piątek, 22 maja 2015

Rozdział 20

Przez całe moje życie, a jest ono krótkie, miałam wrażenie że tutaj nie pasuję. Że jestem inna niż wszyscy, że gdy idę ulicą ludzie patrzą na mnie jak na jakiegoś odludka z innej planety. Nigdy jakoś specjalnie się nie wyróżniałam. Ubierałam się zwyczajnie, jak przystało na młodą osobę. Nigdy nie byłam też jakoś specjalnie atrakcyjna. Byłam po prostu przeciętna. Ale co się dziwić? Nigdy nie interesowałam się najnowszą modą, nie miałam takich samych fryzur jak moje koleżanki ze szkoły, albo nie miałam chłopaka, bo to było „modne”. Żyłam sobie spokojnie w swoim małym, ciasnym świecie dopóki nie ukończyłam osiemnastego roku życia. Poznałam wtedy co to jest prawdziwe życie, znalazłam chłopaka, który pokazał mi że naprawdę można się dobrze bawić, a nie tylko siedzieć w domu i oglądać stare filmy. Że po prostu można żyć, oddychać pełną piersią i cieszyć się z tego co się ma. Rodzice tego nie rozumieli, potępiali Adama za to jaki miał na mnie wpływ. Próbowali zakazywać mi się z nim spotykać, ale ja się buntowałam. Nie rozumiałam dlaczego, aż tak bardzo zależy im na tym bym się z nim nie spotykała. Ale teraz rozumiem i pojmuję dlaczego aż tak reagowali – chcieli dla mnie jak najlepiej, chcieli bym nie sparzyła się na początku swojej dorosłej życiowej drogi. Martwili się o mnie, a ja jak ta głupia idiotka ich nie posłuchałam. Byłam za bardzo zapatrzona w Adama, aby dostrzec martwiących się rodziców. Liczył się tylko on. Ależ byłam głupia licząc na to, że kiedyś stworzymy rodzinę, że będziemy razem do końca życia, że uda nam się przejść przez wszystkie kłopoty tego świata razem. Myliłam się, a ta jedna durna pomyłka kosztowała mnie utratą dziewictwa, które zarezerwowane było dla tego jednego jedynego, odwykiem oraz depresją, tak głęboką że bałam się iż nie uda mi się z tego wyjść. Na szczęście za pomocą najbliższej rodziny i przyjaciół udało mi się. I teraz mogę powiedzieć, że jestem czysta jak łza. Może jakieś skrzywienie w mojej głowie zostało, ale da się z tym żyć i nie przeszkadza to w codziennym życiu. Po prostu staram się żyć normalnie, staram się być normalną dziewczyną z szalonymi myślami i marzeniami, która dąży do ich zrealizowania.
- O czym myślisz? - Louis przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, także opierałam się o nią plecami. Trzymał mnie w sowich ramionach, jakby bał się że mogę mu gdzieś uciec. Nie chciałam uciec, podobało mi się jego towarzystwo i to gdzie aktualnie się znajdowaliśmy. A mianowicie byliśmy na plaży w Eastbourne, małym miasteczku położonym nad cieśniną La Manche. Prawie dwie godziny i byliśmy na miejscu. Cieszyłam się widząc plaże przed sobą, bo od zawsze uwielbiałam czuć piasek na swojej skórze i czuć ten zapach świeżej bryzy.
- O wszystkim i o niczym. - odpowiedziałam obracając się i zarzucając mu ręce na szyję.
- Nie myśl o tym za dużo, bo odlatujesz mi gdzieś. A ja się boję że nie zdążę cię złapać. - zakomunikował łącząc nasze usta w słodkim pocałunku.
Uśmiechnęłam się tylko do niego i znów odwróciłam dotykając plecami jego klatki piersiowej. Staliśmy na brzegu piaszczystej plaży. Byliśmy sami. Pomarańczowe słońce zachodziło właśnie za horyzont, chowając się przed nami. Wcześniej ściągnęliśmy buty chcąc poczuć na swoich stopach ciepły od promieni słonecznych piasek.
- Często tu przyjeżdżasz? - zapytałam Louisa, gdy przechadzaliśmy się po plaży trzymając się za ręce.
