niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 7

Wzrokiem skanowałam każdy kąt w pokoju załamując się jeszcze bardziej i ubolewając nad tym, że nie wróciłam do domu wcześniej. Gdyby tak było, nie pozwoliłabym na tę całą imprezę.
- Zabiję Zayna. - zwróciłam się do Liama, który obserwował każdą przechodzącą obok nas osobę.
- Pomogę ci w tym. - powiedział, a ja dziękowałam sobie w duchu po raz któryś dziś za to że mam takiego wspaniałego przyjaciela i który mnie nie zostawił widząc to co się dzieje teraz.
Złapałam bruneta za dłoń i pociągnęłam w stronę kuchni. Wiedziałam, że jak tylko dorwę Zayna w swoje ręce uduszę go. Nie znalazłam go w kuchni, nie było go też w ogrodzie, ani w gabinecie rodziców. Nigdzie kretyna nie było.
- Liam zostań tutaj i dopilnuj, aby wszyscy stąd wyszli, a ja poszukam go na górze. Gdzieś tutaj musi być. - powiedziałam do chłopaka, który kiwnął głową i popychał ludzi do wyjścia.
Wspięłam się po schodach na górę. W łazience nikogo nie było, w sypialni u rodziców zauważyłam czerwone kubki po alkoholu stojące na szafkach nocnych, ale na szczęście ich właściciele zmyli się wcześniej niż tutaj przybyłam.
Został jeszcze mój pokój oraz pokój Zayna. Zaglądnęłam do siebie, a tam jakaś para obściskiwała się na moim łóżku!
- Wypad stąd! - krzyknęłam do nich, a ci jak na komendę odskoczyli od siebie i zbierając ubrania z podłogi wybiegli. Młody blondyn z burzą loków na głowie uśmiechał się do mnie obrzydliwie szczerząc za duże zęby.
- Wypad, zrozumiałeś? - zapytałam patrząc na niego bezczelnie i popychając go w stronę schodów. Ten bąknął coś tylko pod nosem, chyba jakieś przekleństwo ale pewna nie jestem. Zamknęłam drzwi od pokoju na klucz, który schowałam do tylnej kieszeni dżinsów.
Nabierając dużej ilości powietrza w płuca pchnęłam drzwi od pokoju Zayna, ale te ani drgnęły. Spróbowałam jeszcze raz i nic. Słyszałam zza nich dobiegające głosy i czyjś chichot, co by oznaczało że ktoś tam jest.
- Zayn! - krzyknęłam waląc pięścią w drewnianą powłokę. Śmiechy ucichły, a drzwi po chwili się uchyliły. Mój brat wystawił swój idiotyczny łeb i patrzył na mnie wielkimi oczami.
- Maggie? Co ty tutaj robisz? - zapytał.
- Mieszkam, to chyba logiczne? - powiedziałam wkurzona na brata. Bardziej kretyńskiego pytania nie mógł mi zadać.
- Myślałem, że idziesz na noc do jednej z dziewczyn. - powiedział. Zdziwiło mnie, że nie wyszedł z pokoju, ani mnie tam nie wpuścił. On coś przede mną ukrywa.
- A skąd ci w ogóle taki pomysł przyszedł do głowy? - zapytałam krzyżując dłonie na piersiach i patrząc mu prosto w oczy.
- Mówiłaś tak dziś rano. - nie wiem czy mi się wydawało, ale on chyba był... zjarany.
- Co paliłeś? - zapytałam popychając drzwi. Ale skubany przytrzymał je z drugiej strony stopą.
- Nic. - odpowiedział, a w tym momencie z pokoju wyleciała para białego dymu i usłyszałam dziewczęcy chichot.
- Zayn, co się tam dzieje? - zapytałam ponownie napierając bardziej na drzwi, ale te nie drgnęły choćby o milimetr.
- Nic. - powtórzył tą samą odpowiedź co przed chwilą.
- Znowu palisz? - zapytałam ponownie będąc pewną co dzieje się za ścianami jego pokoju.
Pokręcił tylko głową i już chciał zamykać przede mną drzwi, gdy nagle między nimi a ścianą pojawił się but Liama. Spojrzałam na niego, ten wzrok miał skupiony cały czas na Zaynie. Brat, który zorientował się co się dzieje, gdy Liam zaczął popychać drzwi, próbował je zamknąć. Ale porównując posturę Liama z posturą Zayna, to jest ogromna różnica. Zayn to takie małe chucherko, natomiast Liam posiada twarde mięśnie pod skórą.
