Kochani, postanowiłam wrócić do blogowania. Więcej informacji znajdziecie tutaj:
piątek, 27 stycznia 2017
czwartek, 23 lipca 2015
TWITCAM!!!
W końcu nadszedł ten dzień, w którym zdecydowałam się zrobić swojego pierwszego w życiu twitcama.
Zapraszam wszystkich przed komputery o godzinie 17.
Tutaj jest link: http://twitcam.livestream.com/ghdmb
Mam nadzieję, że przyjdziecie i będziecie chcieli ze mną choć trochę pogawędzić :)
Do usłyszenia!
poniedziałek, 6 lipca 2015
INNA
Kochani, wracam z Inną. Jest to opowiadanie, które porzuciłam kilka miesięcy temu. Teraz postanowiłam do niego wrócić, ponieważ w mojej głowie pojawił się pomysł na dokończenie tej historii.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i zostaniecie ze mną do końca.
Tutaj macie link:
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i zostaniecie ze mną do końca.
Tutaj macie link:
www.inna-liampayne-fanfiction.blogspot.com
Możecie także pisać o tym blogu na twiterze za pomocą #innaffpl
niedziela, 5 lipca 2015
Epilog
Liam
i ja przechadzaliśmy się po parku trzymając się za rękę. Ciepłe
powietrze owiewało nas z każdej strony, a słońce świeciło nam w
oczy.
Minęło
pięć lat odkąd jesteśmy razem. Pięć długich lat, w ciągu
których tak dużo się wydarzyło.
Pamiętam
dokładnie ten dzień, gdy cztery lata temu staliśmy przed ołtarzem
przysięgając sobie: nie opuszczę cię, aż do
śmierci.
Biała
prosta suknia opinała moje ciało, gdy szłam obok mojego taty w
stronę ołtarza.
Liam
stał już przy ołtarzu ubrany w najbardziej elegancki garnitur,
jaki miałam okazję w życiu zobaczyć. Był tak idealnie
dopasowany, iż zastanawiałam się czy może został uszyty na
miarę. Uśmiechał się do mnie szeroko, a ja miałam łzy w oczach
widząc go takiego szczęśliwego, a zarazem pełnego dumy oraz z
uniesioną głową. Czułam się jak księżniczka stąpająca w
stronę swojego księcia z bajki, który był dla niej tym jednym
jedynym.
Był
to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu i wiem, że nie
zmieniłabym w nim nic. Nawet tańczenie na stole mich dwóch
szalonych przyjaciółek.
Gdy
w końcu dotarliśmy pod sam ołtarz, tata przekazał Liamowi moją
dłoń i stanął obok mamy w pierwszym rzędzie. Liam uśmiechnął
się do mnie i składając pocałunek na moim policzku zapewnił, że
wszystko jest dobrze.
Ksiądz
odczytał fragment Pierwszego Listu do Koryntian, w którym zawarta
była cała prawda o miłości.
Miłość
cierpliwa jest,
łaskawa
jest.
Miłość
nie zazdrości,
nie
szuka poklasku,
nie
unosi się pychą;
nie
jest bezwstydna,
nie
szuka swego,
nie
unosi się gniewem,
nie
pamięta złego;
nie
cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz
współweseli się z prawdą.
Wszystko
znosi,
wszystkiemu
wierzy,
we
wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko
przetrzyma.
Był
to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Wiedziałam, że przy
Liamie mogę być sobą i nie muszę nikogo udawać, ponieważ Liam
to chłopak, który zawsze był przy mnie i znał mnie na tyle
dobrze, żeby wiedzieć co kiedy czuję, czy jak zachowam się w
danej sytuacji. Kochałam go mimo wszystko, był dla mnie opoką i
wsparciem, a także najlepszym przyjacielem od lat.
-
Znów się zamyśliłaś. - Liam potarł moje ramię przyciągając
mnie bliżej siebie.
-
Troszkę. - odpowiedziałam tuląc się do jego boku, gdy usiedliśmy
na ławce w parku.
-
O czym znowu?
-
O naszym ślubie kochanie. - wyjaśniłam patrząc na niego.
Jego
oczy ukryte były pod ciemnymi okularami, a ja nie mogłam napatrzeć
się na niego. Jego brodę pokrywał dwudniowy zarost. Ostatnio
stwierdził, że musi ją zapuścić ponieważ pamięta jak kiedyś
powiedziałam mu, że bardzo podobają mi się mężczyźni z
zarostem. Nie dość, że pamiętał to chciał jeszcze sprawić,
żeby bardziej mi się spodobać.
-
Pamiętny dzień. - zamruczał mi do ucha, po czym pocałował w
skroń. - A teraz będę tatą. - dodał po chwili kładąc dłoń na
mym już zaokrąglonym brzuchu. Masował go w górę i w dół, a ja
czułam jak nasz mały cud świata się porusza.
-
Jakie to wspaniale uczucie, móc poczuć jak jeszcze moje
nienarodzone dziecko czuje mój dotyk. - zauważył Liam szczerząc
się do mnie. Cmoknęłam go w policzek, a następnie położyłam
swoją mniejszą dłoń na jego.
-
Kocham cię. - szepnęłam opierając głową na jego ramieniu i
zamykając oczy na chwilę.
-
Ja też cię kocham Maggie i dziękuje ci za wszystko co dla mnie
robiłaś, robisz i robić będziesz, bo to niesamowite jak drugi
człowiek może się poświecić dla innych.
Liam
był wyraźnie tamtego dnia uczuciowy, aż lekko mnie to przerażało.
Nie powiem, ale kochałam Liama za wszystko, za to jakim był
człowiekiem, za to jak się odnosił do innych i za miliony innych
rzeczy. Ale zawsze przerażało mnie to, jaki potrafił być
uczuciowy w stosunku do mnie. Inni twierdzili, że to bardzo dobrze
iż się o mnie troszczy, natomiast ja znając Liama tyle lat, nie
mogłam uwierzyć, że on potrafił być aż tak uczuciowy w
stosunku do mnie. Przecież nawet, gdy byliśmy młodsi, to tak się
nie zachowywał. Dopiero odbiło mu, gdy dowiedział się że jestem
w ciąży. Zaczął kupować jakieś ubranka, buciki, wszystko co
było potrzebne dla dziecka. Niestety nie zorientował się, że
wszystko to było jeszcze za duże. Śmiałam się z niego, ale on
ciągle powtarzał że przecież i tak się przyda za kilka lat, bądź
miesięcy.