- Jak muszę coś przemyśleć. - odpowiedział od razu. - Poza tym mieszka tutaj moja babcia, więc dość często tutaj jestem. - uśmiechnął się do mnie widząc moją przerażoną minę.
- Chcesz powiedzieć, że przywiozłeś mnie tutaj aby przedstawić mnie swojej babci? - zapytałam spanikowanym głosem.
- I dziadkowi. - poprawił mnie składając na mojej skroni czuły pocałunek, a ja spanikowałam.
Nie spodziewałam się, że ten dzień się tak zakończy.
- Ale moi rodzice… - zaczęłam.
- Spokojnie, z twoimi rodzicami wszystko załatwiłem. Wiedzą gdzie jesteś, wiedzą że jesteś bezpieczna. - powiedział znów całując mnie w skroń.
- Ale jak? - popatrzyłam na niego wielkimi oczami nie rozumiejąc tego w ogóle.
- Rozmawiałem dziś z twoją mamą i była naprawdę miła dla mnie. Zgodziła się bez jakichkolwiek błagań z mojej strony. - wyjaśnił, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Jesteś niemożliwy, wiesz?
Pokręciłam głową nie dowierzając, że Louis okręcił sobie moją rodzicielkę wokół jednego palca.
- Ale też skuteczny. - odpowiedział śmiejąc się i nagle schylił się w przód dając mi znać, żebym wskoczyła mu na plecy. Z ochotą to zrobiłam i drogę do domu dziadków Louisa, pokonaliśmy śmiejąc się i żartując z siebie nawzajem. A ja byłam niesiona na plecach mojego księcia, przy którym czułam się jak prawdziwa księżniczka.
Louis nieco opowiedział mi o swoich dziadkach.
Jakieś piętnaście lat temu zamieszkali tutaj, w Eastoburne. Stwierdzili, że szybkie życie w Londynie nie jest dla nich, dlatego sprzedali swój dom i kupili małą chatkę na plaży. Też kiedyś chciałabym tutaj zamieszkać, może nie koniecznie w tym mieście, ale blisko plaży.
Dwadzieścia minut później staliśmy już przed drzwiami do domku państwa Tomlinsonów. Louis pomógł mi się ześliznąć z jego pleców, a następnie złapał za dłoń.
- Jak wyglądam? - zapytałam poprawiając swoje włosy, a brunet nacisnął dzwonek do drzwi.
- Jak zwykle, czyli ślicznie. - odpowiedział posyłając mi oczko, a ja pokręciłam głową słysząc jakie on głupoty wygadywał w tym momencie.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęła starsza kobieta o siwych włosach, niebieskich oczach, która ja już tak dobrze znałam, bo takich samych jak Louisa.
- Witaj babciu. - chłopak przywitał się z kobietą wchodząc do środka i tuląc się do niej.
- Louis? Kochaniutki, a co ty tutaj robisz? - zapytała, widziałam jaka była zdezorientowana widokiem swojego najstarszego wnuka.
- Nie cieszysz się widząc mnie? - brunet był wyraźne urażony reakcją swojej babci.
- Oczywiście, że się cieszę widząc cię tutaj, ale… - i w tym momencie jej morskie oczy spojrzały na mnie. Widziałam jakiś dziwny błysk w jej tęczówkach, a następnie szeroki uśmiech od ucha do ucha. Puściła Louisa, po czym podeszła do mnie.
- Babciu, to jest Maggie moja dziewczyna. Maggie to moja babcia Teresa - przedstawił nas sobie Louis.
- Dzień dobry. - przywitałam się z kobietą, a ta przytuliła mnie do siebie. Naprawdę nie spodziewałam się takiego czułego przyjęcia z jej strony.
- Wejdźcie skarby do środka. - zakomunikowała wypuszczając mnie ze swoich objęć, po czym ruszyła w głąb domku.
Jego wnętrze przypominało mi trochę wystrój w moim domu. Kremowe ściany były w identycznym kolorze, jak w moim przedpokoju. Gdzieniegdzie wisiały zdjęcia rodziny i przyjaciół w oprawionych ładnie ramkach. Widziałam małego Louisa na kolanach dziadka, na plaży przed domem, ubranego elegancko w garnitur gdy jechał na bal maturalny. Tyle wspomnień zawartych w kilku zdjęciach, a pamiątka na całe lata.