- Otwórz te drzwi Malik. - nakazał mu mój przyjaciel, ale Zayn napierał jeszcze bardziej. W końcu Liam popchnął je z taką siłą, że brat upadł na podłogę w swoim pokoju, a ja i Liam mogliśmy spokojnie wejść do środka.
Od razu ogarnęłam co tam się działo. Grupka osób, dwie dziewczyny i dwóch chłopaków, siedzieli w kółku i podawali sobie skręta z jakimś ziołem. Nic by mnie nie zdziwiło, gdyby nie fakt że pośród nich siedział Louis. Tak, ten sam Louis, który jeszcze kilka godzin wcześniej przyszpilił mnie do ściany na uczelni i błagał mnie o spotkanie się z nim. Gdy nasze oczy się spotkały, dotarło do chłopaka to co się dzieje w tym momencie. Ja stojąca i patrząca na niego z rozszerzonymi oczami i otwartą buzią, a on siedzący na podłodze i obejmujący ramieniem ładną blondynkę.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę. - powiedziałam raczej do siebie wycofując się z pokoju. Silne ramie Liama powstrzymało mnie przed ucieczką stamtąd i jednocześnie przed upadkiem na podłogę.
- Jak mogłeś Zayn? Jak mogłeś znów zacząć ćpać? Mało ci było widząc to co było ze mną? No powiedz to, nie dość się wycierpiałeś? - pytałam ze łzami w oczach. Nie dużo trzeba aby poleciały mi po policzkach.
- Obiecałeś, obiecałeś mi to. A tymczasem nadal się w to bawisz.
Podeszłam do niego. Czułam za sobą obecność Liama, który trzymał swoją dłoń na dole moich pleców.
- Przestań urządzać sceny. - warknął Zayn wstając na równe nogi i otrzepując tyłek.
- Sceny? Czy ty się słyszysz? - zapytałam robiąc krok w jego stronę, także teraz prawie stykaliśmy się klatkami piersiowymi.
- Maggie, wyjdź stąd zanim powiem coś czego będę żałował. - poprosił Zayn przeczesując swoje włosy w nerwowym geście.
- Nie! Cholera jasna nie! - wykrzyknęłam odtrącając dłonie Liama, który powstrzymywał mnie od bicia Zayna w piersi.
- Dlaczego, powiedz mi tylko dlaczego znowu robisz to samo? - zapytałam z łzami płynącymi mi po policzkach.
Zayn nic nie odpowiedział, zresztą i tak wiem że nie dostałabym od niego odpowiedzi, bo prawdziwy tchórz z niego.
Liam wyciągnął mnie na siłę z tego pokoju. Popatrzyłam jeszcze na Louisa. Teraz już wiedziałam kto wczoraj po południu był u nas w kuchni, wiedziałam że skądś kojarzyłam ten głos. To ON namawiał mojego brata do powrotu do tego świństwa, a mój kretyński brat nie potrafił odmówić.

***

Po długiej i wyczerpującej rozmowie z Liamem położyłam się spać. Chłopak obiecał, że przez całą noc będzie przy mnie. Cieszyłam się, że postanowił zostać po tym wszystkim co się stało. Od incydentu z Zaynem nie wychodziłam z pokoju. Liam tylko poszedł do kuchni zrobić mi coś do jedzenia i gorącą herbatę. Okazało się, że nasza kolacja została zjedzona przez kumpli mojego głupiego brata. Kto by pomyślał, że po tak cudownym dniu spotka mnie coś takiego.
Gdy rano się obudziłam okazało się, że jestem sama w pokoju. Liama nigdzie nie było. Albo wrócił już do siebie, miałam nadzieję że tak nie było, albo może najzwyczajniej w świecie poszedł do toalety. Moje obawy zostały rozwiane, gdy chłopak wszedł do mojego pokoju i niosąc w dłoniach dużą tacę, na której ustawiony był talerz z kanapkami, kubek z kawą oraz dwie białe przeciwbólowe pastylki.
Uśmiechnął się do mnie zamykając za sobą drzwi i stawiając tacę na biurku.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską wymalowaną na twarzy.
- A jak wyglądam? - spojrzałam na niego spod rzęs.
- Jak zwykle pięknie. - odpowiedział, a ja tylko przewróciłam oczami na jego głupi komentarz.
Wydawało mi się, że w spojrzeniu Liama kryło się coś więcej niż tylko miłe słowa, ale trudno mi było to wyczytać.
- Proszę to dla ciebie. Jedz. - powiedział po krępującej dla nas obojga ciszy i położył tace na moich udach okrytych jedynie kołdrą.
