wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 10

Zaraz po skończonych zajęciach razem z dziewczynami wyszłyśmy przed budynek uczelni. Na szczęście przestało już padać i słońce wyszło zza ciemnych chmur. Chloe nie dawała mi spokoju i ciągle się mnie pytała, gdzie idę z Louisem, o czym będziemy rozmawiać i takie tam inne bzdety. Ja tradycyjnie n jej wścibskie pytania przewracałam oczami, bo ile można mówić że się nie wie?
- Uśmiechnij się Mag. - Kate, która stanęła obok mnie i posłała mi szczery uśmiech, po czym zaczęła pocierać w przyjacielskim geście moje ramie. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że stanie się coś na co nie będę miała wpływu. Denerwowałam, ale co mogłam na to poradzić? Przecież właśnie tego pragnęłam odkąd zaczęłam studiować na tej uczelni. Spotykania się z Louisem, bycia z nim tylko sam na sam, bez tej całej grupki jego i moich znajomych. Ale teraz bałam się tego co może z tego spotkania wyjść. Bałam się co mogę od niego usłyszeć, bałam się powiedzieć mu co ja do niego czuję, bałam się!
- Och Kate, gdybyś ty tylko wiedziała jakiego mam stracha przed tym spotkaniem. - powiedziałam tuląc się do niej, a ona głaskała mnie po plecach w dodającym otuchy geście.
- Och zamknij się Maggie – wtrąciła Chloe - Od zawsze o tym marzyłaś, a teraz nagle się boisz z nim spotkać. Pokaż, że jesteś babą z jajami, a nie jakąś tam miękką kluchą. - powiedziała uderzając mnie mocno w ramię, aż się zachwiałam.
- Przestań jej tak mówić, bo jeszcze nam stąd ucieknie. - Kate, jako moja obrończyni i jedyna normalna osoba z naszej świętej trójcy weszła między nas.
- Boisz się? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami Chloe - A gdzie ta odważna Maggie, która pokonała swój strach przed pająkami? A gdzie ta Maggie, która postawiła swój los na jedną kartę i powiedziała sobie, że teraz albo nigdy i w końcu znajdzie tego jedynego? No gdzie ona jest? Wyparowała? - zapytała Chloe rozglądając się dookoła siebie, po czym spojrzała ponownie na mnie.
- Stoi cały czas tutaj. - wskazałam na siebie pewnym gestem.
- Chyba nie, bo nam gdzieś zwiała i się kryje zza jakimś drzewem. - Chloe szturchnęła mnie palcem wskazującym w klatkę piersiową chcąc być jeszcze bardziej przekonywująca.
- Och daj jej spokój Chloe, nie widzisz, że dziewczyna tutaj się stresuje a ty jeszcze jej dokładasz niepotrzebnego stresu? - zapytała Kate stając między mną, a Chloe, która aż kipiała ze złości na mnie, rzecz jasna.
- Przestań ją bronić Kate.
- Hallo, ja tutaj cały czas stoję i widzę oraz słyszę jak się kłócicie. - powiedziałam wtrącając się im do kłótni.
- Poza tym Louis tutaj zaraz przyjdzie, więc chyba nie chcecie aby was teraz usłyszał, prawda? - zapytałam je i jak na zawołanie drzwi uczelni się otworzyły a w nich stanął Louis. Widziałam, że był nieco zdenerwowany, ale gdy ujrzał mnie jeszcze bardziej zestresowaną uśmiech zagościł na jego ustach rozsyłając ciepełko wokół mnie. Pewnym krokiem ruszył w moją stronę ignorując rozmarzone spojrzenia innych dziewczyn stojących niedaleko nas. Był skoncentrowany tylko na mnie, a mi to dało niesamowitą radość i satysfakcję, że on tak na mnie patrzy. Byłam w siódmym niebie.