Weszliśmy do małego salonu, w którym na jednych z dużych foteli drzemał dziadek Louisa. Babcia chłopaka podeszła do staruszka i poklepała go po ramieniu. Ten nagle otrząsnął się ze snu i spojrzał na swoją małżonkę.
- Louisek przyjechał. - zakomunikowała mu wskazując na nas stojących w progu. Dziadek przetarł zmęczone oczy, założył duże okulary na nos i spojrzał na nas. Uśmiechnął się widząc swojego wnuka. Louis od razu ruszył w jego stronę, ja trzymałam się nieco za nim nie chcąc przeszkadzać w powitaniu wnuka z dziadkiem.
- A co to za piękna istota stoi w drzwiach? Czyżbym widział anioła? - zapytał starszy pan, a ja zaśmiałam się cicho z jego słów. Louis popatrzył na mnie i wstając na równe nogi. Zachęcił mnie bym do niego podeszła.
- Dziadku to jest Maggie, moja dziewczyna. - przedstawił nas sobie nawzajem, tak jak było to wcześniej z jego babcią. - Mag, to mój dziadek Steven Tomlinson. - podałam starszemu panu dłoń na przywitanie, a ten ujął ją i pocałował jej wierzch. Zawstydziłam się nieco widząc jego gest.
- Miło państwa poznać, Louis mi trochę o państwu opowiadał. - powiedziałam. Nie chciałam, aby pomyśleli sobie że nie potrafię mówić albo coś z tych rzeczy.
- Bardzo nam z tego powodu jest miło, ale proszę cię skarbie mów do nas po imieniu. Zwróciła się pani Teresa do mnie.
- Albo po prosu babciu i dziadku. - zaproponował Louis, a wszyscy na to przystali.
- Pomożesz mi przygotować coś do przegryzienia? Na pewno jesteście głodni i spragnieni, przygotujemy coś razem. - zaproponowała babcia Louisa, a ja chętnie przytaknęłam na tę prośbę. Zostawiłyśmy więc dziadka i Louisa samych w salonie, którzy od razu znaleźli wspólny temat do rozmów, który pochłonął ich w jednym momencie.
Mogłoby się wydawać, że starość nie jest taka fajna jak inni o niej mówią. Niby nie ma się sił, nie ma takiej zwinności jak jeszcze kilkanaście lat wcześniej, ale to nie prawda. A babcia Louisa jest tego najlepszym przykładem. Ta drobna kobieta poruszała się szybciej niż ja i Louis razem wzięci.
To już nastawiała wodę w czajniku na herbatę, to już z lodówki wyjmowała potrzebne rzeczy do zrobienia kanapek, a to stawiała talerze, kubki i sztućce na stole. Niesamowita osoba.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam niepewnie.
- Oczywiście, siądź sobie tutaj. - wskazała na jedno z krzeseł przy małym stole w kuchni. - I posmaruj chleb masłem. - dodała kładąc przede mną talerzyk z masłem.
- Długo się znacie z Louiskiem? - zapytała siadając naprzeciwko mnie i krojąc pomidora w idealne plasterki.
- Dwa lata, ale dopiero miesiąc temu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. - wyjaśniłam koncentrując się na dokładnym rozprowadzaniu masła po kanapkach.
- Och, a to dlaczego? - dopytywała starsza pani marszcząc brwi.
- Właściwie to sama nie wiem. Baliśmy się? A może nie byliśmy na tyle gotowi, aby zrobić ten pierwszy krok. - wzruszyłam ramionami przypominając sobie moje ukryte obserwowanie Louisa.
- Życie jest za krótkie, aby czekać nie wiadomo ile na ten jeden ruch, który może zmienić nasze życie o sto osiemdziesiąt stopni. A może dzięki temu będzie lepiej? Może właśnie ta jedna decyzja nas zmieni? - powiedziała, a mi te jej słowa dały do myślenia.