-
Mam ochotę na loda. - powiedziałam na młodą parę idącą
niedaleko nas z lodami w dłoniach. Liam popatrzył na mnie przez
moment, po czym bez słowa wstał i ruszył w stronę budki z lodami.
Zaskakiwał mnie każdego dnia. Na co ja miałam ochotę to zawsze mi
to dawał, kupował. Jestem szczęściarą mając takiego faceta,
który zawsze wie czego mi potrzeba.
Pamiętam
jak mi się oświadczył. Było to rok po tym jak zaczęliśmy być
oficjalnie razem.
Siedziałam
akurat w kuchni czytając wciągającą książkę. Było cicho,
ponieważ nikogo nie było w domu. Rodzice pojechali do znajomych, a
Zayn poszedł do swojej dziewczyny. Na zewnątrz padał deszcz, a ja
czekałam na Liama aż przyjdzie. Spóźniał się trzydzieści
minut, co było do niego niepodobne. Denerwowałam się. Miał jakieś
ważne sprawy do załatwienia w mieście, a dopiero później miał
do mnie wstąpić, gdy będzie już wracał. Aby choć trochę o tym
nie myśleć zaczęłam czytać książkę. Tak bardzo mnie ona
porwała, że ledwo co zauważyłam jak mój telefon tańczy na
kuchennym blacie. Odetchnęłam z ulgą widząc migające imię Liama
na ekranie.
-
Wyjdź do ogrodu. - oznajmił krótko, po czym się rozłączył.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi, ale jako że jestem
ciekawskim człowiekiem wyszłam do ogrodu.
Niebo
było ciemne, kilka gwiazd przyozdabiało niebo, po deszczu nie było
ani śladu.
I
wtedy, w tym samym momencie, gdy moja głowa była uniesiona w górę
dostrzegłam jakiś blask, jakby błysk choinkowych lampek.
Opuściłam
głowę i spojrzałam w tamtą stronę. Liam stał pośród ścieżki
ułożonej z jasnych lampek, w eleganckim garniturze i z przyklejonym
wielkim uśmiechem na ustach patrzył na mnie.
-
Witaj kochana. - przywitał się ze mną idąc powoli w moją stronę.
Wszedł po schodkach na drewniany podest, po czym złapał mnie za
dłoń. Głupio się czułam będąc obok niego, ponieważ on był
tak elegancko ubrany, a ja miałam na sobie tylko duży t-shirt i
spodnie od dresu.
-
Cześć, co ty kombinujesz Liam? - zapytałam zaciekawiona, a
jednocześnie rozbawiona jego powagą.
-
Nie śmiej się ze mnie, ja tylko chce cię o coś prosić. -
powiedział, po czym uklęknął na jedno kolano.
-
Liam, co ty robisz? Wstawaj, zgłupiałeś? - pytałam go
spanikowana.
-
Maggie, dokładnie pamiętam jak pierwszy raz mnie pocałowałaś, a
nawet co wtedy czułem a także jakie myśli kłębiły się w mojej
głowie. Za każdym razem, gdy mnie całujesz mam wrażenie jakbym
stawał się jednym z najszczęśliwszych osób na całym świecie.
Sprawiasz, że chce mi się żyć. Każdego ranka, gdy wstaję rano
mam ochotę krzyknąć, że cię kocham i że mnie kocha jedna z
najwspanialszych osób na świecie. Mam ochotę wybiec z domu i
krzyczeć na całe gardło: kocham Maggie! Wiem, że mogliby mnie
zamknąć za zakłócanie spokoju, dlatego nie chcę aż tak bardzo
ryzykować. - zaśmiał się ściskając moje dłonie, a z moich oczu
poleciały łzy.
-
Chce cię o coś spytać Mag. Więc – odchrząknął, po czym
kontynuował. Widziałam w jego oczach jakąś niepewność, jakby
nie był w stu procentach pewien swoich słów.
-
Nie bój się, wyduś to z siebie Liam. - zachęcałam go. Domyślałam
się, o co chce mnie zapytać.
-
Zamieszkasz ze mną? - zapytał po chwili, a mnie wcisnęło w
ziemie. Nie takiego pytania się spodziewałam. Nie wiedziałam co
mam mu odpowiedzieć, zamurowało mnie. Jego postawa sama przez się
świadczyło o tym, że chce mnie poprosić o rękę, a nie zapytać
czy z nim zamieszkam.
-
Wiedziałem, wiedziałem że się nie zgodzisz. - powiedział
wstając. Był załamany, widziałam to bardzo dobrze. Złapał się
za włosy ciągnąc je w dramatycznym geście.
-
Liam, to nie tak. Ja bardzo chciałabym z tobą zamieszkać, ale nie
wiem czy to nie za wcześnie. - wyjaśniłam obejmując się
ramionami. Nie wiedziałam jaka będzie jego reakcja, co powie.
-
A jakbym ci się oświadczył? - zapytał nie odwracając się do
mnie. Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia nie wierząc w to co on
właśnie powiedział.
-
Ja nie … nie wiem Liam. To trudna decyzja, a ja… nie… nie
jestem...
-
Wiem, dobra nie było tematu. Po prostu postanowiłem, że zapytam, a
może się zgodzisz. - ozajmił odwracając się do mnie twarzą, a w
jego oczach błyszczały łzy. On płakał? Niemożliwe.
-
Liam, to nie o to chodzi. Ja cię kocham i naprawdę chcę z tobą
zamieszkać ale nie uważasz że jesteśmy nieco za młodzi na taki
krok? - zapytałam. Miałam z jednej strony rację, bo przecież
oboje byliśmy młodzi na ślub i tak dalej, a zamieszkanie razem
było dość poważnym krokiem w naszym związku. Jasne, że chciałam
z nim zamieszkać. Oczywiście marzyłam o tym, ale wydawało mi się
to za szybko. Za szybko wszystko się działo.
-
Może trochę, ale chcę w końcu zacząć życie na własny rachunek
i nie chcę siedzieć na garnuszku rodziców. Po prostu chcę mieć
ciebie cały czas przy sobie Maggie. Budzić się przy tobie,
zasypiać, chcę po prostu byś została moją żoną. -
zakomunikował, po czym uklęknął na jedno kolano przede mną.