- Witam was dziewczęta. - zwrócił się do moich przyjaciółek, które o dziwo wmurowało w ziemię. Genialnie było obserwować ciągle gadającą Chloe, gdy nagle teraz milczała. Tylko Kate zachowała się jak ona i podała chłopakowi dłoń na przywitanie. Posłałam jej uśmiech, a ta puściła mi oczko zaskoczona samym Louisem.
- Gotowa?- brunet zwrócił się do mnie, a ja ochoczo pokiwałam głową i żegnając się całusem w policzek z moimi przyjaciółkami poszliśmy w stronę pobliskiego parku.
- Twoje koleżanki zawsze się tak zachowują? - zapytał Louis, gdy przechodziliśmy na drugą stronę ulicy.
Popatrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami nie rozumiejąc co ma na myśli. Postanowiłam więc zapytać.
- Co masz na myśli?
- Zachowują się jakby coś je zamurowało, ale głównie tylko tą blondynkę.
Zaśmiałam słysząc jego odpowiedź.
- Chloe potrafi być naprawdę wścibska i musi wszystko wiedzieć, ale dobra z niej przyjaciółka. Poza tym ona na ogół się tak nie zachowuje. Zazwyczaj jest opanowana i pełna spokoju, tylko jak się spotka z nami to wtedy jej tak odbija.
Louis zaśmiał się głośno z mojej odpowiedzi.
- Odbija wam? Boję się zapytać co bierzecie skoro macie takie odchyły od normy.
- Swoje towarzystwo. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie wyobrażałam sobie studiów bez tych dwóch pozytywnie zakręconych wariatek. Są dla mnie jak siostry, których nigdy nie miałam. I naprawdę cieszę się, że wybrałam akurat tę uczelnię.
- Usiądziemy czy wolisz pospacerować? - zapytał Louis, gdy weszliśmy do dużego parku, gdzie słychać było śmiechy dzieci i szum wiatru poruszający koronami drzew, który mnie uspokajał.
- Wolę usiąść. - odpowiedziałam. Bałam się co mogę od niego usłyszeć, dlatego wiem że najlepiej będzie jak sobie siądziemy.
Znaleźliśmy idealną ławkę oddaloną od głównej alejki, ale z której można było wszystko widzieć. Po naszej prawej stronie, niedaleko znajdował się plac zabaw z huśtawkami i piaskownicą, obok niego był staw z prawdziwymi zwierzętami.
- Podoba ci się tutaj. - stwierdził Louis kładąc rękę za moimi plecami i palcem wskazującym powoli jeździł po moich mięśniach. Popatrzyłam na niego z pytającym wyrazem twarzy. Co on wyprawia? Posłał mi tylko swój uśmiech i ściągnął okulary przeciwsłoneczne z nosa i patrzył na mnie niebieskimi jak ocean tęczówkami.
- Pięknie tutaj jest. - odpowiedziałam ignorując jego palec mnie dotykający i wzrok, którym mnie obserwował.
- Więc skoro teraz jesteśmy sami, bez wścibskich i ciekawskich przyjaciółek, bez tej całej studenckiej otoczki możemy na spokojnie porozmawiać. - powiedział, a mi zaschło w gardle. Wiedziałam bardzo dobrze po co tutaj przyszliśmy, wiedziałam o czym zamierzamy rozmawiać, ale jednak trochę się tego obawiałam.
Popatrzyłam błagającym wzrokiem na niego i prosiłam go, aby to on zaczął.
Westchnął głęboko i przemówił.
- Nie rozumiem jednego w tobie Maggie. Jesteś mądrą, piękną, młodą kobietą i nie widzisz jak działasz na facetów. Jak działasz na mnie. - zaczął, a ja poczułam ukłucie w klatce piersiowej. To się nie dzieje naprawdę, pomyślałam.
