środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 15

Moje życie jest tak bardzo skomplikowane, że jakby ktoś obcy stanął obok mnie i zaczął się jemu przyglądać to na pewno złapałby się za głowę i powiedział: co ty dziewczyno narobiłaś?
Kłótnia z Liamem – sama nie wiem czy jesteśmy jeszcze przyjaciółmi, czy chłopak dał sobie ze mną spokój.
Sprawa z Louisem – z nim to chyba zakończona sprawa. Wydzwania, pisze, nie daje mi spokoju. Ciągle tylko mój telefon brzęczy dając mi znać, że znów mam nieodebrane połączenie, bądź wiadomość od niego. Kasuję wszystko od razu, nie ma sensu czytać ani słuchać jego wyjaśnień, czy nawet żałosnych przeprosin.
Byłam głupia myśląc, że między nami może coś się wytworzyć.
Nie jestem człowiekiem, który uczy się na błędach. Jestem człowiekiem, który ciągle popełnia ten sam, jeden głupi błąd i pcha się w to samo gówno na nowo. Tak, tak właśnie wygląda moje życie i moje potencjalne i bycie w związku, które kończy się zdradą, albo odtrąceniem mnie. Chyba taka moja natura, nie potrafię zatrzymać przy sobie chłopaka.
- Maggie, idziesz? - pukanie Zayna do drzwi łazienki w poniedziałkowy ranek nie zapowiadało niczego dobrego.
- Idę, co się tak drzesz. - odkrzyknęłam malując usta przeźroczystym błyszczykiem.
Rodzice, a dokładniej moja mama, kazali dziś Zaynowi mnie zawieźć na zajęcia, bo sami nie mogli. Jakaś ważna sprawa w pracy im wypadła.
Przez weekend ćwiczyłam zadania na dzisiejszy test, byłam u Kate razem z Chloe i Mattem, a także biegałam. Na tyle pozwolili mi rodzice. Dobre i to, prawda?
Wyszłam z łazienki i poszłam po swoją torebkę do pokoju, wrzuciłam jeszcze telefon, którego nie dotykałam od piątkowego popołudnia. Miałam to gdzieś, że Louis chciał się ze mną skontaktować, naprawdę byłam na niego zła. Nie dość, że mówił mi takie nieprzyjemne rzeczy to jeszcze potem udał głupka i oczywiście, jak to facet wyparł się wszystkiego. Nigdy nie ogarnę mężczyzn i ich humorków oraz zachowań. Wydawać by się mogło, że to takie proste istoty, a tak naprawdę są głupi i nic nie rozumiejący.
Zamknęłam drzwi domu na klucz i szybszym krokiem ruszyłam w stronę garażu, gdzie zaparkowane było auto Zayna. Coś przykuło moją uwagę. A konkretniej ktoś - Liam.
Stał obok samochodu mojego brata i żywo z im rozmawiał. Na tyle ile go znam, mogłam wyczytać z jego twarzy, że bardzo się czymś przejmować. Zmarszczki na czole i zaciśnięte usta w cienką linię oznaczały tylko jedno - chłopak zamartwia się czymś i to wcale nie jest taka błaha sprawa. To coś naprawę poważnego. Jakaś mała część mnie czuła, że to chodzi o mnie. I w sumie nie zdziwiłam się, gdy Liam zwrócił się do mnie gdy podeszłam bliżej.
- Mag, możemy pogadać? - poprosił słabym głosem. Popatrzyłam w jego brązowe oczy i zobaczyłam w nich prośbę i ból.
- Oczywiście, ale nie teraz bo zaraz spóźnię się na zajęcia. - zaśmiałam się lekko chcąc jakoś rozładować tą spiętą między nami sytuację.
- Maggie, jak zwykle spóźniona. - zaśmiał się brunet, a w jego policzkach pojawiły się te słodkie dołeczki które tak dobrze znałam.
- Tee siostra, zaraz naprawdę się spóźnisz jeśli nie wyjedziemy. - Zayn krzyknął przez otwarte okno ze strony pasażera, a my z Liamem aż podskoczyliśmy.
- Idę idę. Co się tak wściekasz Zen. - zaśmiałam się cicho puszczając Liamowi oczko, a ten tylko pokręcił głową z uśmiechem na ustach. Kiwnął mi tylko głową i ruszył truchtem do swojego domu. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany w sportowy strój. Pewnie biegał tego ranka.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie Zen, a już nigdy nie odwiozę cię na uczelnię. - zagroził mi brat, gdy wsiadłam do auta i zapięłam pasy bezpieczeństwa.
- Och, czyli to oznacza, że chciałeś mnie tam wozić codziennie? Jestem za tym. - zaśmiałam się głośno klaskając w dłonie. Zayn wciągnął tylko głośno powietrze, po czym piorunując mnie wzrokiem wyjechał z podjazdu i kierował się w stronę uczelni.