Kochałam go za to jaki był konkretny, nie dawał sobą pomiatać,
ani też nie dał sobie w kaszę dmuchać. Był po prostu sobą, nie
udawał nikogo.
-
Liam ja nie wiem… - zajęczałam patrząc mu prosto w oczy. Czułam,
że on naprawdę mówił poważnie, że chce być ze mną do końca
swojego życia. Ja czułam to samo. Wiedziałam, że przy nim mogę
być w pełni szczęśliwa, a także żyć godnie przy jego boku.
I
właściwie to sama nie wiedziałam dlaczego się opierałam,
dlaczego się nie zgodziłam od razu, gdy po raz pierwszy poprosił
mnie o rękę.
-
Maggie proszę. - i w tym momencie miał mnie całą wyjmując z
kieszeni czerwone pudełeczko, a w nim pierścionek. Piękny, duży
brylant, idealny.
-
Tak. - odpowiedziałam już bez zbędnych ceregieli i zgodziłam się
na być panią Payne i bycie z nim do końca swych dni.
-
Proszę. - Liam wrócił wręczając mi loda do ręki.
-
Dziękuje kochanie. - powiedziałam całując go w szczękę, gdy
usiadł obok mnie. Zaczęłam zlizywać topniejącego już loda, a w
tym czasie Liam patrzył przed siebie z ramieniem opartym na oparciu
ławki za mną.
-
Co się tak zamyśliłeś? - zapytałam dotykając dłonią jego
policzka. Był taki nieobecny, jakby był w całkiem innym świecie.
-
Myślę. - wyznał.
-
Nad czym? - zapytałam marszcząc brwi. Co on znów kombinował?
-
Nad życiem. - wyznał całując mnie w czoło. - Chodź, bo się
spóźnimy. - dodał wstając i wyciągając do mnie swoją dłoń.
-
Gdzie? - zapytałam wytrącona z równowagi wpychając do buzi
ostatek cieknącego loda.
-
Do Chloe, pamiętasz? - zapytał z uśmiechem, po czym pocałował
mnie w kącik ust.
-
Nie. - przyznałam śmiejąc się z niego, a gdy dostałam lekkiego
klapsa w tyłek spiorunowałam go wzrokiem.
-
Chodź grubasku. - zawołał do mnie łapiąc mnie za dłoń i
ciągnąc za sobą. Taki właśnie jest mój mąż, dowcipny a
zarazem szalony jak diabli.
***
Chloe
i Matt pobrali się zaraz po skończeniu przez nas studiów. Chloe
była w trzecim miesiącu ciąży i tylko ja oraz Kate wiedziałyśmy
o jej stanie. Na szczęście, bo Chloe bardzo się o to bała,
brzucha nie było jeszcze widać. W sumie przez całą ciąże nie
było nic po niej widać, bo ona zawsze była chuda.
-
Witamy naszych ukochanych przyszłych rodziców. - zajęczała Chloe
otwierając drzwi na oścież i tuląc najpierw mnie, a potem Liama
do siebie.
-
Cześć Chloe, kupiliśmy wino. - zakomunikował jej Liam wchodząc
głębiej do domu i szukając Matta.
-
Jak się czujesz? - zapytała Chloe zamykając za nami drzwi. Jej dom
był idealny.
Każdy
kąt w tym domu był zagospodarowany na jakąś rzecz, która
idealnie wpasowywała się do otoczenia, a także idealnie z nim
współgrała. Zawsze zazdrościłam jej takiej smykałki do tego
typu rzeczy. Uwielbiałam to w niej, że potrafiła tak zadbać o dom
i nie tylko.
-
Świetnie. Młody szaleje, kopie, tańczy, wywija fikołki. - śmiałam
się opowiadając jej o moim małym kurczątku w brzuchu.
-
To super. Ja pamiętam jakie Mike dawał mi cyrki w brzuchu. Czasem
nawet budziłam się w nocy, bo tak szalał. Dopiero Matt po jakimś
czasie wyczytał gdzieś w internecie, że aby właśnie uspokoić
dziecko w łonie matki, należy puścić mu muzykę. - wyjaśniła mi
Chloe przechodząc z holu do salonu, a później do kuchni gdzie już
tam urzędowali chłopaki. - I tak właśnie Matt zaczął puszczać
mu rockową muzykę, a młody uspokoił się i miałam względny
spokój dopóki ze mnie nie wyszedł. - zaśmiała się Chloe całując
swojego czteroletniego synka w czoło.
Mały
Mike, czyli odbicie Chloe przypatrywał się uważnie swojemu ojcu,
gdy ten coś opowiadał. Mały był taki skupiony, że nawet nie
zorientował się gdy zaczęłam podjadać mu cukierki z miski.
-
Cześć Maggie. - Sebastian, mąż Kate podszedł do mnie i przytulił
mnie mocno do siebie.
-
Hej staruszku, jak tam u ciebie? - zapytałam gdy odsunął się ode
mnie. Był nieco wyższy i znacznie chudszy ode mnie, ale co się
dziwić? Ja nosiłam w sobie nowe życie.
-
Świetnie, zmieniłem pracę. Jest o wiele lżejsza i spokojniejsza,
a także…
-
Daj spokój już z tą pracą. - przerwała mu Kate wchodząc do
kuchni. Popatrzyłam na nią, a na jej twarzy wyrósł ogromny
uśmiech. Nie wiem czy mi się zdawało, ale coś się w jej
zachowaniu i postawie zmieniło.
-
Cześć Mag, aleś ty duża. - zauważyła Kate tuląc mnie do
siebie. Co to dzisiaj dzień przytulanek dla Maggie?
-
Trochę mi się przybrało na wadze ostatnio. - zaśmiałam się
słysząc jej słowa.
Kate
zawsze był dość specyficzną osobą, posiadała humor który tylko
nieliczne osoby rozumiały, najczęściej byłyśmy to ja i Chloe i
oczywiście Sebastian, ale to to inna historia.
-
No właśnie widzę, ale do twarzy ci w ciąży. - przyznała.
Widziałam jak bardzo chciała dotknąć mojego brzucha, więc
wzięłam jej dłoń i położyłam na wydętym brzuchu. Kate, aż
zawyła z zachwytu nad tym gestem i popatrzyła znacząco na
Sebastiana.