Pani Teresa miała rację, stu procentową rację. Po co czekać nie wiadomo ile, zamartwiać się czy będzie to dobra decyzja, dobry ruch. A może akurat się nam uda i będziemy szczęśliwi? Nie mam na myśli teraz mnie i Louisa, ale ogólnie cały mój żywot. Gdybym w przeszłości podejmowała lepsze decyzje, to one na pewno wpłynęłyby na mnie inaczej, byłabym w innym miejscu. Ale z drugiej strony, gdybym ich nie podjęła nie byłam tutaj, nie byłabym z Louisem i nie byłabym szczęśliwa wiedząc, że znalazłam swoją pokrewną duszę.
- Znowu odleciałaś? - zapytał Louis wyrywając mnie ze swoich pokręconych myśli. Spojrzałam na niego, po czym rozejrzałam się po kuchni. Babcia zniknęła.
- Nie. - pokręciłam głową wstając z krzesła.
- Coś się z tobą dzieje, ale nie wiem co. Opowiesz mi o tym? - poprosił, a ja przypomniałam sobie moment, w którym przyrzekliśmy sobie że już nigdy nie będziemy się okłamywać ani nic przed sobą ukrywać.
Kiwnęłam tylko głową, zgadzając się opowiedzieć mu co mnie tak dręczy dzisiejszego dnia, ale nie teraz.
Gdy weszliśmy do małego saloniku babcia z dziadkiem już siedzieli przy stole czekając na nas. Piękna zastawa ozdabiała nakryty stół.
Louis odsunął dla mnie krzesło, po czym usiadł obok. Nalał mi nawet herbaty do kwiecistej filiżanki, a ja mu podziękowałam.
- Jestem pod wrażeniem, twoich dobrych manier Louis. Jeszcze niedawno nie wiedziałeś jak się zachować przy stole, a dziś? - babcia chłopaka wskazała na na niego z wyraźnym zdumieniem w głosie.
- Dorosłem babciu. - odpowiedział Louis, a na jego policzkach wystąpił rumieniec.
- Widzę, widzę. I bardzo mi się to podoba. - pani Teresa chwyciła go za dłoń ściskając.
- Dziękuję. - Louis podziękował, a następnie chwycił moją dłoń pod stołem i położył ją sobie na swoim kolanie splatając nasze palce ze sobą. Popatrzyłam na niego, ale on nic sobie z tego nie robił. Siedział spokojnie, przy stole w salonie dziadków i jadł pyszne kanapki. Cóż, trudno nam było się posługiwać jedną dłonią, ale jakoś musieliśmy dać sobie radę. Wiedziałam, że to spotkanie Louisa z nimi jest ciężką próbą dla chłopaka, ale dawał radę.
- Często tutaj przyjeżdżałeś do dziadków? - zapytałam. Miałam wrażenie, że oni patrzą na nas, jakbyśmy robili coś złego, więc aby odwrócić ich uwagę zmieniłam temat.
- We wakacje, na miesiąc może więcej. - odpowiedział.
- Pamiętam jak nie chciałeś stąd wyjeżdżać, gdy rodzice po was przyjeżdżali. - wtrąciła babcia.
- Po was? - zapytałam zdezorientowana.
- Po Louisa i jego dwie młodsze siostry. - wyjaśniła babcia. No tak, ciągle zapominam, że Louis ma młodsze rodzeństwo.
- I błagałeś jeszcze jeden dzień, jeszcze jedna noc. - dodał dziadek Steven, a Louis uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Ale co się dziwić? U was zawsze czułem się najlepiej. - brunet wzruszył tylko ramionami, a ja posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił i ścisnął mocniej moją dłoń.
Do końca spotkania rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Zauważyłam, że Louis naprawdę dobrze się z nimi odgaduje, ciągle się uśmiecha, jest po prostu szczęśliwy. Widać, że dobrze się czuje w tym domu, ale też w towarzystwie swoich dziadków.
A jeśli chodzi o mnie, to nie potraktowali mnie jak jakiegoś szkodnika, który wtargnął do ich życia nie proszony. Przywitali mnie w swojej rodzinie jak jej członka, a nie kogoś całkiem obcego. Cieszyłam się z tego, bo naprawdę ich polubiłam, a także Louis dużo dla mnie znaczył.
- Mam nadzieję, że za niedługo nas ponownie odwiedzicie. - powiedziała babcia żegnając się z nami. Dziadek usnął na fotelu, myślę że przesadził nieco z nalewką babci. Mnie też się trochę kręciło w głowie, po kilku kieliszkach. Ale myślę, że po spacerze na plaży mi to przejdzie.