- Odkąd pierwszy raz ujrzałem cię na uczelni, zrozumiałem że masz w sobie coś innego niż reszta dziewczyn które spotkałem. Jesteś taka niewinna, ale jednocześnie ostra jak nóż, co mnie jeszcze bardziej do ciebie przyciąga. Jesteś jak magnes, który ciągnie mnie ku tobie i nie jest to wcale takie łatwe, abym się odczepił i poszedł swoją drogą. Po prostu tak się nie da. - wzruszył ramionami posyłając mi szczery uśmiech, a ja rozpłynęłam się na ten widok. Poczułam jakieś dziwne i nieznane mi dotąd ciepełko w sercu i zrozumiałam, że dzięki jego słowom czuję się znacznie lepiej.
- Maggie musisz wiedzieć, że czuję do ciebie coś co wcale nie jest dla mnie takie łatwe do zrozumienia. Ciągle myślę o tobie, nawiedzasz mnie w snach, a gdy nie zobaczę cie przez kilka dni to szaleję. Wtedy na dyskotece, gdy tańczyliśmy, spełniły się wszystkie moje marzenia. Tańczyłem z najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie, a teraz jesteś tutaj obok mnie, siedzisz i patrzysz wielkimi oczami na mnie i mam taką cholerną ochotę cię pocałować. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to jest trudne, aby utrzymać ręce z dala od ciebie.
Łezka zakręciła się w moich oczach, gdy usłyszałam takie słowa. Louis kiedyś był dla mnie nieznajomym, ale gdy ujrzałam go po raz pierwszy wiedziałam że będzie mi na tyle bliski abym mogła z nim coś zbudować, coś trwalszego. A teraz okazuje się, że on czuje dokładnie to samo w stosunku do mnie. Nie potrafiłam mówić tak pięknie jak on do mnie mówił w tym momencie, ale musiałam z siebie coś wykrztusić inaczej nie byłabym sobą.
- Louis to co właśnie mi powiedziałeś jest... takie...prawdziwe. Jeszcze nikt w życiu nie powiedział do mnie takich słów. Naprawdę cieszę się, że podobam ci się, ale też wiem że nawet jeślibyśmy chcieli to nic z tego nie wyjdzie. - mówiąc to patrzyłam mu cały czas prosto w oczy. Widziałam na początku szczęście i zadowolenie, po czym znikło, prysnęło jak bańka mydlana.
- Dlaczego tak twierdzisz? - zapytał siadając prosto i kładąc dłonie na swoich udach.
- Bo wiem jaka ja jestem i do czego jestem zdolna, gdy się z kimś spotykam. - wyjaśniłam.
- Nie mów tak Maggie, jesteś inna niż wszystkie dziewczyny z którymi do tej pory byłem. - wtrącił, a ja wciągnęłam głośno powietrze. Nie przyszło mi do głowy, że Louis mógł być z kimś w związku. Zrobiło mi się niedobrze.
- To znaczy nie z tyloma ile ci się wydaje. - zaśmiał się nerwowo drapiąc się po karku.
- To z iloma? - zapytałam patrząc na niego, a gdy nie odpowiedział dodałam machając ręką – Nie ważne.
- Dasz mi to sprawdzić? - zapytał błagającym głosem.
- Ale co sprawdzić?
- Jaka jesteś, gdy jesteś z kimś w związku. - wyjaśnił, a moje serce szybciej zabiło w klatce piersiowej.
- Myślę, że nie chcesz się tego dowiedzieć.
- Ależ chcę, bardzo chcę. Nawet nie wyobrażasz sobie jak ja tego pragnę. - powiedział zakładając mi za ucho zbłąkane pasemko włosów
- Ale wiesz, że to nie będzie proste? - zapytałam go kładąc swoją dłoń na jego dłoni i zamykając na chwile oczy.
- Oczywiście, ale chcę spróbować. - odpowiedział, a jego miękkie usta dotknęły moich.