-
Boże, jakie to wspaniałe. - zajęczała patrząc mi prosto w oczy,
w których pojawiły się łzy. Już kilka lat wcześniej Kate była
w ciąży. Niestety z pewnych powodów poroniła. Obwiniała o to
Sebastiana, nawet rozstali się na jakiś czas. Ale ja i Chloe
przekonałyśmy ją, że nie warto od razu się poddawać. Warto
walczyć o to co chce się osiągnąć, a później być z tego
dumnym. Tak więc Kate wróciła do Sebastiana, a jakieś dwa
miesiące później dostałyśmy zaproszenie na ślub. I tak oto we
trzy pobrałyśmy się praktycznie w tym samym czasie, co było
bardziej niż śmieszne, ponieważ nigdy byśmy nie przypuszczały że
tak się stanie. Najwspanialsze jednak było to, że każda z nas na
ślubie innej była druhną.
-
Dobra, koniec obmacywania mojej żony. - zakomunikował Liam
podchodząc do mnie i tuląc mnie do siebie od tyłu. Wzruszyłam
tylko ramionami patrząc na Kate, a ta cicho się zaśmiała i
pomagając Chloe z naczyniami zabrała je do ogrodu, gdzie już
wszyscy się znajdowali.
-
Kochanie, ja cię nie poznaję. - powiedziałam kładąc głową na
ramieniu Liama i całując go w brodę.
-
Co masz na myśli? - zapytał zainteresowany.
-
Stałeś się taki opiekuńczy i dbający o mnie, aż dziwię się bo
jakoś nigdy taki nie byłeś. - zaśmiałam się z przerażonej miny
Liama.
-
Ja nigdy nie byłem opiekuńczy? Żartujesz prawda?
-
Oczywiście, że tak. Co się wściekasz. - zaśmiałam się ponownie
i cmokając go w usta wzięłam za rękę, po czym ruszyłam w stronę
ogrodu.
Genialnie
było wszystkich znów zobaczyć. Kate szalała za Sebastianem mimo
tylu lat. Chloe z Mattem wpatrzeni w małego Mike zdawali się nie
zauważać nikogo oprócz niego. A ja i Liam siedzący pośrodku
zastanawialiśmy się co nam jeszcze przyniesie przyszłość, z czym
będziemy musieli się zmierzyć, a z czego będziemy się cieszyć.
Jednego
byłam pewna – zrobimy to razem i nic, powtarzam nic nam w tym nie
przeszkodzi. Bo jak to mówią nigdy nie patrz w tył, zawsze patrz
przed siebie. I ja zawsze się tego trzymałam i trzymać będę.
- KONIEC -
__________________________
Właśnie zakończyłam swój
trzeci blog, w ciągu ostatnich dwóch lat. Jutro (6.07) miną dwa
lata odkąd zaczęłam publikować swoje pierwsze opowiadanie.
Nie
mogę uwierzyć, jak to szybko minęło. Aż sama się sobie dziwię,
że dałam radę. Że nie poddałam się mimo tylu przeciwieństw,
tylu hejtów, tylu niemiłych słów. Nigdy nie przypuszczałam, że
zaczynając coś pisać osiągnę tak dużo w tak krótkim czasie.
Wiedziałam, że nie przestanę pisać, bo jak już wpadnie się w
wir pisania to trudno z niego wyjść, wiem to z własnego
doświadczenia.
Co do samego bloga.
Sam pomysł
wpadł mi do głowy niespodziewanie, jakoś na początku tego roku.
Czułam, że muszę go wykorzystać, bo historia sama w sobie
wydawała się interesująca. Cóż, przyznam szczerze, że niektóre
rozdziały zepsułam po całości i się do tego przyznaję z ręką na
sercu, ale starałam się jak mogłam aby rozdziały były dosyć
często, bo wiem jakie to jest ważne.
Było mi smutno i nadal jest,
że tak mało osób komentowało.
Ale tak jak już kiedyś na
jednym z blogów pisałam, że Was do tego nie zmuszę więc nie będę tego robić. Ale zawsze inaczej się czułam, gdy widziałam kilka
miłych słów skierowanych do mnie. Naprawdę to podnosiło mnie na duchu
i dawało więcej motywacji do pisania, bo wiedziałam że dużo osób
czekało na nowy rozdział.
Jakaś cząstka mnie była w
tym blogu. Głównie w charakterze Maggie, bo w końcu ona była
wzorowana na mnie, a jej przyjaciółki na moich.
Reszta bohaterów także była wzorowana na innych osobach z mojego otoczenia.
Cieszę się, że mogłam dla
Was pisać. I obiecuję, że nie skończę na tym. Wracam za niedługo
do Was z "Inną", więc wyczekujcie nowej notki z informacją o tym
gdzie będziecie mogli ją znaleźć, a tymczasem DZIĘKUJĘ za
wszystko i do napisania!
Buziaki!
poniedziałek, 29 czerwca 2015
Rozdział 25
PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM.
DZIĘKUJĘ
Liam
mi ciągle powtarzał, że jeżeli nie chcę to nie muszę go
widzieć. Ale ja uparłam się, że muszę go zobaczyć. Muszę
zobaczyć jego ciało przed tym jak zakopią je dwa metry pod ziemią.
Wiedziałam, że może to wywołać u mnie szok, ale chciałam je
zobaczyć. Było to dla mnie naprawdę ważne, a zarazem stanowiło
pewien koniec w moim życiu. Bo skoro Louis już nie żył, mogłam
śmiało na nowo zacząć żyć.
-
Może wejdę tam z tobą? - zapytał Liam parkując przed budynkiem
szpitala. Z tego co dowiedziałam się dzień wcześniej od Zayna,
Louis popełnił samobójstwo. Nie wytrzymał psychicznie całego
obciążenia i odebrał sobie życie. Przewieźli go z więzienia od
razu do szpitala. Tam lekarze starali się go uratować, ale niestety
nie udało się. Zmarł o północy.
-
Nie, poradzę sobie. Zaczekasz prawda? - zapytałam nachylając się
w jego stronę i cmokając go w usta.
-
Oczywiście. - zapewnił.
Wyszłam
z samochodu i na lekko drżących nogach ruszyłam ku wejściu.
Moje
serce biło głośno w piersi, a ja starałam się opanować nieco
nerwy, aby nie upaść na środku korytarza.