Posłałam mu uśmiech i zaczęłam jeść przepyszny posiłek przygotowany przez mojego najlepszego przyjaciela. Wiedziałam, że to Liam je dla mnie przygotował i głupio mi było mając tę świadomość, że zamiast jeszcze spać w ciepłym łóżku, to on z rana poszedł do piekarni po świeże bułki.
- Jest Zayn? - zapytałam, odkładając łyżkę po jogurcie na tacę.
- Nie ma go, wyszedł wcześnie rano. Słyszałem jak się z kimś wykłócał. - odpowiedział Liam zabierając tace z moich nóg.
- Wykłócał się? - zapytałam marszcząc brwi.
- Z jakimś Landonem, czy Luterem? - brunet zmarszczył brwi nie mogąc sobie przypomnieć jego imienia.
- Z Louisem. - szepnęłam do siebie. Dlaczego Louis był u nas tak wcześnie rano? I jakie on ma sprawy z moim bratem oprócz rzecz jasna sprawy z narkotykami? Ale czy ja chce to wiedzieć? Chyba nie. Ale z drugiej strony Louis to ten chłopak na widok, którego serce mi szybciej bije, to ten jedyny na widok którego miękną mi nogi, a w brzuchu stado motylków wyczynia tańce. To ten, za którym poszłabym na koniec świata, ale z drugiej strony mnie oszukał. Ma jakieś ciemne sprawunki z moim starszym bratem, a dodatkowo nic mi o nich nie wiadomo. Jeszcze do tego ta dziewczyna siedząca na jego kolanach? Czy mogłabym nazwać ją jego wybranką serca? A może to po prostu dziewczyna do zabawy? Dziwi mnie tylko to, dlaczego kilka godzin wcześniej umówił się ze mną, a później przychodzi do MOJEGO domu z jakąś lafiryndą i się z nią obściskuje.
- Halo! Ziemia do Maggie! - ręka Liama machająca mi przed oczami sprowadziła mnie na ziemię, jednocześnie wyrywając ze swoich myśli. Bałam się dokąd one mogą zmierzać i jak bym nazwała Zayna i Louisa po tym jakbym się niepotrzebnie zdenerwowała.
- Co? - wychrypiałam odchrząkując. - Co? - zapytałam ponownie.
- Chcesz się spóźnić na zajęcia? - zapytał wskazując na zegarek w telefonie przybliżając mi go przed sam nos.
- Co? Już wpół do dziewiątej? Spóźnię się!
Wyskoczyłam z łóżka w pospiechu prawie łamiąc sobie obie nogi. Liam zaśmiał się z moich poczynać, a ja chciałam walnąć go poduszką w twarz, ale nie miałam na to czasu.
Nieruszane mięśnie dały o sobie znać. Pasowałoby coś z tym zrobić. Ale teraz nie mam czasu na myślenie o tym, muszę się ubrać. Chwyciłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i pognałam do łazienki. Ubrałam granatową spódniczkę, białą bluzkę na ramiączkach i ciemny, krótki sweterek do bioder. Nałożyłam lekki makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone, które ułożyły się w urocze loczki, przez to że wczoraj cały dzień miałam je spięte w warkocz. Popsikałam się jeszcze perfumami i tak gotowa wpadłam do swojego pokoju. Zaważyłam, że łóżko zostało pościelone, a książki i zeszyty na zajęcia, idealnie ułożone na łóżku. Jednak Liam to najlepszy chłopak i zarazem przyjaciel na całej kuli ziemskiej. Po prostu ideał. Wpakowałam rzeczy do torebki i już pięć sekund później schodziłam na dół. Popatrzyłam jeszcze kątem oka na drzwi do pokoju brata i kręcąc głową zeszłam na dół. Liam czekał na mnie w salonie dopijając kawę i oglądając wiadomości sportowe w telewizji.
Podeszłam do niego od tyłu zawieszając mu ręce na szyi. Wzdrygnął się, po czym od razu spojrzał za siebie.
- Gotowa? - zapytał, gdy stanęłam po chwili obok kanapy. Kiwnęłam tylko głową i zabierając kluczyki do auta przyjaciela leżące na stoliku w holu czekałam na niego przed domem. Zamknęłam drzwi na klucz i oddając klucze Liamowi udaliśmy się do jego auta.
- Zayn posprzątał ten bałagan? - zapytałam, gdy mknęliśmy ulicami Londynu.
- Tak mi się zdaje. Ten cały Logan mu pomógł. - Liam wypowiedział imię chłopaka z obrzydzeniem.
- Louis. - poprawiłam go.
- Jedno i to samo. - mruknął pod nosem.
- Zaprosił mnie dziś na obiad. - powiedziałam to z obawą jaka będzie reakcja Liama.