- Za niedługo wakacje, więc może wstąpimy na dłużej. - Louis uśmiechnął się do swojej babci, po czym przytulił się do niej, a następnie kobieta wzięła mnie w swoje objęcia całując w oba policzki.
- Jestem taka szczęśliwa widząc go takiego uśmiechniętego. A to wszystko dzięki tobie kochana. Nie zmieniaj się i rób dalej to co robisz, bo jak widzę mojego wnuka takiego szczęśliwego samo serce się raduje. - powiedziała mi na ucho, a ja wstrzymałam na chwilę oddech słysząc jej słowa. Nie sądziłam, że to aż tak bardzo widać. Byłam świadoma, że mam dobry wpływ na Louisa, i dzięki mnie zachowuje się inaczej, ale nie żeby aż tak. W sumie on na mnie działa podobne, także nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Pożegnaliśmy się z babcią i chwytając za ręce ruszyliśmy przez plaże do samochodu Louisa. Zaparkował niedaleko przy moście obok plaży, więc musieliśmy przejść ten kawałek drogi na nogach. Zimny wiatr wiejący od strony morza owiewał nasze ciała, a ja drżałam z zimna. W samochodzie zostawiłam sweter, bo myślałam że zaraz wrócimy, ale nie spodziewałam się że aż tak długo nam się tutaj zejdzie. Louis ściągnął ze swoich ramion czarną bluzę i założył ją na mnie. Podziękowałam cicho i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Szliśmy dalej przed siebie. Trochę mi się kręciło w głowie od wypitego alkoholu, ale trzymając się ramienia Louisa wiedziałam że nie upadnę.
W końcu dotarliśmy do samochodu. Przez ostatnie czterysta metrów Louis musiał mnie nieść na rękach, bo jakimś dziwnym sposobem moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Chłopak wsadził mnie do samochodu na siedzenie pasażera, po czym zapiął mi pasy bezpieczeństwa. Ziewnęłam głośno, gdy usiadł za kierownicą.
- Zmęczona? - zapytał zapinając pasy i włączając ogrzewanie w aucie. Kiwnęłam głową kuląc się na siedzeniu. Oparłam głowę o szybę, a kolana przyciągnęłam do swojej klatki piersiowej.
- Troszkę. - odpowiedziałam przymykając na moment oczy.
- Obiecałaś, że opowiesz mi co cię tak ostatnio nachodzi w myślach. I przez to zapominasz się i odlatujesz. - powiedział, gdy ja już prawie odpływałam w sen.
- Gdy miałam osiemnaście lat, koledzy mojego byłego chłopaka zgwałcili mnie i porzucili przed jednym z klubów w Londynie. - wyjaśniłam układając wygodnie głowę na zagłówku fotela i próbując zasnąć.
- CO?! - Louis głośno wykrzyknął, ostro hamując na środku drogi. Prawie uderzyłam głową o deskę rozdzielczą przed sobą. Rozejrzałam się szybko dookoła siebie czy, aby ktoś nie nadjeżdża, ale na nasze szczęście byliśmy sami na drodze.
- Co ty wyprawiasz? - od razu się rozbudziłam. Louis głęboko oddychał, usta miał zaciśnięte w prostą linię, a jego oczy utkwione były w jednym punkcie przed nami.
- Pamiętasz coś z tamtego momentu? - zapytał nie odwracając nawet głowy w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę.
- Głosy i chyba twarz jednego z nich. A potem jak mnie wyrzucili na chodnik, no i jak Liam mnie znalazł. - powiedziałam to co pamiętałam przypominając sobie jeden z najgorszych momentów w moim życiu.
- Twarz? - zapytał patrząc na mnie niepewnie. Widziałam jaki był zdenerwowany.
- Louis, zjedź na jakieś pobocze, bo stoimy na środku ulicy, a jak ktoś będzie jechał to…
- nie dokończyłam bo Louis wrzucił pierwszy bieg i ruszyliśmy przed siebie.
- Pamiętasz twarz jednego z nich? - zapytał ponownie.
- Tak, pamiętam. - odpowiedziałam próbując oddychać równo, tak aby nie wpaść w panikę.