Lekarz
zajmujący się Louisem w tamtym momencie, gdy do nich trafił nie
był zbytnio pomocny i nie chciał nawet bym go zobaczyła. W sumie
nie dziwiłam się, bo przecież nie byłam nikim z rodziny, ale w
końcu ubłagałam go i pozwolił mi do niego zajrzeć na dwie
minuty. Dobre i to, pomyślałam.
Gdy
weszłam do pomieszczenia, w którym leżało ciało Louisa było
przeraźliwie zimno. Zaczęłam się trząść jak galareta, nie
tylko z nerwów ale też z zimna, potwornego zimna.
Lekarz
pokazał mi, która z tak zwanych
szuflad jest Louisa.
Bałam się go zobaczyć,
to była chyba normalna reakcja, ale ja musiałam. Bo wiedziałam, że
dzięki temu będę mogła zakończyć jeden z najgorszych okresów w
moim życiu, a także
pozbyć się smutku
i cierpienia.
Buchnęło
w nas jeszcze bardziej zimne powietrze. Naciągnęłam rękawy mojego
szarego swetra po same dłonie, chcąc w ten sposób dodać sobie
choć odrobiny ciepła, którego niestety mi brakowało.
Ciało
Louisa znajdowało się w plastikowym opakowaniu. Lekarz odsunął je
i mogłam zobaczyć jego twarz. Sina, blada twarz chłopaka, który
dużo dla mnie znaczył, a jednocześnie bardzo mnie oszukał.
Kłamał, oszukiwał, zdradzał nie wiadomo ile razy. Jego twarz była
teraz taka spokojna, martwa, bez życia, bez kolorów na policzkach.
Oczy zamknięte, długie rzęsy bez połysku, włosy sztywne od
przerażającego zimna, a usta sine. Zastanawiałam się jakie były
jego ostatnie dni, co czuł zanim popełnił samobójstwo. Jakie
myśli znajdowały się w jego głowie, jakie ostanie słowa
wypowiedział. Czy myślał o mnie? Czy chciał mnie zobaczyć?
Żywiłam się nadzieją, która tak naprawdę była taka głupia jak
ja w tamtym momencie. Chciałabym wierzyć w to, że było tak jak
myślałam. Ale wszystko to zostało rozwiane przez lekarza, który
na koniec mojej wizyty tutaj, przekazał mi teczkę Louisa i list od
niego zaadresowany do mnie. Zdziwiłam się, gdy wręczył mi te
rzeczy. Nawet naszła mnie myśl, aby tego nie czytać i po prostu
wyrzucić je gdzieś po drodze, ale z drugiej strony byłam ciekawa
co on ma mi do powiedzenia, a także co chciał mi przekazać w
ostatnich dniach swojego życia.
Dlatego
zabierając teczkę przeszłam do małej stołówki, gdzie było
tylko kilka osób - dwie pielęgniarki i trzech lekarzy. Usiadłam w
rogu pomieszczenia i kładąc czarną teczkę przed sobą otworzyłam
ją. Zastanawiałam się czy może nie zadzwonić do Liama i poprosić
go, aby do mnie tutaj przyszedł, ale wiedziałam że jego obecność
jeszcze bardziej utrudni mi pożegnanie z Louisem.
W
teczce znajdowały się akta i historia choroby, którą podobno miał
Louis. Oczywiście dla ścisłości była to poważna depresja, z
tego co wyczytałam nawet mocne leki mu nie pomagały, ani rozmowa z
psychologiem, który odwiedzał go kilka razy w tygodniu. Nie chciał
w ogóle z nim rozmawiać, siedział tylko z głową spuszczoną w
dół i milczał. Nie takiego Louisa sobie wyobrażałam w ostatnich
dniach jego życia. Wiedziałam, że nie był szczęśliwy. Myliłam
się, a prawda była całkowicie inna niż przypuszczałam.
Pod
spodem tych wszystkich papierów i zapisków lekarzy specjalistów
była biała koperta zaadresowana do mnie. Na górze koperty widniało
moje imię. Rozdarłam kopertę drżącymi dłońmi i zaczęłam
czytać.
Droga Maggie,
na wstępie mojego
ostatniego listu chciałbym Cię przeprosić, bo wiem że na to
zasługujesz. Robiłem wiele złych rzeczy, krzywdziłem mnóstwo
ludzi, sprawiałem że byli nieszczęśliwi, a wśród nich byłaś
właśnie Ty. W tym liście chciałbym Ci choć trochę przybliżyć
dlaczego tak się zachowywałem, a także dlaczego musiałem tak
postępować.
Zacznę od początku. Gdy
tylko zacząłem studia, a było to pięć lat temu, nie potrafiłem
się z nikim zaprzyjaźnić. Nie miałem przyjaciół, nie miałem
nikogo w tym obcym mieście. Byłem zupełnie sam, co powodowało
narastaniem mojej depresji, a także złym samopoczuciem. Starałem
się jakoś nie zwracać na to uwagi i żyć z dala od tego
wszystkiego, ale nie dało się. Moi rówieśnicy w tamtym czasie
śmiali się ciągle ze mnie, że wyglądam jak jakaś pokraka, że
mam duże okulary zakrywające mi pół twarzy a także że jestem
świrusem, bo ciągle jestem sam. Nie dziwiłem im się i teraz
patrząc na tamten okres z perspektywy czasu, widzę że mieli dużo
racji.
Gdy ukończyłem swoje
pierwsze studia, pokazałem innym że jednak się da i jak się do
czegoś przyłożysz to uda ci się wszystko co sobie zaplanowałeś.
Wiedziałem
w tamtym momencie, że jestem dojrzalszy i udowodniłem
tym wszystkim co się ze mnie naśmiewali, że ktoś taki jak ja też
może coś osiągnąć.
Kilka miesięcy później
po wakacjach zacząłem nowe studia, pomyślałem dlaczego mam nie
spróbować na innym kierunku, skoro na tamtym szło mi tak dobrze.
Nie zwracałem już nawet uwagi na to, jak ludzie na mnie patrzą.
Uodporniłem się na krzywe spojrzenia innych, po prostu miałem ich
gdzieś. I wtedy po kilku miesiącach nowego roku poznałem Dave'a.
Był całkiem inni niż wszyscy, których spotykałem do tej pory.
Był taki odważny, pewny siebie, a zarazem dojrzały i ogarnięty.
Ciągnęło mnie do niego na każdym kroku. Chciałem nawet być taki
jak on. I wtedy stało się coś o czym wstydzę się mówić.