- Co?! - krzyknął w małym wnętrzu samochodu, a ja poczułam mrowienie w uszach.
- Chyba z nim nigdzie nie pójdziesz, co? - zapytał nieco łagodniej.
- Wczoraj naprawdę się cieszyłam na to, ale dziś już nie chcę mieć z nim noc wspólnego. Nie po tym co wczoraj widziałam. - wyjaśniłam, a z ust Liama wypłynął jakiś dziwny jęk.
- Bardzo dobrze, Maggie. Nie możesz znów wplątać się w to gówno, w którym byłaś jeszcze kilka lat temu.
Wiedziałam, że nie chcę się znów w to mieszać, ale było mi smutno. Bo jednak Louis, tak jak wspominałam wcześniej, podoba mi się. Jest bardzo w moim typie, ale też czuję w środku coś dziwnego jakby takie magiczne przyciąganie w jego stronę. Wiem jak się czułam wczoraj wieczorem, gdy go ujrzałam. Zabolało mnie ta cała sytuacja, ale drugiej strony nadal mi się podoba. I tak jestem między młotem, a kowadłem i nie mam pojęcia co mam zrobić. Chciałabym wysłuchać jego wytłumaczenia, ale boję się że usłyszę coś co całkowicie zmieni mój światopogląd.
- Dziękuję ci Li. - podziękowałam chłopakowi, gdy zatrzymał się za pięć dziewiąta przed uczelnią. Cmoknęłam go w policzek, na którym za chwilę zagościł mały rumieniec.
- Nie ma za co. - odpowiedział, gdy wysiadłam z samochodu. - A i Mag, nie będę mógł po ciebie dziś przyjechać, bo mam coś do załatwienia. Poradzisz sobie, prawda? - dodał wychylając głowę zza okna.
- Oczywiście, jestem już duża. - pomachałam mu i przebiegłam przez przejście ulicy na drugą stronę.
Po chwili wspinałam się już na drugie piętro. Moje serce biło w zawrotnym tempie, gdy zbliżałam się do sali w której mieliśmy mieć wykład całym rokiem, czyli ON również tam był. Już myślałam, aby po prostu uciec, ale wtedy do mojej głowy wpłynęła myśl – dlaczego mam się poddawać i dawać mu satysfakcję, że tym razem to on wygrał. Wczorajszy dzień, a dokładniej nasze wyścigi z Liamem udowodniły mi jedno – nie należy się poddawać, gdy jest ciężko, trzeba robić wszystko aby wygrać. Bo gdy wygrasz będziesz wiedzieć, że opłacało się zaryzykować i ostatecznie postawić na swoim.
Nabierając jak najwięcej powietrza w płuca weszłam do sali. Starałam się pokazać po sobie, że nic się nie stało i wczorajsza sytuacja nie zmieniła nic w moim życiu. Kate i Chloe siedziały na naszym miejscu, czyli na samej górze pośrodku. Jedno miejsce obok Chloe było wolne, czyli dla mnie. Przecisnęłam się do nich przepraszając każda osobę po kolei za to. Gdy w końcu usiadłam na swoim miejscu odetchnęłam z ulgą. Kate siedząca obok Chloe, po drugiej stronie, wychyliła się do przodu i popatrzyła na mnie z uśmiechem na ustach.
- Cześć. - mruknęłam widząc jak profesor wchodzi do sali.
- Louis o ciebie pytał. - mruknęła pod nosem Chloe otwierając zeszyt.
Popatrzyłam na nią ogromnymi oczami nie wierząc w to co słyszę.
- O co dokładnie pytał? - zapytałam tak cicho, aby nikomu nie przeszkadzać, a jednocześnie na tyle obojętnym tonem, aby Chloe nie zorientowała się iż coś ze mną jest nie tak.
- Czy będziesz dziś. Powiedziałam, że tak ale możesz się nieco spóźnić. - wyjaśniła przepisując notatkę z wyświetlanych przez wykładowcę slajdów.