- Gdybyś go spotkała na ulicy poznałabyś go? - dopytywał, a ja odetchnęłam głęboko próbując się nieco uspokoić i zachować trzeźwość umysłu w tym momencie.
- Nie wiem. Było ciemno, więc trudno byłoby mi na pewno go poznać.
- A jakbyś się mu bardziej przyjrzała? - zapytał. Co mu się nagle stało z tymi pytaniami?
- Nie wiem, może. Louis co się dzieje? Jesteś jakiś dziwny. - zauważyłam.
- Wydaje ci się. Pamiętasz coś jeszcze z tamtej nocy?
- Nie, raczej nie. Wszystko ci powiedziałam, to co pamiętałam. Na pewno wszystko dobrze? Bo wiesz możemy po kogoś zadzwonić, żeby po nas przyjechał, albo przenocować gdzieś w jakimś motelu, gdy nie czujesz się dobrze.
- Czuję się świetnie, po prostu trochę się zdenerwowałem słysząc to co mi powiedziałaś Maggie i tyle. - zapewnił kładąc swoją dłoń na moim kolanie.
Do końca naszej podróży, żadne z nas już się nie odzywało. Ja byłam zadumana w swoich myślach przypominając sobie cała tą noc, która zdarzyła się trzy lata temu, a głowę Louisa zapewne zapełniały dramatyczne obrazy z mojej przeszłości. Chciałam go zapewnić, że wszystko już ze mną dobrze i że poradziłam sobie z demonami z przeszłości, ale te słowa w ogóle nie chciały przejść mi przez gardło. Nie wiem czego się obawiałam, ponownej szokującej reakcji ze strony Louisa, a może braku reakcji z jego strony. Dlatego wolałam się nie odzywać, bo i tak wiedziałam że albo pogorszę tą sytuację, albo nie uda mi się jej naprawić.
Siedziałam skulona na fotelu pasażera, Louis gnał przed siebie zamyślony i skupiony na drodze, a ja biłam samą siebie w myślach żałując że powiedziałam mu o tym. Nie spodziewałam się, że on aż tak zareaguje. No, ale nie dziwię się mu. Przecież nie codziennie człowiek dowiaduje się, że jego dziewczyna została zgwałcona.
Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, dochodziła pierwsza w nocy. Światła w całym domu były pogaszone, więc wszyscy musieli iść już spać.
Wysiadłam z samochodu, Louis także.
- Wszystko w porządku? - zapytałam niepewnie, gdy staliśmy przed drzwiami do domu.
- Tak. - zapewnił mnie.
- Louis… - wypowiedziałam cicho jego imię spuszczając głowę w dół. Nie wiedziałam jak zadać mu to pytanie, wstydziłam się. Cieszyłam się, że jest ciemno i że chłopak nie może zobaczyć moich rumieńców na twarzy.
- Louis, czy ty… czy ty… - jąkałam się.
- Co ja? - zapytał unosząc moją brodę w górę.
- Czy ty nie chcesz mnie takiej? - w końcu to pytanie wypłynęło z moich ust.
- Jakiej? - chłopak zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Takiej naznaczonej, pozbawionej no wiesz... - wskazałam palcem na dolne partie swojego ciała.
- Pozbawionej swojej niewinności? - dopytywał, a moje policzki płonęły.
- Tak. - wyszeptałam tylko.
- Dla mnie jesteś idealna Maggie, nie ważne czy jesteś dziewicą czy nie. Dla mnie liczy się to co masz tutaj – wskazał na moje serce. - Oraz tutaj. - i na skroń.
- Smutno mi jest, gdy uzmysławiam sobie że zrobili ci coś tak strasznego. Że zamiast przeżyć jeden z najwspanialszych momentów w swoim życiu, ty doznałaś takiego bólu. Po prostu to mi się w głowie nie mieści i nie potrafię tego pojąć. Gdybym ich tak złapał, to bym im chyba …
- Nie kończ. - przyłożyłam mu palec wskazujący do ust. - Jest dobrze, nie musimy roztrząsać tego co było kiedyś. Jestem szczęśliwa będąc z tobą i teraz to powinno się liczyć. - powiedziałam złączając nasze usta w pocałunku. W końcu powiedziałam mu to co chciałam wyznać przez całą drogę powrotną do domu, ale bałam się jego reakcji.