Zrobiłem coś strasznego, coś co na zawsze pozostanie w moim
sumieniu, a także w mojej głowie mimo że nie ma mnie już na tym
świecie. Okradłem i poturbowałem starszego pana, ponieważ to było
moją przepustką do świata Dave'a. A najgorsze w tym wszystkim było
to, że starszy pan kilka dni później zmarł przeze mnie, ponieważ
nikt go nie znalazł i leżał w krzakach obok głównej drogi i
umarł z wykończenia. To zdarzenie odbiło się na mojej psychice.
Już nawet miałem myśli, aby zrezygnować z bycia w grupie u
Dave'a, ale chłopak tak bardzo mnie zachwalał, przedstawiał co
rusz nowym osobom, iż zrozumiałem że nie mogę go zawieść. Po
prostu czułem, że byliśmy złączeni jakąś niewidzialną liną,
której ot tak nie dało się uciąć. I tak zostałem jednym z jego
najlepszych kumpli. Oszczędzę Ci traumatycznych opowieści na temat
tego co jeszcze kiedyś robiliśmy, bo wiem że nie chciałabyś tego
czytać.
Przejdę może teraz do
konkretów, do czasu, którym poznałem Ciebie.
Było to na naszym pierwszym roku, w drugim
semestrze
studiów. Zobaczyłem
cię na korytarzu. Szłaś sama, byłaś zamyślona.
Trzymałaś
w dłoniach kilka naprawdę grubych książek,
które musiały być potwornie ciężkie. Pamiętam
nawet jak byłaś ubrana. Miałaś
na sobie biały sweterek i białą koszulkę pod spodem, ciemną
spódnice i czarne
kozaki do kolan. Minimalny makijaż i włosy
rozpuszczone. Zawsze podobało
mi się to w jaki sposób, one się poruszały gdy szłaś. Zawsze
mnie to fascynowało. To był pierwszy moment, gdy Ciebie
ujrzałem. Potem widywałem
cię na przerwach albo na zajęciach.
Zawsze miałem ochotę
do Ciebie podjeść
i porozmawiać,
ale za każdym razem gdy zdobywałem się na odwagę ty byłaś
zajęta, albo rozmawiałaś z kimś,
a ja nie chciałem
przeszkadzać.
Dzień, w którym
dowiedziałem
się kim naprawdę jesteś
zmienił całkowicie
mój pogląd
na świat. Dave kazał mi się przy tobie zakręcić, powiedział że
możesz być dla nas przepustką do Zayna. Tak, do Zayna do twojego
brata który był nam coś dłużny. Wiedziałem,
że muszę cię jakoś do siebie przekonać,
nie miałem tylko pojęcia jak to zrobić, ani jak się za to zabrać.
Wiedziałem, że muszę podjąć radykalne
kroki, aby cię do siebie przyciągnąć.
Dlatego musiałem się z Tobą
umówić. Przyznam szczerze,
że
podobałaś mi się i to cholernie, ale gdy później dowiedziałem
się że jesteś tą samą dziewczyną którą zgwałcili na tyłach
mojego samochodu nie mogłem na ciebie patrzeć. Przepraszam za takie
słowa Maggie, ale naprawdę
odrzucało mnie na samą myśl. Zrezygnowałem więc ze zdobycia
Ciebie,
bo w końcu nie potrafiłem patrzeć Ci
prosto w oczy. A żyjąc
z tą myślą
wcale nie było mi łatwo. W końcu,
gdy Dave rozkazał mi dotrzeć do Zayna
starałem się jak mogłem, aby się z tobą zaprzyjaźnić. Najpierw
powoli, na
spokojnie się do ciebie przymilałem, a następnie gdy już miałem
pewność, że coś do mnie czujesz postanowiłem zaatakować.
Wiedziałem, że nie miałem innego wyboru. Dodatkowo Dave
tak bardzo na mnie naciskał, rozkazywał mi a co najgorsza
twierdził, że jeśli się do ciebie nie zbliżę
to mnie zniszczy. Nie miałem innego wyboru, po prostu
musiałem to zrobić. Później
już sama wiesz jak to wszystko się potoczyło, więc nie będę
tego opisywał. Pragnę Cię tylko za
to przeprosić.
Nie
mam pojęcia jakich słów mam użyć
byś
mi przebaczyła. Nie pozostaje
mi nic innego jak odejść
z tego świata z
nadzieją, że może
jednak nie byłaś na
mnie, aż taka zła.
Mam
jeszcze jedną prośbę
do ciebie na sam koniec. To nagranie, to naganie które próbowałem
zdobyć podstępem
od Ciebie.
Czy mogłabyś
zanieść je na policję? Wiem, że tam dobrze się nim zajmą, a ja
będę
spokojny i pewny że w końcu zrobili z tą szajbą popaprańców
porządek. O to tylko Cię
proszę, myślę że to nie za dużo, a wiem że sama chciałaś
oddać je na policję i zrobić z tego dobry uczynek.
Przepraszam jeszcze raz za
wszystko i mam nadzieję, że do zobaczenia gdziekolwiek mnie
poniesie.
Louis.
Łzy
leciały mimowolnie po moich policzkach. Nie mogłam opanować
szlochu, ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę próbując. Nawet
jeden z lekarzy podszedł do mnie w pewnym momencie i zapytał, czy
wszystko ze mną dobrze. Odpowiedź była prosta: nie. Nie chciałam
im wyjaśniać co doprowadziło mnie do tego stanu, więc gdy tylko
zebrałam wszystkie rzeczy wypadłam ze szpitala jak rakieta szukając
Liama na parkingu.
Wypadł
z samochodu tak szybko jak tylko potrafił. Podbiegł do mnie i
złapał mnie w ostatniej chwili przed upadkiem na kamienistą
ziemię.
-
Co się stało? - zapytał trzymając mnie w swoich ramionach tak
mocno, że dziękowałam mu w myślach za to, bo tego właśnie mi
trzeba było.
-
On.. On… On – nie mogłam wydusić z siebie ani jednego pełnego
zdania. I gdy tylko Liam wsadził mnie na przednie siedzenie pasażera
podałam mu list od Louisa. Szybko go przeczytał, a następnie
westchnął
głęboko. Ja szlochałam
w chusteczkę. Robiło mi się tak przeraźliwie zimno, że Liam
musiał włączyć ogrzewanie, mimo że na zewnątrz
było trzydzieści stopni na plusie.