Zaczęłam dyskretnie rozglądać się po sali. Wcześniej go nie zauważyłam, bo jakoś nie specjalnie patrzyłam wokół siebie. Ale tym razem mając taką miejscówkę, skąd wszystko było widać, w końcu mogłam pobawić się w detektywa i odszukać bruneta wśród setki studentów znajdujących się na sali. I wtedy go znalazłam. Siedział jakieś trzy ławki niżej niż my i po naszej lewej stronie. Też się rozglądał po sali, domyślałam się że za mną, ale pewna nie byłam. I w pewnym momencie odwrócił się za siebie. Na szczęście udało mi się spuścić głowę i udawać że coś notuję, tak aby uniknąć jego niebieskich tęczówek. Gdy podniosłam głowę, aby przeczytać kolejne zdanie z tablicy kątem oka zauważyłam, że on nadal mi się przygląda. Nie zwracałam na niego w ogóle uwagi. Liczyło się dla mnie, aby zrobić sobie dobrą notatkę z zajęć, a nie marzyć o kimś kto jest tak fałszywy. Przypuszczałam, że jak zajęcia się skończą chłopak podejdzie do mnie jakby nigdy nic i zacznie przepraszać, o ile w ogóle wie że coś takiego istnieje. Gdy profesor zakomunikował nam, że na dziś to koniec moje serce podeszło mi to gardła. Rozmowy osób mnie otaczających dolatywały do moich uszu w bolesnych dźwiękach, aż chciało mi się płakać. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, dopóki ramię Chloe nie podtrzymało mnie w pozycji stojącej.
- Mag, jaka ty jesteś blada. – powiedziała patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Nic mi nie jest. - powiedziałam kręcąc głową i zbierając rzeczy do torby.
- Naprawdę jesteś biała jak ściana. - zauważyła Kate przykładając mi dłoń do czoła. Odwróciłam głowę w stronę wejścia do sali. Zauważyłam, że ON tam stoi i czeka na mnie. Wiedziałam, że nie ma innego wyjścia stąd jak właśnie to przed którym on stał.
- Wszystko dobrze. Po prostu gorąco jest w tej sali. - wyjaśniłam dziewczynom. Wiem, że będę musiała im wytłumaczyć to co za chwilę zrobię. Ale tym będę się przejmować później.
Z torbą w jednej ręce i kurtką w drugiej, udałam się do wyjścia. Chloe asekurowała mnie z tyłu, widziałam jak się przeraziła gdy zobaczyła mnie taką bladą. Potrafię przestraszyć ludzi.
Nie patrząc w ogóle na Louisa minęłam go przed wejściem do sali i szybkim krokiem ruszyłam w stronę kolejnej sali, gdzie mieliśmy mieć ćwiczenia. Wiedziałam, że ruszy za mną gdy go zignoruję. I oczywiście się nie myliłam. Chłopak złapał mnie za ramię i zatrzymał w miejscu.
- Maggie. - zwrócił się do mnie odwracając przodem do siebie.
- Dziewczyny idzie, ja zaraz do was dojdę. - powiedziałam do przyjaciółek, które przyglądały mi się marszcząc brwi, ale spełniły moją prośbę. Co prawda Chloe trochę się ociągała, ale Kate chwyciła ją za ramię i pociągnęła do sali. Zostałam z Louisem sam na sam na dużym korytarzu, a wokół nas kręciło się nadal życie. Niektórzy studenci śmiali się, inni prowadzili ciche rozmowy między sobą. A pośród nich była ja i ON, ten który okazał się dupkiem.
- Maggie, posłuchaj mnie - zaczął, ale uniosłam dłoń w górę powstrzymując go od dalszych słów.
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Nie wiem w co grasz i nie mam pojęcia co kombinujesz z moim bratem, ale wiedz jedno: nie będę się z tobą umawiać. Wczorajsza decyzja była podjęta pod wpływem jakiegoś impulsu. Ale dziś nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz? - popatrzyłam na niego pewnie. Nie było żadnych łez, krzyków czy nawet pobicia. Powiedziałam mu dokładnie co miałam na myśli. I czułam się zadowolona z siebie i z takiego obrotu sprawy.
- Ja ci mogę to wszystko wyjaśnić. To nie było tak jak myślisz, ja i Zayn to starzy kumple którzy...
- Którzy handlują narkotykami. Tak wiem. To ty byłeś u nas w poniedziałek rano w kuchni i to dlatego Zayn nie chciał mnie tam wpuścić. To ty rozmawiałeś z nim przez telefon w sobotę w tamtym tygodniu. Dlaczego znów go w to mieszasz? Przecież nie raz ci powiedział, że nie chce mieć z wami nic wspólnego. Więc dlaczego nadal w to brniesz? - zapytałam oddychając nerwowo i patrząc mu prosto w oczy. Chłopak zmienił nastawienie, a jego postura przybrała obronną postawę, jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Nie podobało mi się to, a dodatkowo przerażało mnie do takiego stopnia, że miałam ochotę krzyknąć : Na pomoc!
- To nie twoja sprawa Mag. To, że coś łączy mnie z twoim bratem to nie oznacza że może nam to przeszkodzić w spotykaniu się. Uwierz mi, naprawdę mi się podobasz i chciałbym cię lepiej poznać. - powiedział wyciągając do mnie swoją dłoń. Chciał dotknąć mojej twarzy, ale mu na to nie pozwoliłam. W porę odsunęłam się w tył. Wytrąciłam go tym z równowagi, ale na jego ustach i tak zagościł wredny uśmieszek oznaczający, że i tak dostanie to co tylko zapragnie.
