecierpliwy.
-
Jasne. - odpowiedziałam. Przytuliłam na pożegnanie Chloe i Matta, który mocno mnie objął aż nie mogłam złapać oddechu.
-
Do zobaczenia jutro. - krzyknęła na koniec Chloe, po czym łapiąc
Matta za dłoń ruszyli do samochodu chłopaka.
-
Jaką masz sprawę do załatwienia? - zapytałam brata, gdy
wyjeżdżaliśmy już ze szpitalnego parkingu.
Popatrzył
na mnie z miną mówiącą, abym nie interesowała się tym, ani nie
wtrącała w jego życie.
-
Domyślam się co to może być. - bąknęłam poirytowana samym
faktem, że on znów wplątuje się w to gówno.
-
To nie to co myślisz Mag. - odezwał się w końcu.
-
A co innego możesz robić wieczorami? - zapytałam wkurzona i
zmęczona już tym wszystkim. - Po co mi obiecujesz, że już nigdy
tego nie zrobisz? Po co zapewniasz, że to koniec? Po co? Skoro za
chwilę lecisz i robisz dokładnie to samo. Nie pojmuję tego. -
opadłam zrezygnowana na fotel pasażera. Ryczeć mi się chciało
na samą myśl. Byłam psychicznie zmęczona, zamartwiałam się
wszystkimi na około, ale nie sobą.
W piątek byłam u psychologa. Opowiedziałam mu o wszystkim, bo darzyłam go dużym zaufaniem. Doradził, bym porozmawiała z Liamem na sam początek, ponieważ stwierdził że on ma na mnie bardzo dobry wpływ. Że ta przyjaźń nie powinna się tak skończyć. Uznał także, że powinnam zaprzestać spotykania się z Louisem, ponieważ jest on dla mnie toksyczny i ma nieciekawe zainteresowania. Cóż, sama to teraz widzę, żaden lekarz od siedmiu boleśni nie musiał mi tego mówić. Skończyłam z nim i z tym wszystkim, tylko dlaczego Zayn nie może się od tego odciąć. Mamy nagranie, mamy dowód, możemy iść z nim na policję i niech oni już się tym zajmą. Ale Zayn nie chce. Chce to trzymać dla siebie i nikomu tego nie dawać. Mnie tylko dziwi - dlaczego?
W piątek byłam u psychologa. Opowiedziałam mu o wszystkim, bo darzyłam go dużym zaufaniem. Doradził, bym porozmawiała z Liamem na sam początek, ponieważ stwierdził że on ma na mnie bardzo dobry wpływ. Że ta przyjaźń nie powinna się tak skończyć. Uznał także, że powinnam zaprzestać spotykania się z Louisem, ponieważ jest on dla mnie toksyczny i ma nieciekawe zainteresowania. Cóż, sama to teraz widzę, żaden lekarz od siedmiu boleśni nie musiał mi tego mówić. Skończyłam z nim i z tym wszystkim, tylko dlaczego Zayn nie może się od tego odciąć. Mamy nagranie, mamy dowód, możemy iść z nim na policję i niech oni już się tym zajmą. Ale Zayn nie chce. Chce to trzymać dla siebie i nikomu tego nie dawać. Mnie tylko dziwi - dlaczego?
-
Spotkać się ze swoją dziewczyną. - odpowiedział przerywając mój
wewnętrzny monolog.
-
Och. - popatrzyłam na niego, gdy był taki skupiony na drodze. I tak
nastąpił koniec naszej kłótni.
Bylibyśmy
w domu wcześniej, gdyby nie korki które w naszym kochanym mieście
są o każdej porze dnia. W końcu Zayn zaparkował na podjeździe
przed domem. Wysiadłam z samochodu i pierwsze co rzuciło mi się w
oczy, to tak dobrze znany mi samochód. Do mojego umysłu zaczęły
napływać różne scenki, które miały w nim miejsce. Pocałunek,
zachwycanie się moim strojem i to jak było w nim super. Tak, to było auto Louisa, które aktualnie stało na
krawężniku obok mojego domu. Czułam jak z każdym krokiem moje
serce bije coraz szybciej, a przed oczami pojawiają się mroczki.
-
Idziesz? - zapytał Zayn wyprzedzając mnie. Kiwnęłam tylko głową
i wyrzuciłam obraz Louisa z głowy dopóki jego donośny śmiech nie
doleciał do moich uszu, gdy tylko przekroczyłam próg.
Nie
byłam pewna co mam teraz zrobić. Czy może iść do siebie na górę,
a może uciec z domu i przeczekać jego „wizytę”, a może po
prostu stawić mu czoła i kazać mu się stąd zmywać. Ale im
dłużej myślałam nad wyjściem z tej sytuacji, tym bardziej się
stresowałam. Zayn zniknął w łazience zaraz po przekroczeniu progu
domu, a ja zostałam sama w holu.
-
Maggie? - głos mojej mamy zabrzmiał w moich uszach bardzo głośno.
-
Cześć. - odpowiedziałam przełykając nerwowo ślinę. Ściągnęłam
buty oraz kurtkę i przewieszając torebkę na ramieniu wzięłam
głęboki oddech, po czym ruszyłam w stronę kuchni.
Na
pewno byłam blada jak ściana, bo sądząc po tym jak mama na mnie
spojrzała, musiałam wyglądać okropnie.