-
Maggie nie wiem co powiedzieć. Ten list jest naprawdę wzruszający
i wiem, że Louis pisał go z głębi serca. Szkoda tylko, że ci
tego nie powiedział prosto w oczy. - powiedział Liam składając
list i pakując go do koperty.
-
Ale zaraz coś tutaj jeszcze jest. - mruknął, gdy jakiś skrawek
papieru upadł na jego uda.
-
Co? - zapytałam zainteresowana jego słowami.
-
Patrz. - wręczył mi mały, biały papierek na którym był napisany
jakiś adres.
-
Co to jest? - dopytywał Liam, a ja popatrzyłam na niego i
uśmiechnęłam się, a także odetchnęłam ulgą.
-
Coś, co nam pomoże. - odpowiedziałam kiwając głową i szybko
zapinając pasy.
-
Zapalaj auto, jedziemy do mnie, a potem na policję. -
zakomunikowała, a Liam lekko zaskoczony, ale zaciekawiony wykonał
moje polecenie, a następnie pokonywaliśmy popołudniowe korki w
Londynie.
***
Wpadliśmy
do mojego domu jak tornado. Mama z tatą siedzący na kanapie w
salonie przypatrywali się nam z zaciekawieniem, a jednocześnie byli
lekko zszokowani co my takiego robimy.
-
Tato, pamiętasz takie nagranie które przypadkowo znalazłeś u nas
w domu? - zapytałam przestępując z nogi na nogę. Wiedziałam, że
tutaj liczyła się każda sekunda.
-
Jasne. Schowałem je głęboko, aby nikt go nie znalazł. -
odpowiedział marszcząc brwi.
-
Możesz mi je dać, teraz? - poprosiłam, choć wiedziałam że
ojciec tak łatwo się nie zgodzi, aby mi je oddać.
-
A mogę zapytać po co ci ono?
-
Potrzebne, aby zdemaskować pewną grupkę osób, którzy… - nie
wiem co się ze mną stało, ale nie mogło mi to przejść przez
gardło.
-
Którzy handlują narkotykami i robią krzywdę innym ludziom. -
dokończył za mnie Liam. Podziękowałam mu chwytając go za dłoń
i lekko ściskając.
-
Co? Jak to? Maggie skąd
ty znasz
takich ludzi? - zapytała mama przerażonym
i spanikowanym
głosem.
-
Nieważne mamo i nie miałam nic z nimi wspólnego, po prostu chcę
pomóc koledze i tyle. - wyjaśniłam pokrótce przestępując z nogi
na nogę czekając, aż tata w końcu wstanie z kanapy i da mi to
nagranie.
-
Pomóc? Na pewno? Żeby potem nie było, że masz jakieś problemy.
-
Pani Malik, proszę nam zaufać, wiemy co robimy. - zapewnił ją
Liam, a mama tylko kiwnęła głową.
Zawsze
wiedziałam, że moja rodzicielka i Liam potrafią się dogadać, ale
nie sadziłam że mama będzie potrafiła bardziej zaufać jemu, niż
własnemu dziecku. Ale w tamtym momencie to nie było ważne.
-
Dobra, chodźcie. - nakazał tata kierując się w stronę swojego
gabinetu. Wyjął spod biurka dziwny klucz, a potem odsunął nieco
kanapę i dywan, pod którym znajdował się schowek. Taka mała
metalowa skrzynka, w której była kamera i kilka kopii, tego całego
nieszczęsnego nagrania.
-
Mam nadzieję, że wiecie co robicie. Tylko jak coś pójdzie nie
tak, żebyście potem nie płakali. - oznajmił tata wręczając mi
całą tą skrzynkę.
-
Mogę pana zapewnić, że wszystko będzie dobrze. - Liam podał memu
ojcu swoją dłoń, którą mój tata uścisnął. Wiedziałam, że
tata mu ufał i wiedział że przy Liamie nic mi się nie stanie i
wszystko będzie tak jak być powinno.
-
Trzymam cię za słowo. - odpowiedział mu mój tata, a ja schowałam
wszystko do torebki i ciągnąc Liama do drzwi, opuściliśmy dom.
Na
podjeździe spotkaliśmy Zayna. Bałam się powiedzieć mu co
zamierzamy zrobić, ale musiałam bo sprawa dotyczyła także i jego.
-
Zayn musisz z nami jechać. - oznajmiłam łapiąc brata za rękę i
ciągnąc w stronę auta Liama.
-
Co? Gdzie niby? - dopytywał idąc za mną posłusznie.
-
Na policję. - wyjaśniłam, a brat przystanął w miejscu.
-
Co ty gadasz? Po co na policję? - zirytował się, a jego brwi
złączyły się w jedną.
Popatrzyłam
na Liama chcąc, aby go przekonał. Błagałam go wzrokiem, aby
zrobił cokolwiek, ale pokręcił głową. Na szczęście za sekundę
przemówił.
-
Pokaż mu list.
-
Jaki kurwa list? Maggie ja jestem zmęczony, chcę iść do domu. Nie
śpię od szóstej, daj mi żyć. - mówił, ale ja miałam to
gdzieś, jedyne co liczyło się dla mnie w tamtym momencie to to,
aby brat w końcu mi uwierzył i zgodził się z nami pojechać na
posterunek policji.
-
Masz – wręczyłam mu
skrawek papieru. - wsiadaj i czytaj, a my jedziemy. - zakomunikowałam
wpychając
go do środka
auta na siłę. Wiedziałam, że
gdy
przeczyta ten
list i ostatnią prośbę
Louisa zrozumie, że to ważne
i musimy tak właśnie zrobić.
Piętnaście
minut później wchodziliśmy na posterunek policji. Oczywiście, jak
na standardowe procedury przystało zostaliśmy przeszukani czy
przypadkiem nie mamy jakichś broni, rzeczy łatwopalnych, albo co
gorsza i jak to stwierdził Liam – bomb.
Standardowa
procedura, wyjaśnił nam jeden z funkcjonariuszy.
-
Zapraszam tutaj. -
starszy policjant
wskazał nam biały
pokój z biurkiem i kilkoma szafkami pod ścianą. We trójkę
usiedliśmy na krzesłach, ja pomiędzy
chłopakami. Liam złapał mnie za dłoń pod stołem, chcąc dać
nieco więcej odwagi, ale też zapewnić że jest obok mnie i wspiera
mnie całym sobą. Zayn zauważył
to i odchrząknął
tylko znacząco,
a ja walnęłam
go w kolano, gdy śmiał
się ze mnie.