***

Czułam się niezręcznie wchodząc na uczelnię. Przeczesywałam wzrokiem każdy najmniejszy punkt korytarza. Bałam się, że Louis zaraz mi skądś wyskoczy i przypnie do ściany, chcąc ze mną porozmawiać.
Przez kilka dni go unikałam i dobrze mi to wychodziło. A teraz wiem, że jakbym go spotkała to na pewno mur, który budowałam wokół siebie pękłby jak bańka mydlana, a ja rozpłakałabym się na jego oczach. A nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że ma nade mną taką władze, bo nie czułabym się z tym dobrze ani komfortowo.
Szybko więc przemknęłam korytarzem uczelni i już wchodziłam do sali. Tylko kilka miejsc w sali, mieszczącej ponad sto osób, było wolnych, a między innymi miejsce obok Chloe. Dziewczyna na mój widok wstała i objęła mnie swoimi ramionami. Zdziwiłam się skąd u niej nagle wzięło się na takie czułości, ale po chwili wyjaśniła mi co się zdarzyło.
- Matt nie wyjeżdża. - zakomunikowała, gdy obie siadłyśmy na swoich miejscach. - Powiedział, że nie mógłby wytrzymać beze mnie tyle czasu i dlatego poprosił szefa o pracę tutaj. Rozumiesz Mag? On to zrobił dla mnie. - aż zawyła ze szczęścia piskliwym głosem, a ja uśmiechnęłam się do niej szczerze.
- No widzisz? A tak rozpaczałaś. – poklepałam ją po ramieniu kiwając głową.
- Nie było warto. - zaśmiała się cicho do mnie i jeszcze raz mnie do siebie przytuliła.
- Masz jakieś wieści od Louisa? – zapytała nagle. Popatrzyłam na nią marszcząc brwi.
- Dzwonił, pisał, ale ja nie odbierałam od niego wiadomości. Miałam go serdecznie gdzieś, Chloe. Skoro on mnie olewał, to ja też mogę. - wzruszyłam ramionami kończąc zdanie.
- Przykro mi. - potarła moje ramie.
- Niepotrzebnie, naprawdę. - kiwnęłam do niej głową. - Ale wiesz co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? - zapytałam, a przyjaciółka dała znać głową bym kontynuowała.
- Że ja robiłam sobie takie wielkie nadzieje na to, że może być fajnie. Że w końcu znalazłam kogoś dla kogo jestem wszystkim. A tak naprawdę trafił mi się kolejny idiota, który chciał mnie tylko wydymać. - dziewczyny siedzące przed nami, aż odwróciły się do nas twarzą zbulwersowane i zniesmaczone moim doborem słów.
- Taka prawda. - zwróciła się do nich Chloe, a te tylko szepnęły coś do siebie cichutko i odwróciły się tyłem do nas.
- Oj Maggie, zobaczysz jeszcze znajdziesz kogoś dla kogo będziesz całym wszechświatem. - zaśmiała się do mnie konspiracyjnie.
- Mam nadzieję, a jak nie to zostanę starą panną z milionem kotów wokół siebie.
- A jak z Liamem? - zapytała po chwili, gdy uspokoiłyśmy się, po moim głupim żarciku.
- Spotkałam go dziś. Poprosił o spotkanie i się zgodziłam. - wyjaśniłam opierając łokieć na ławce, a głowę na otwartej dłoni. Chloe zamrugała tylko powiekami nie dowierzając w to co właśnie jej powiedziałam.
- I co? Tak po prostu sobie z nim pogadasz? - zapytała.
- Tak. Chcę go przeprosić, wiem że to nie byłam ja, gdy się kłóciliśmy. Byłam, jakby to powiedzieć, zaczarowana Louisem, aby myśleć trzeźwo i tak jak normalna Maggie. - wyjaśniłam, a Chloe pokiwała tylko głową ze zrozumieniem.
- Nie dziwię ci się, Louis potrafi zaczarować. - odpowiedziała, a ja prychnęłam.
- Maggie? - męski i bardzo dobrze znany mi głos zabrzmiał obok nas, z naszej lewej strony. Podskoczyłam tak gwałtownie, że mój łokieć uderzył o stojące obok mnie krzesło.
- Ałaaa – zawyłam z bólu masując bolące miejsce. Chloe od razu zwróciła się do mnie z pomocą, ale ja zapewniłam że wszystko jest dobrze. Popatrzyłam z wściekłością na Louisa, który patrzył tylko na mnie jakby nic się nie stało i nic mi nie zrobił.
- Możemy pogadać? - poprosił wskazując na drzwi.
Po chwili zastanowienia odpowiedziałam mu to co od zawsze chciałam mu powiedzieć.
- Odpieprz się ode mnie. - odpowiedziałam wkurzona tym, jakże beznadziejnym pytaniem i moim poirytowaniem spowodowanym bolącym łokciem.
- Proszę, Maggie. Dwie minuty. - jego wzrok skupiony by cały czas na mnie, a ja chciałam zwrócić moje dzisiejsze śniadanie.
- Nie Louis. - posłałam mu najbardziej złośliwe spojrzenie. Nie chciałam, ani nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Dobrze, ale jeślibyś zmieniła zdanie wiesz gdzie mnie szukać. - odpowiedział, po czym odszedł i usiadł na swoim miejscu, na drugim końcu sali. Pokręciłam tylko głową i opadłam na ławkę. Tego już było za dużo.