- Nie wiem co ty ze mną robisz dziewczyno, ale za każdym razem zaskakujesz mnie swoją odwagą i męstwem, którego czasem brakuje facetom.
- Taka już jestem. - wzruszyłam ramionami.
- I to mi się w tobie podoba najbardziej. - powiedział tuląc mnie do siebie, ale nagle coś jakby nas oślepiło. Spojrzałam na niebo, myśląc że może to być burza, ale nie było ani jednej chmurki. Ale wtedy usłyszałam ryk silnika dochodzący z sąsiedniego podjazdu.
Oboje z Louisem spojrzeliśmy w tamtą stronę, a to co tam zobaczyłam prawie powaliło mnie na kolana.
Liam z wysoką, chudą blondynką właśnie wysiedli z samochodu przyjaciela. Śmiali się głośno. Chłopak objął ją w pasie i zaprowadził do domu, po czym zatrzasnął za nimi drzwi. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, stałam tam tylko i patrzyłam na jego dom zastanawiając się co to właściwie było i kim przede wszystkim była ta blondyna?

_____________________________
To już 20 rozdział tego opowiadania, nie mogę w to uwierzyć!
Dziękuję za ponad 3 tysiące wejść na bloga. Cieszę się widząc ile osób tu wchodzi, ale jednocześnie jest mi smutno, bo tak mało komentuje. Czy jedno bądź dwa słowa, to jest aż taki wysiłek? Możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale gdy wchodzę na bloga i czytam Wasze komentarze to od razu mam ochotę siąść do komputera i pisać. Dlatego jeśli chcecie, aby rozdziały były częściej niż raz na tydzień, to proszę Was skomentujcie. Nie musicie pisać nie wiadomo jak długich komentarzy, wystarczy kilka słów. Co Wam się podobało, albo co Was zirytowało, bądź co byście zrobili w danej sytuacji. Cieszyłabym się, gdybym zamiast dwóch, trzech komentarzy zobaczyła że jest ich znacznie więcej.
Podam Wam przykład. Ostatni rozdział ma dokładnie (w tym momencie) 134 wejścia, a ile jest komentarzy? Nie zgadniecie, ale 3. Nawet nie wiecie jak jest mi smutno w takich momentach. Staram się, aby rozdziały były naprawdę często, ale chciałabym widzieć także jakiś odzew z Waszej strony. I to nie jest wyzysk z mojej strony, po prostu proszę Was grzecznie o zostawienie po sobie komentarza. Chyba tak dużo nie wymagam, prawda?Miłego weekendu :)

5 komentarzy:

  1. Jezu ej. Albo jestem jasnowidzem albo nie wiem. Louis to chyba serio jeden z tych kumpli Adama. Ojezu ojezu. A już taki cudowny sie wydawał. No dobra
    Bardzo mi sie podobała sytuacja w domu dziadków. To było słodkie. No i jeszcze na plaży. To pod koniec z Liamem to ja sama nie wiem co myśleć. Ma prawo robić co chce no nie? Po tym rozdziale bardziej polubiłam Louisa, tyle że boje sie o co chodzi z tą jego reajcją. Mam nadzieję, że niedługo sie dowiemy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ! Louis to napewno ten co ją zgwałcił, jezu wiedziałam ze z nim to problemy będą. Dalej go nie lubie chociaż przekonuje do siebie tą czułością, ciekawe kiedy wyzna jej prawde.
    Może zrób kolejny rozdział z jego perspektywy, nie caly, kawałek może :) Co do Liama, hmmmm stoje za nim murem i ma prawo robić co chce tak ?:) Mag dała mu do zrozumienia że kocha go jako brata więc haj lajf :P Możliwe ze na złość to zrobił co mi się bardziej wydaje :) :D Super !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej naprawde świetny rozdział, jak z książki jakiejś :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Koleżanka poleciła mi tego bloga, już wiem czemu :)
    jest naprawde rewelacyjny.. postaram sie komentowac

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawde fajnie, bardzo 'romantycznie' można powiedzieć :)
    bardzo lubie Louisa od początku i również mam przeczucie że to on mógł zgwałcić Mag :( /A.

    OdpowiedzUsuń