-
Twój kolega Louis nas dziś odwiedził. - zaczęła mama a ja
koncentrowałam się cały czas na niej, aby przypadkiem nie spojrzeć
na bruneta. - Powiedział, że jesteście na dziś umówieni. Dlaczego
nic mi nie wspomniałaś? - mama nie wydawała się tym faktem w
ogóle zła. Była raczej… radosna, tą jakże zacną sytuacją.
-
Bo to nie prawda i nie miałam o czym ci mówić mamo. -
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Po co on tutaj przylazł? Tak dobrze
się z mamą ostatnio dogadywałam, a teraz on tutaj przyłazi i wszystko
psuje. Mama znów sobie pomyśli, że ją okłamuje. Tak samo jak
wtedy, gdy spotykałam się z Adamem.
-
Mag, proszę. - Louis wtrącił się w nasza konwersację. Spojrzałam
na niego wzorkiem mówiącym: zamknij się, ale on nic sobie z tego
nie robił. Patrzył tylko na mnie, jak na jakieś muzealne
stworzenie, po czym przemówił.
-
Musimy już iść. - spojrzał na zegarek na nadgarstku i podszedł
do mnie.
-
Ja nigdzie z tobą nie idę. - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Wkurzał mnie.
- Dlaczego? - wysyczał.
-
Bo mnie okłamujesz. - odpowiedziałam.
-
Powinnaś iść z Louisem. Dobrze ci to zrobi Maggie. - wtrąciła
mama, a Louis jej przytaknął. Gdyby mama tylko wiedziała...
-
Nigdzie nie idę. - zakomunikowałam. - Ani dziś, ani jutro, ani
nigdy więcej. - dodałam patrząc mu prosto w oczy. Irytował mnie
sam fakt, że on tutaj przyszedł i zagaduje moją mamę mówiąc jej
że mamy plany. Że MY mamy plany. On chyba na głowę upadł.
-
Ale Maggie…
-
Żadnego ale Maggie. Daj mi spokój i idź stąd. - powiedziałam do
niego i uciekłam w stronę wyjścia z domu. Tego już było za wiele. On
sobie ze mnie robi żarty, na które ja nie mam ochoty.
-
Pogadajmy, proszę cię. - złapał mnie za ramię i odwracając do
siebie twarzą, gdy ledwie założyłam buty i wyszłam przed dom.
-
Ale o czym ty chcesz rozmawiać? - zapytałam wkurzona jeszcze
bardziej. - O tym, że mnie upokorzyłeś? O tym, że nic dla ciebie
nie znaczę, a może o tym że masz mnie gdzieś, co?
-
Dlaczego mi to robisz? - zapytał wyprowadzając mnie z równowagi.
-
Co ci niby robię? - zapytała, lekceważąco.
-
Odpychasz mnie.
-
Ja? Ja cię odpycham? - dopytywałam nie dowierzając w to co on właśnie powiedział.
-
Tak, ciągle to robisz.
-
Przepraszam bardzo, ale czy to ja ci powiedziałam że nic dla mnie
nie znaczysz? Czy to ja powiedziałam, że mam ważniejsze rzeczy do
roboty niż ty? Wydaje mi się że nie. - odpowiedziałam, a moje
serce biło coraz szybciej w piersi nie mogąc się uspokoić.
-
Przestań, przecież wiesz że nie to miałem na myśli. - teraz to
już łzy zebrały się w moich oczach, a ja próbowałam zatrzymać
je aby nie wypłynęły na zewnątrz.
-
To co Louis? Powiedz mi co, bo ja już całkiem nie wiem o co ci cho…
- i wtedy jego usta opadły na moje. Próbowałam protestować, ale
owładnął całe moje ciało. Objął mnie w talii przysuwając bliżej siebie, a ja
wsunęłam mu dłonie we włosy. Nasze języki tańczyły ze sobą w
zgodnym tempie. Jeki wydostające się z moich ust spowodowały, że jeszcze bardziej wtuliłam się w Louisa, a on przyjął mnie ochoczo.
-
Co tu się dzieje?! - głośny ryk Liama doleciał do moich uszu. I nim się zorientowałam brunet siedział na Louisie i obładowywał
go pięściami.
____________________________
Liam wrócił w wielkim stylu :)
Domyślacie się co będzie w następnym rozdziale? Co się z nimi stanie? Jak zareaguje Maggie?
Dziękuję za ponad 2000 wejść na bloga i przepraszam, że tak rzadko dodaję, ale brak weny mi to uniemożliwia. Choć i tak widzę poprawę, więc mam nadzieję że będzie ze mną dobrze :)
Buziaki i miłego wieczoru :)
Domyślacie się co będzie w następnym rozdziale? Co się z nimi stanie? Jak zareaguje Maggie?
Dziękuję za ponad 2000 wejść na bloga i przepraszam, że tak rzadko dodaję, ale brak weny mi to uniemożliwia. Choć i tak widzę poprawę, więc mam nadzieję że będzie ze mną dobrze :)
Buziaki i miłego wieczoru :)
Na reszcie udało się Lou pogadac z Mag, tylko szkoda że Liam przyszedł :(
OdpowiedzUsuńJezu, usuń Louisa z tąd bo mam go dość co za... a mag ma nie mieć pretensji do Liama okej?
OdpowiedzUsuńBoże było tak dobrze, Mag miała pogadać z Li i by było cudownie, a Lou jak zwykle z jęzorem się wszędzie wpycha -,- ughhh !!
OdpowiedzUsuńMusiałaś kończyć w takim momencie ?? ;)
OdpowiedzUsuń