Po skończonych zajęciach razem z Chloe wstąpiłyśmy do Kate, do szpitala. Dziewczyna czuła się już lepiej, a my na widok jej uśmiechu od razu odetchnęłyśmy z ulgą. Cieszyłyśmy się jak przedszkolaki, że naszej przyjaciółce nic nie jest oraz że czuje się na tyle dobrze, aby wyjść ze szpitala.
- Jutro stąd wychodzę. - Kate przewróciła oczami nie dowierzając, że w końcu będzie wolna.
- W końcu. - Chloe ucieszyła się z tego siadając na brzegu łóżka brunetki.
- Będziesz chodzić na zajęcia? - zapytałam siadając po drugiej stronie łóżka Kate.
- Chciałabym, nie lubię opuszczać zajęć. - odpowiedziała uradowana patrząc raz na mnie, raz na Chloe. Zmarszczyła brwi patrząc mi prosto w oczy, po czym odezwała się.
- Coś jest nie tak. - zaczęła. - Mag, wszystko dobrze? - dopytywała.
- Jasne. - zapewniłam posyłając jej lekki uśmiech.
- Oj no wiadomo że ci nie powie. Rozstała się z Louisem. - Chloe oczywiście musiała się wtrącić. Popatrzyłam na nią gniewnie chcąc daj jej znak, że nie podobało mi się to jak postąpiła. Ale widać było, że ona nic sobie z tego nie robiła. Siedziała zadowolona i z wysoką podniesioną głową. Irytowało mnie już to.
- Co? Jak to? - zapytała Kate, a ja wiedziałam że dzięki Chloe nie mam odwrotu jak opowiedzieć o wszystkim Kate. Czułam, że spędzimy tutaj całą wieczność.