***

Przekraczając próg domu czułam, że życie w końcu mi się układa. Potrafię dogadać się z bratem, mam kogoś na kim mi bardzo zależy i jemu na mnie również. Chciałabym rzecz, że w końcu jestem szczęśliwa, ale jednak jest jedna rzecz która nie daje mi spokoju od wczorajszego dnia, a tym czymś jest moja przyjaźń z Liamem. Nie wiem czy chłopak nadal się do mnie odzywa, czy nadal jest na mnie wściekły, czy może jestem mu obojętna. Zastanawiałam się czy do niego zadzwonić, ale gdy wybierałam jego numer coś mi podpowiadało bym tego nie robiła. I tak oto teraz nie wiem na czym stoimy i gdzie się znajdujemy, a ja prawdopodobnie straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
- Już jestem! - krzyknęłam w głąb domu mając nadzieję, że ktoś się do mnie odezwie. I jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam słodki głos mojej mamy wołający moje imię z kuchni. Szybko się rozebrałam i pognałam do niej. Marzyłam, aby się do niej przytulić, aby ona objęła mnie swoimi ramionami i zapewniła, że wszystko będzie dobrze i że jutro jest nowy dzień i wszystko będzie idealne. Ale nie mogło tak być, bo gdy tylko przekroczyłam próg kuchni stanęłam jak wryta. Mama Liama siedziała na jednym ze stołków barowych w naszej kuchni i patrzyła na mnie złośliwie.
- Dzień dobry. - przywitałam się kulturalnie z nią, a mamę pocałowałam w policzek.
- Dzień dobry Maggie. - odpowiedziała mi, a ja słysząc jej przepełniony jadem głos miałam ochotę zwymiotować.
- To może ja pójdę do swojego pokoju. - zaproponowałam chcąc ulotnić się stamtąd jak najszybciej i nie być już pod ostrzałem tej strasznej kobiety.
- Maggie zaczekaj. - wtrąciła mama, gdy obróciłam się do nich tyłem - Laura chciała z tobą porozmawiać. - dodała, gdy spuściłam głowę w dół i odwróciłam się do nich.
Popatrzyłam najpierw na jedną, potem na drugą z kobiet czekając aż któraś z nich wyjaśni mi o co chodzi.
- Liam kazał ci przekazać, że bardzo chciałby z tobą porozmawiać. - wyjaśniła pani Payne, a ja stanęłam jak wryta nie rozumiejąc z tego nic.
- Dlaczego sam nie mógł mi tego powiedzieć? - zapytałam krzyżując dłonie na piersiach i czując jak wzrasta we mnie irytacja.
- Nie wiem, ale prosił też abyś przyszła dziś do niego, bo ma do ciebie jakąś ważną sprawę. - dodała po chwili, a ja już czułam jak cała się gotuję ze złości.
- Nie ma to jak wykorzystywać własną mamę do tego aby poprosić o głupią rozmowę. Bardzo inteligentne – powiedziałam odwracając się i chcąc wyjść, ale moja mama krzyknęła za mną.
- Maggie co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię w tym momencie.
- To nie wasza sprawa co się dzieje między mną, a Liamem. Oboje jesteśmy dorośli i powinniśmy zachowywać się jak dorośli, a nie dzieci pięcioletnie i obrażać się o byle co. Mam już tego dość. Pani Payne mogłaby pani przekazać synowi, że jeśli sam będzie chciał pogadać to niech sam do mnie przyjdzie, bo ja nie mam czasu na wykłócanie się z kimś kto nie rozumie co się do niego mówi.
Chyba wywołałam tym małe zamieszanie, bo obie kobiety miały szeroko otwarte usta ze zdziwienia. A ja wiedziałam, że dobrze zrobiłam móc w końcu się wygadać.