- Wiesz co Louis? - zapytałam lekceważąco spoglądając na zegarek na nadgarstku. - Muszę już lecieć, na zajęcia. Ale wiedz jedno: nie mam ochoty się z tobą spotykać ani widzieć cię blisko mnie, jasne? Daj mi spokój. - patrzyłam mu cały czas w twarz mówiąc to ostatnie zdanie. Nie obchodziło mnie, to jak chłopak się poczuje, dla mnie liczyło się, to aby w końcu dał mi spokój i się ode mnie odczepił. Za dużo wycierpiałam się w życiu przez sprawę z narkotykami i teraz drugi raz mam się w to pakować? Niedoczekanie.
Minęłam zdezorientowanego bruneta i ruszyłam w stronę sali. Weszłam do niej i od razu usiadłam na miejscu obok Chloe tuląc się do jej ramienia. Usłyszałam tylko ciche.
- Wszystko będzie dobrze.

***

Odkąd wyszłam ze szpitala i przeszłam masę zabiegów terapeutycznych nikomu nie opowiedziałam o tym co stało się niecałe trzy lata temu. Wiem, że powinnam być szczera z moimi przyjaciółkami, ale bałam się im zwierzyć z tego co robiłam jako młoda osoba. Na kilkunastu terapiach, w których uczestniczyłam, zrozumiałam że należy być szczerym z osobami na których nam zależy, że trzeba mówić im co nam leży na sercu. Nieważne czy są to dobre, czy złe rzeczy. Niestety ja tak nie potrafiłam. Nawet własnym rodzicom nie powiedziałam co czuję zaraz po skończeniu ostatniego etapu terapii. Jedyną osobą, która o tym wiedziała był Liam. To on nauczył mnie żyć od początku, to on pokazał że świat może być naprawdę ekstra tylko jeśli chcesz aby taki był. To on powiedział słowa które siedzą w mojej głowie do dziś: Pech znajdzie się zawsze. Szczęście nigdy nie przychodzi samo. Tego się trzymam, na szczęście trzeba sobie zasłużyć, a pech czy tak czy tak zawsze będzie nam towarzyszył.
Po skończonych zajęciach wiedziałam, że czeka mnie przejażdżka autobusem do domu. Nie wiedziałam tylko co zastanę w domu, gdy już się w nim znajdę. Rodzice prawdopodobnie już są. Mama do mnie dzwoniła, gdy miałam ostatnie zajęcia. Nie chcę oddzwaniać, bo wiem że jak mama usłyszy mój smutny głos będzie wiedzieć że coś jest ze mną nie tak, a nie chcę aby się o mnie martwiła. Ma problemów na głowie, a nie chcę aby się jeszcze o mnie zamartwiała. Usiadłam na tylnym siedzeniu autobusu i opierając głowę o zimną szybę obserwowałam, kto wsiada, a kto wysiada do pojazdu. W pewnym momencie, nie wiem czy się przewidziałam, czy to była prawda, ale wsiadł do autobusu osobnik którego miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć.
Louis rozejrzał się po wnętrzu autobusu, a gdy jego wzrok padł na mnie uśmiech zagościł na jego pięknie wykrojonych ustach i ruszył w moją stronę.
- Czy tutaj jest wolne? - zapytał wskazując na puste miejsce obok mnie.
- Nie. - odpowiedziałam pewnie. Nie mogłam dać mu się zbić z tropu.
- Ale tutaj nikogo nie ma. - zauważyłam, że wzbudziliśmy nie małe zainteresowanie wśród pasażerów siedzących z przodu, więc aby to zakończyć powiedziałam że może usiąść na tym fotelu. Mruknął coś pod nosem, a następnie posadził swój tyłek obok mnie. Nie patrzyłam na niego, za to on przyglądał mi się uważnie. Badał każdy element mojej twarzy dokładnie.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? - zapytałam wprost nie patrząc na niego.
- Spotkać się z tobą, sam na sam. - odpowiedział, a moja głowa automatycznie odwróciła się w jego stronę i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem i czekał na moją reakcje. Czułam jak złość powoli budzi się w moim organizmie, a dłonie zaciskają się w pięści. Nie chciałam wybuchnąć w autobusie pełnym ludzi, ale to było nieuniknione.