***

Zayn, jak na dobrego brata przystało, czekał na mnie pod szpitalem. Rozmawiał z Mattem i nawet oboje nie zauważyli, gdy z Chloe do nich podchodzimy.
- Cześć chłopaki. - przywitała się z nimi moja przyjaciółka całując Matta w usta oraz tuląc się do jego boku.
- Jak z Kate? - zapytał nas Zayn.
- Dobrze, jutro wychodzi. - odpowiedziałam wzdychając głęboko. Byłam zmęczona, psychika mi już wysiadała, a ja w ogóle nie wiedziałam jak mam sobie z tym poradzić.
- Jedziemy nie? Bo mam sprawę na mieście do załatwienia. - Zayn jak zwykle niecierpliwy.
- Jasne. - odpowiedziałam. Przytuliłam na pożegnanie Chloe i Matta, który mocno mnie objął aż nie mogłam złapać oddechu.
- Do zobaczenia jutro. - krzyknęła na koniec Chloe, po czym łapiąc Matta za dłoń ruszyli do samochodu chłopaka.
- Jaką masz sprawę do załatwienia? - zapytałam brata, gdy wyjeżdżaliśmy już ze szpitalnego parkingu.
Popatrzył na mnie z miną mówiącą, abym nie interesowała się tym, ani nie wtrącała w jego życie.
- Domyślam się co to może być. - bąknęłam poirytowana samym faktem, że on znów wplątuje się w to gówno.
- To nie to co myślisz Mag. - odezwał się w końcu.
- A co innego możesz robić wieczorami? - zapytałam wkurzona i zmęczona już tym wszystkim. - Po co mi obiecujesz, że już nigdy tego nie zrobisz? Po co zapewniasz, że to koniec? Po co? Skoro za chwilę lecisz i robisz dokładnie to samo. Nie pojmuję tego. - opadłam zrezygnowana na fotel pasażera. Ryczeć mi się chciało na samą myśl. Byłam psychicznie zmęczona, zamartwiałam się wszystkimi na około, ale nie sobą.
W piątek byłam u psychologa. Opowiedziałam mu o wszystkim, bo darzyłam go dużym zaufaniem. Doradził, bym porozmawiała z Liamem na sam początek, ponieważ stwierdził że on ma na mnie bardzo dobry wpływ. Że ta przyjaźń nie powinna się tak skończyć. Uznał także, że powinnam zaprzestać spotykania się z Louisem, ponieważ jest on dla mnie toksyczny i ma nieciekawe zainteresowania. Cóż, sama to teraz widzę, żaden lekarz od siedmiu boleśni nie musiał mi tego mówić. Skończyłam z nim i z tym wszystkim, tylko dlaczego Zayn nie może się od tego odciąć. Mamy nagranie, mamy dowód, możemy iść z nim na policję i niech oni już się tym zajmą. Ale Zayn nie chce. Chce to trzymać dla siebie i nikomu tego nie dawać. Mnie tylko dziwi - dlaczego?
- Spotkać się ze swoją dziewczyną. - odpowiedział przerywając mój wewnętrzny monolog.
- Och. - popatrzyłam na niego, gdy był taki skupiony na drodze. I tak nastąpił koniec naszej kłótni.