***

Wieczorem, gdy leżałam już umyta i z mokrymi włosami w łóżku, zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Przyszłam na świat dwadzieścia jeden lat temu. Z opowiadań moich rodziców wiem, że wzbudziłam tym nie małe kontrowersje, bo podobno miałam być chłopczykiem. Jakież było zdziwienie moich rodziców i mojego starszego, rocznego wtedy brata gdy mnie zobaczyli. Podobno nie płakałam przez cały okres bycia noworodkiem. Mama musiała mieć ze mną dobrze, bo nie miała aż tylu obowiązków przy mnie co inne matki gdy ich dzieci ciągle robią tylko mnóstwo hałasu, nie chcą spać i jeść. Natomiast moja mama musiała dziękować temu na górze, że przysłał jej takie spokojne dziecko. Problemy ze mną zaczęły się dopiero, gdy poszłam do przedszkola. Już wtedy potrafiłam przychodzić do domu z siniakami na buzi. Panie przedszkolanki miały ze mną przechlapane, ciągle tylko musiały mnie pilnować, bo bały się ze mogę coś zrobić sobie, albo komuś krzywdę.
Większe problemy ze mną zaczęły się, gdy poszłam do podstawówki. Nauczyciele sadzali mnie w osobnej ławce na tyłach klasy, bali się, że jeśli z kimś usiądę zacznie się bójka. Co najmniej trzy razy w tygodniu moi rodzice przyjeżdżali do szkoły. Dyrektor już zdecydował że mnie wyrzuci, gdy moja mama ubłagała go aby mnie zostawić, że jestem dobrym dzieckiem, że tylko potrzebuję fachowej pomocy lekarza i wtedy wszystko wróci do normy. I tak w wieku trzynastu lat stwierdzono u mnie zespół nadpobudliwości psychoruchowej, czyli słynne ADHD. Faszerowali mnie lekami, które nieco zmniejszyły moją nadpobudliwość i stałam się normalną nastolatką, która podkochiwała się w chłopakach z innej klasy, robiła z siebie idiotkę przed całą klasą, ale przede wszystkim nie groziło jej wywalenie ze szkoły.
Gdy poszłam do liceum, zamknęłam się w sobie. Jako młodsza wersja siebie byłam otwarta na rówieśników, na obce osoby, potrafiłam rozmawiać z nimi godzinami. A w szkole średniej nie mogłam rozpoznać siebie w sobie. Na lekcjach siedziałam cicho, nie miałam zbyt wielu znajomych bo każdy nie chciał się ze mną przyjaźnić, bo praktycznie nic nie wnosiłam do naszej przyjaźni. Gdy po lekcjach wracałam do domu, zamykałam się w w pokoju i nie wychodziłam z niego dopóki wszyscy nie poszli spać. Rodzice nie wiedzieli jak mają do mnie dotrzeć, jak mi pomóc aby wróciła uśmiechnięta i szczęśliwa Maggie.
Ale w wieku osiemnastu lat nastąpił przełom. Poznałam Adama, to on zmienił mój świat i spojrzenie na różne sytuacje mnie otaczające. To on wskazał jak powinnam żyć, jak się zachowywać. Rodzice cieszyli się z takiego obrotu spraw, że powróciłam do żywych i znów jestem sobą. Nie wiedzieli tylko co za tym stoi.
Pierwsza dawka wstrząsnęła mną, także nie pamiętałam jak się nazywam. Zdecydowałam, że nie będę już więcej brać. Ale za namową Adama twierdzącego, że to nic złego, że poczuję się dzięki temu lepiej, znów wzięłam. I tak się zaczęła moja przygoda z narkotykami. Brałam codziennie po jednej dawce, potem nie wiedziałam co się ze mną dzieje, a Adam nie chciał mi nic powiedzieć. Milczał, gdy pytałam o to co się ze mną działo, gdy byłam pod ich wpływem. Tak również straciłam dziewictwo, nie pamiętałam nic z tego. Głupia byłam myśląc, że Adam mnie naprawdę kocha. Ale gdy jego koledzy mnie zgwałcili wiedziałam już że nie mogę z nim być i jedyne o czym marzę to śmierć. Wtedy na pomoc przyszedł mi Liam, uratował mnie, wyrwał z ich łap i obdarzył taką dawką miłości, że nigdy w życiu tyle nie dostałam. Rodzice zapisali mnie do psychologa i dzięki niemu i jego terapii wyszłam na prostą. Teraz staram się żyć tak jak ja chcę i robię to na co mam ochotę. Rodzice zaufali mi na tyle, abym mogła żyć bez ich cienia ciążącego na mnie. Bym mogła czuć się swobodnie. Dwa lata temu zaczęłam studia na jednej z londyńskich uczelni i tam poznałam Chloe i Kate, dwie kochane wariatki, które również mi pomogły się pozbierać po tej całej traumie którą przeszłam kilka lat wcześniej. Dziś nie wyobrażam sobie bez nich życia, a nawet jednego dnia. Są takimi moimi talizmanami szczęścia.
Załkałam cicho, gdy dotarło do mnie że całe moje życie było jednym wielkim bagnem. Dopiero od dwóch lat wychodzę na prostą i nie chcę tego spieprzyć.