- Wysiadamy. - zakomunikowałam wstając z miejsca i podchodząc do drzwi. Kierowca zatrzymał autobus na jednym z przystanków, a ja wyskoczyłam z niego jak poparzona. Nie ważne, że miałam do domu jakieś dwa kilometry piechotą. Po prostu wiedziałam, że jakbym została chociaż minutę dłużej w tym autobusie zrobiłabym scenę, taką że wstydziłabym się wsiadać do komunikacji miejskiej przez następny miesiąc.
- Powiedz mi czego ode mnie chcesz? Nie jasno wyraziłam się na uczelni, że masz mi dać spokój? - gdy tylko chłopak znalazł się obok mnie, a autobus odjechał kilkadziesiąt metrów na przód mogłam zapytać.
- Ja nie chcę ci dać spokoju Maggie. - powiedział przeczesując włosy. Nie powiem, ale ten gest wywołał we mnie nieznane uczucia, a co za tym idzie poczułam coś w żołądku, coś jakby uścisk.
- Dlaczego? Powiedz mi. Nie dość, że szantażujesz mojego brata to jeszcze chcesz mnie w to wkręcić? Twoje niedoczekanie. - założyłam dłonie na piersiach, aby wyglądać na bardziej pewną siebie i odważną. Tak, myślę że to mogło tak wyglądać do momentu w którym Louis się nie roześmiał.
- Szantażuję twojego brata? Ciekawe w jaki sposób- przyjął dokładnie taką samą postawę jak ja.
- Żartujesz sobie ze mnie w tym momencie, prawda? - zapytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam, że on jest taki tępy.
- Nie śmiałbym. - odpowiedział unosząc dłonie w obronnym geście.
- Dlaczego chcesz żeby wrócił do handlu? Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? - zapytałam podchodząc o krok bliżej niego.
- Myślałem, że chciałaś porozmawiać o nas, a nie o swoim bracie. - wymigał się od odpowiedzi.
- Nie ma żadnych nas psychopato. Pytam jeszcze raz, a jak nie uzyskam odpowiedzi idę do domu. - nabrałam więcej powietrza w płuca i kontynuowałam. - Dlaczego chcesz, aby wrócił do handlu? - czekałam na odpowiedź która rzecz jasna nie nadeszła od razu.
- Wiedziałam, po prostu wiedziała. Chcesz żeby to jego złapali, a nie ciebie tak? Chcesz go wkopać w takie świństwo chroniąc swoją dupę. Jaka ja byłam głupia, że wcześniej na to nie wpadłam. - zaśmiałam się ironicznie. Tak bardzo nie chciałam dopuścić do siebie tej najgorszej myśli, a tu proszę to ona okazała się tą trafną.
- Nie, to nie o to chodzi. - przeczesał dłonią włosy, po raz drugi a moje serce prawie że stanęło.
- To o co? - zapytałam zniecierpliwiona i zmęczona tą rozmową, z której niczego się nie dowiedziałam.
- O ciebie. Tutaj cały czas chodziło o ciebie Maggie. Podobasz mi się cholernie i chciałbym się z tobą umówić. Twój brat nie ma tutaj nic do rzeczy, po prostu.... och …. no jesteś w moim typie i bardzo, ale to bardzo chciałbym abyśmy się spotkali raz czy dwa i spokojnie pogadali. Chciałbym, abyś poznała mnie z innej strony, nie jako studenta, czy jak to mnie sądzisz handlarza narkotyków, którym rzecz jasna nie jestem, dla twojej wiadomości. Po prostu chciałbym abyś ujrzała we mnie zwykłego chłopaka który ma bzika na twoim punkcie. Może później coś fajnego mogłoby z tego wyniknąć, oczywiście jeżelibyś tylko chciała.
Czy ja wcześniej wspominałam, że nie dowiedziałam się niczego czego bym się chciała dowiedzieć? To się myliłam, i to bardzo! Usłyszałam to wszystko co chciałam usłyszeć od początku gdy tylko zaczął ze mną rozmawiać i to właśnie dostałam. On chce się ze mną spotykać, tak naprawdę. Jak chłopak z dziewczyną. Zależy mu na mnie. Powiedział, że nie jest handlarzem narkotyków, chociaż nie byłabym tego taka pewna. Ale w sumie gdy tak patrzyłam w jego oczy, czułam że mówił prawdę.
- Louis ja nie wiem co mam odpowiedzieć. - powiedziałam zakłopotana. Nie mogłam tak łatwo dać sobie zamydlić oczu. Co jeśli chłopak kłamał jak z nut? Co jeśli nie mówił prawdy, a tylko wkręcał mi kit że mu na mnie zależy. A co jeśli to jednak była prawda, a ja za bardzo wszystko analizowałam?