Bylibyśmy w domu wcześniej, gdyby nie korki które w naszym kochanym mieście są o każdej porze dnia. W końcu Zayn zaparkował na podjeździe przed domem. Wysiadłam z samochodu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to tak dobrze znany mi samochód. Do mojego umysłu zaczęły napływać różne scenki, które miały w nim miejsce. Pocałunek, zachwycanie się moim strojem i to jak było w nim super. Tak, to było auto Louisa, które aktualnie stało na krawężniku obok mojego domu. Czułam jak z każdym krokiem moje serce bije coraz szybciej, a przed oczami pojawiają się mroczki.
- Idziesz? - zapytał Zayn wyprzedzając mnie. Kiwnęłam tylko głową i wyrzuciłam obraz Louisa z głowy dopóki jego donośny śmiech nie doleciał do moich uszu, gdy tylko przekroczyłam próg.
Nie byłam pewna co mam teraz zrobić. Czy może iść do siebie na górę, a może uciec z domu i przeczekać jego „wizytę”, a może po prostu stawić mu czoła i kazać mu się stąd zmywać. Ale im dłużej myślałam nad wyjściem z tej sytuacji, tym bardziej się stresowałam. Zayn zniknął w łazience zaraz po przekroczeniu progu domu, a ja zostałam sama w holu.
- Maggie? - głos mojej mamy zabrzmiał w moich uszach bardzo głośno.
- Cześć. - odpowiedziałam przełykając nerwowo ślinę. Ściągnęłam buty oraz kurtkę i przewieszając torebkę na ramieniu wzięłam głęboki oddech, po czym ruszyłam w stronę kuchni.
Na pewno byłam blada jak ściana, bo sądząc po tym jak mama na mnie spojrzała, musiałam wyglądać okropnie.
- Twój kolega Louis nas dziś odwiedził. - zaczęła mama a ja koncentrowałam się cały czas na niej, aby przypadkiem nie spojrzeć na bruneta. - Powiedział, że jesteście na dziś umówieni. Dlaczego nic mi nie wspomniałaś? - mama nie wydawała się tym faktem w ogóle zła. Była raczej… radosna, tą jakże zacną sytuacją.
- Bo to nie prawda i nie miałam o czym ci mówić mamo. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Po co on tutaj przylazł? Tak dobrze się z mamą ostatnio dogadywałam, a teraz on tutaj przyłazi i wszystko psuje. Mama znów sobie pomyśli, że ją okłamuje. Tak samo jak wtedy, gdy spotykałam się z Adamem.
- Mag, proszę. - Louis wtrącił się w nasza konwersację. Spojrzałam na niego wzorkiem mówiącym: zamknij się, ale on nic sobie z tego nie robił. Patrzył tylko na mnie, jak na jakieś muzealne stworzenie, po czym przemówił.
- Musimy już iść. - spojrzał na zegarek na nadgarstku i podszedł do mnie.
- Ja nigdzie z tobą nie idę. - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Wkurzał mnie.
- Dlaczego? - wysyczał.
- Bo mnie okłamujesz. - odpowiedziałam.
- Powinnaś iść z Louisem. Dobrze ci to zrobi Maggie. - wtrąciła mama, a Louis jej przytaknął. Gdyby mama tylko wiedziała...
- Nigdzie nie idę. - zakomunikowałam. - Ani dziś, ani jutro, ani nigdy więcej. - dodałam patrząc mu prosto w oczy. Irytował mnie sam fakt, że on tutaj przyszedł i zagaduje moją mamę mówiąc jej że mamy plany. Że MY mamy plany. On chyba na głowę upadł.
- Ale Maggie…
- Żadnego ale Maggie. Daj mi spokój i idź stąd. - powiedziałam do niego i uciekłam w stronę wyjścia z domu. Tego już było za wiele. On sobie ze mnie robi żarty, na które ja nie mam ochoty.
- Pogadajmy, proszę cię. - złapał mnie za ramię i odwracając do siebie twarzą, gdy ledwie założyłam buty i wyszłam przed dom.
- Ale o czym ty chcesz rozmawiać? - zapytałam wkurzona jeszcze bardziej. - O tym, że mnie upokorzyłeś? O tym, że nic dla ciebie nie znaczę, a może o tym że masz mnie gdzieś, co?
- Dlaczego mi to robisz? - zapytał wyprowadzając mnie z równowagi.
- Co ci niby robię? - zapytała, lekceważąco.
- Odpychasz mnie.
- Ja? Ja cię odpycham? - dopytywałam nie dowierzając w to co on właśnie powiedział.
- Tak, ciągle to robisz.
- Przepraszam bardzo, ale czy to ja ci powiedziałam że nic dla mnie nie znaczysz? Czy to ja powiedziałam, że mam ważniejsze rzeczy do roboty niż ty? Wydaje mi się że nie. - odpowiedziałam, a moje serce biło coraz szybciej w piersi nie mogąc się uspokoić.
- Przestań, przecież wiesz że nie to miałem na myśli. - teraz to już łzy zebrały się w moich oczach, a ja próbowałam zatrzymać je aby nie wypłynęły na zewnątrz.
- To co Louis? Powiedz mi co, bo ja już całkiem nie wiem o co ci cho… - i wtedy jego usta opadły na moje. Próbowałam protestować, ale owładnął całe moje ciało. Objął mnie w talii przysuwając bliżej siebie, a ja wsunęłam mu dłonie we włosy. Nasze języki tańczyły ze sobą w zgodnym tempie. Jeki wydostające się z moich ust spowodowały, że jeszcze bardziej wtuliłam się w Louisa, a on przyjął mnie ochoczo.
- Co tu się dzieje?! - głośny ryk Liama doleciał do moich uszu. I  nim się zorientowałam brunet siedział na Louisie i obładowywał go pięściami.

____________________________

Liam wrócił w wielkim stylu :)
Domyślacie się co będzie w następnym rozdziale? Co się z nimi stanie? Jak zareaguje Maggie?
Dziękuję za ponad 2000 wejść na bloga i przepraszam, że tak rzadko dodaję, ale brak weny mi to uniemożliwia. Choć i tak widzę poprawę, więc mam nadzieję że będzie ze mną dobrze :)
Buziaki i miłego wieczoru :)

4 komentarze:

  1. Na reszcie udało się Lou pogadac z Mag, tylko szkoda że Liam przyszedł :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, usuń Louisa z tąd bo mam go dość co za... a mag ma nie mieć pretensji do Liama okej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże było tak dobrze, Mag miała pogadać z Li i by było cudownie, a Lou jak zwykle z jęzorem się wszędzie wpycha -,- ughhh !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Musiałaś kończyć w takim momencie ?? ;)

    OdpowiedzUsuń