***

Rano wstałam z ogromnym bólem głowy. Chyba przypominanie sobie własnej przeszłości nie było dobrym pomysłem, bo widząc jak się teraz czuję nie ryzykowałabym ponownie. Aby pozbyć się pulsującego bólu zeszłam na dół. Dochodziła godzina siódma, miałam wielką nadzieję że moja mama jeszcze nie wyszła i coś na to zaradzi. Nie myliłam się widząc ją poruszającą się zgrabnie po kuchni z ręcznikiem na głowie, w spódnicy, i białej bluzce.
- Mamuś ratuj – zajęczałam siadając na stołku i pochylając się nad blatem.
- Maggie dziecko dlaczego ty już nie śpisz? - mama szybkim krokiem podeszła do mnie przykładając mi dłoń do rozgrzanego czoła.
- Ty masz gorączkę dziewczyno. - stwierdziła fachowym głosem i uniosła moją głowę w górę, aby spojrzeć mi w oczy.
- Po prostu mnie głowa boli, dasz mi coś przeciwbólowego? - poprosiłam zamykając oczy i ponownie opierając się czołem o blat wysepki kuchennej.
- Oczywiście, ale myślę że to nie wystarczy. - powiedziała, a ja jęknęłam z bólu słysząc jej słowa.
- Powinnaś zostać w domu. - stwierdziła kładąc przede mną szklankę z wodą i dwie pastylki przeciwbólowe.
- Naprawdę? - zapytałam z nadzieją w głosie. Spoglądając w jej niebieskie oczy.
Kiwnęła tylko głową uśmiechając się do mnie czule, a ja połknęłam leki i popiłam je dużą ilością wody.
- Masz rację mamo, nie za dobrze się dziś czuję. Pójdę się położyć. - wstałam z krzesła i całując mamę w policzek ruszyłam na górę.
Będąc już w pokoju wysłałam tylko Chloe i Kate wiadomość, że nie będzie mnie dziś na zajęciach z powodu choroby i zasnęłam owinięta kołdrą pod samą szyję.
Gdy przebudziłam się około południa głowa mnie już aż tak bardzo nie bolała. Czułam lekkie pulsowanie w czaszce, ale nie było ono tak uciążliwe jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Czułam pilną potrzebę, więc ześlizgnęłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Tam umyłam zęby, doprowadziłam swoje włosy do porządku związując je w niskiego kucyka i zeszłam na dół. Byłam potwornie głodna, więc jedyne o czym w tamtym momencie marzyłam, to aby coś zjeść.
Ani jednej żywej duszy w domu nie zastałam, ale cóż się dziwić? Rodzice w pracy, Zayn tak samo. Wzruszając tylko ramionami wyciągnęłam z lodówki najpotrzebniejsze produkty, aby zrobić sobie tosty z serem i szynką. Najprostsze danie, a jakie pożywne.
Gdy toster piknął oznajmiając mi, że moje śniadanie jest już gotowe wzięłam pełen talerz z wielkim kubkiem herbaty i przeszłam do salonu, gdzie włączyłam sobie telewizor i przeskakiwałam po kanałach dopóki nie znalazłam interesującego mnie programu.
Oglądałam wcinając tosty i popijając je co chwilą gorącą herbatą z cytryną, dopóki tej sielanki nie przerwał mój telefon wibrujący w kieszeni szlafroka.
Z jękiem niezadowolenia wyjęłam go i dostrzegając kto dzwoni szybko przełknęłam to co miałam w buzi i odebrałam.
- Tak? - przełknęłam głośno ślinę czekając na to, co Zayn ma mi do powiedzenia.
- Dziś wieczór, pod klubem Camden. - oznajmił.
- Nasz plan w końcu będzie mógł być zrealizowany. - powiedziałam nerwowo.
- Tak. Musisz tylko uważać, aby ktoś cię nie zauważył. Ubierz się na czarno, naładuj baterie w kamerze i skup się całkowicie. Nie możemy tego spieprzyć Mag. - słyszałam jego głosie pewność siebie i zaufanie, którym mnie darzył. Wiem, że sam bał się, bo mi to powiedział. Ale ja wiedziałam że oboje damy radę i będziemy mieć coś dzięki czemu zdemaskujemy grupkę szajbusów, którzy torturują mojego brata jakimś dziwnym nagraniem.
- Tak jest szefie. - odpowiedziałam pewna siebie.
- Mag? - zapytał Zayn po chwili ciszy.
- Tak?
- Damy radę, prawda? - zapytał smutnym głosem.
- Oczywiście mistrzu, nie może być inaczej. - odpowiedziałam pewnie, aby zrozumiał że jestem z nim i uda się nam.
- Dziękuję ci. - powiedział po czym się rozłączył.

Za chwile dostałam tylko wiadomość, o której mam się zjawić pod klubem i jak mam tam dotrzeć. Wiedziałam tylko jedno w tamtym momencie: nie mogłam zawieść mojego brata.


___________________________________________________________
Nie wiem jak mam Wam dziękować za ponad 1200 wejść na bloga. Nawet nie wiecie jak się uśmiechnęłam sama do siebie, gdy weszłam dziś na bloga.
Dziękuję, jesteście wielcy.
Na moją nieobecność składa się choroba, jakiś wirus mnie złapał i nie chciał puścić przez całe święta. A miałam tyle planów dotyczących bloga, zrobić nagłówek, pisać nowe rozdziały, a tu... nic. Okropieństwo leżeć w łóżku przez całe święta i nie móc się ruszyć, bo wszystko potwornie boli.
Dobra, ale koniec mojego użalania się nad sobą.
Co do samego rozdziału, podoba mi się. A Wam? Mam cichą nadzieję, że tak.
Jeszcze raz dziękuję i myślę, że następny pojawi się znacznie szybciej.
Buziaki i miłego dnia!

3 komentarze:

  1. Rozdział bardzo mi się podoba :)
    Mam nadzieję, że Mag porozmawia z Liamem i wszystko sobie wyjaśnią.
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    save-me-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. super :) i super łatwo się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :)czekam na następne :D

    OdpowiedzUsuń