- A twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? - zapytałam z uniesioną wysoko głową przypominając sobie wczorajszą jego wizytę u nas w domu i tajemniczą blondynkę siedzącą na jego kolanach.
- Jaka dziewczyna? - zapytał marszcząc brwi nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Ta, która siedziała na twoich kolanach, a ty nie miałeś nic przeciwko temu. - wyjaśniłam patrząc mu beznamiętnie w oczy. Dopiero po chwili skojarzył fakty, a ja pokiwałam głową.
- Ona nic dla mnie nie znaczy. - wyjaśnił podchodząc w moją stronę. Uniosłam dłoń sygnalizując go, aby się do mnie nie zbliżał.
- Wczoraj wyglądało to inaczej. - zauważyłam.
- To dziwka. Przyczepiła się do mnie, bo już nie miałam do kogo pójść.
- A ty oczywiście ją do siebie przygarnąłeś. Jakie to bohaterskie z twojej strony. - przewróciłam oczami.
- Jesteś zazdrosna? - zapytał z uśmieszkiem błąkającym się na jego ustach. Stanęłam jak wryta patrząc na niego takiego rozbawionego. Szukałam w głowie jakiejś ciętej riposty, ale nic nie mogłam wymyślić, bo to była prawda. Tak, byłam o niego zazdrosna.
Popatrzyłam tylko na niego niewinnym wzrokiem i z małym uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że wpadłam i nic nie pomoże mi się z tego wydostać.
- Maggie, ty naprawdę jesteś o mnie zazdrosna. Czyli to oznacza, że …
- To nic nie oznacza Louis. Po prostu było mi ciebie szkoda, że tak się do ciebie przyczepiła.
- Nie, nie to oznacza że ci na mnie zależy. - dokończył swoje zdanie, a moje nogi zrobiły się jak waty.
- Co? Nieprawda! - oburzyłam się. Choć i tak wiedziałam, że jestem o niego cholernie zazdrosna. Facet mojego życia, który jest w moim typie, na którego jego widok serce szybciej mi bije, a ręce się pocą,obejmuje młodą, długonogą dziewczynę, która w dodatku siedzi na jego kolanach. Czy taki widok nie wywołałoby ataku zazdrości?
- Prawda, prawda. Czyli teraz musisz się ze mną umówić. - powiedział podchodząc bliżej mnie. Chciał złapać mnie z talię, ale odepchnęłam jego dłoń. Co to, to nie.
- Nic nie muszę. Jedynie czego teraz pragnę to znaleźć się w domu. Dlatego do widzenia Louis. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu.
- Zaczekaj! - krzyknął za mną, ale ja nie stanęłam. Szłam dalej, przed siebie. Słyszałam że biegnie za mną, nie obchodziło mnie to.
- Daj mi swój numer. - poprosił wyciągając z tylnej kieszeni spodni swojego iphone'a. Szedł tyłem przede mną, obserwowałam każdy jego ruch.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczym głosem.
- Dlaczego? - zapytał stając na środku chodnika.
- Postaraj się go zdobyć, a wtedy może się zgodzę. - odpowiedziałam mijając go i szybkim krokiem oddaliłam się od niego. Odwróciłam się jeszcze na moment za siebie i widziałam jak chłopak zaczął kopać nerwowo kamyki leżące na chodniku. Wiedziałam, że był załamany brakiem mojego telefonu, ale cóż takie życie. Trzeba się postarać aby coś mieć. A Louis naprawdę musi mi pokazać, że jest wart mojej uwagi. Tylko ile jeszcze będę musiała na niego czekać?

____________________________________

Mam wrażenie, że za często wstawiam te rozdziały, ale cóż taka już ze mnie dobra osóbka o wielkim serduchu :)
Co do samego rozdziału, mi osobiście rozdział bardzo się podoba, a Wam?
Następny dopiero pod koniec tygodnia, ponieważ moi kochani wykładowcy postanowili nas (studentów) zamęczyć i zapowiedzieli kilka testów na przyszły tydzień.
Więc gdzieś około piątku, może soboty spodziewajcie się następnego rozdziału.
Miłego wieczoru i słonecznego tygodnia Wam życzę :)
Buziaki!


4 komentarze:

  1. Super, mam ma dzieje, że to jednak wyjdzie, ale z Liamem ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział przyjemny ! :)
    Zastanawiam się kim jest Louis skoro nie handlarzem ? :)
    Cóż czekamy do następnego ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jedno słowo opisuje ten rozdział CUDNY :)
    czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny i Louis aww. Chociaż to początek to już pokochałam to opowiadanie xx L.

    OdpowiedzUsuń