-
Więc co was do nas sprowadza? - zapytał policjant otwierając
jakieś akta i po chwili skupiając całą swoją uwagę na naszej
trójce.
-
Mamy to, jeśli pan to oglądnie to dowie się pan wszystkiego. -
wyjaśniłam podając mu skrzyneczkę taty i otwierając ją przed
nim.
Mężczyzna
był zaskoczony moją
przemową, zastanawiałam
się czy czegoś nie przekręciłam bo przecież mógł mnie źle
zrozumieć. Ale, gdy otworzył
wieczko i wyjął kamerę oraz płyty wiedziałam że jesteśmy na
dobrej drodze. Gdy włożył płytę do komputera, moje serce zaczęło
szybciej
bić z nerwów. Byłam przekonana, że dobrze nam pójdzie, że
policjant postanowi aresztować przestępców. Oglądał po kilka
razy to nagranie, wciąż od początku i od początku. Ale gdy
przemówił zrozumiałam, że jesteśmy tutaj we właściwym miejscu
i we właściwym
czasie.
-
Znacie ich? - zapytał wskazując na ekran.
-
Ja ich znam. - odpowiedział Zayn automatycznie, nawet nie dając mi
dojść do słowa.
-
Na pewno? - dopytywał policjant, a Zayn pokiwał głową
potwierdzając swoje wcześniejsze słowa.
-
Jestem na tym nagraniu. - dodał po chwili, a policjant wrócił znów
całe nagranie od początku i zaprosił Zayna obok siebie, aby ten
wskazał mu siebie.
Brat
pokazał swoją postać, a policjant zadzwonił po kogoś innego.
Wtedy zabrali Zayna do innego pomieszczenia, jak się później
dowiedzieliśmy na przesłuchanie.
-
Dobrze, więc poproszę was abyście wyszli i poczekali na zewnątrz.
- oznajmił policjant wstając zza biurka i pokazując nam drzwi.
Popatrzyłam na Liama, a on na mnie. Byłam zaskoczona, nie
przesłuchają nas? Dlaczego?
-
Ale mamy coś jeszcze. - odezwał się Liam patrząc na mnie.
-
Co? - zapytałam marszcząc brwi nie wiedząc co chłopak ma na
myśli. Domyślałam się tylko, że to coś ważnego.
-
Adres na kartce? - Liam wydawał się być bardziej przejęty tym
całym zajściem niż ja sama.
-
Ach tak! Zapomniałam! - klepnęłam się w czoło i wyjęłam z
kieszeni spodni małą karteczkę z adresem.
-
To jest ich siedziba. - oznajmiłam wręczając policjantowi skrawek
papieru.
-
Jesteś pewna? -
zapytał mnie
zabierając
kartkę z moich rak.
-
Tak.
-
Skąd to wiesz?
-
Od pewnej osoby.
-
Jak się nazywa?
-
On nie żyje, ale zostawił mi list, w którym zapewnił są to ci
ludzie. - wyjaśniłam patrząc wprost w oczy tego wysokiego
policjanta.
-
Mogę zobaczyć ten list? - zapytał po chwili. Wiedziałam, że o to
zapyta. Nie chciałam mu go pokazywać, bo za dużo było w nim
osobistych przeżyć i moich i Louisa, ale wiedziałam że skoro ma
to pomóc w schwytaniu pewnych złych osób podałam mu go. Zrobił
tylko kopię, po czym oryginał mi oddał. Przynajmniej tyle,
pomyślałam.
Zayna
przesłuchiwali w osobnym pomieszczeniu mnie i Liama także.
Postanowili jednak to zrobić, ponieważ jak stwierdzili oboje
mogliśmy coś wiedzieć na ten temat.
Powiedziałam
im wszystko to co wiedziałam, a że nie było tego dużo to nie
trwało to zbyt długo. Liam też nie za dużo wiedział, więc z nim
także poszło szybko. Tylko Zayna przepytywali ze trzy godziny, a
gdy w końcu wyszedł z budynku policji odetchnął z ulgą.
Siedzieliśmy akurat z Liamem na trawniku przed komisariatem, z
pustymi już kubkami po kawie czekaliśmy na brata.
-
I jak? - od razu, gdy tylko go zauważyłam wstałam i pobiegłam do
niego.
-
Wszystko dobrze, na szczęście nie oskarżyli mnie o nic.
Powiedziałem im, że to oni mnie zmuszali i szantażowali, więc mi
się upiekło a oni będą mieć przekichane. Na szantaż jest
paragraf, więc dostaną pewnie jakąś karę, albo odsiedzą swoje w
więzieniu. - Zayn uśmiechnął się, a ja przytuliłam się do
niego tak mocno jak tylko potrafiłam. Cieszyłam się, że ta sprawa
została już wyjaśniona, a mojemu bratu nic nie grozi.
-
Myślę, że trzeba to uczcić. - oznajmił Liam, a my
przytaknęliśmy. Zayn zadzwonił po Ruby, a ja po Chloe i Kate. Taki
początek wakacji bardzo mi się podobał, a także wiedziałam że
nic złego nam już nie grozi ani ze strony Louisa, ani innych osób
z jego paczki. Byliśmy bezpieczni i spokojni o naszą przyszłość.
I tak powinno być już zawsze.
______________________
Cześć!
Był
to ostatni rozdział tego opowiadania. Został mi jeszcze do
napisania epilog i będę kończyć swoje trzecie opowiadanie. Nie
mogę w to uwierzyć, to jest tak jakbym przeżyła trzy historie w
ciągu dwóch lat. Nie umiem opisać tego co aktualnie czuję, bo
jestem w lekkim szoku i nie mogę. pozbierać myśli.
Napiszę
więcej za kilka dni pod epilogiem. Na razie tylko wspomnę tyle, że
to nie koniec mojej przygody z pisaniem. Mam jeszcze jedno
opowiadanie, które porzuciłam kilka miesięcy temu. Pamiętacie
Inną? Na pewno tak! Za niedługo poznacie od nowa tę historię,
trochę zmienioną, ale nie za dużo.
Jeszcze na koniec krótkie pytanie. Co powiecie na twitcam ze mną dziś wieczorem, albo jutro? Proszę dajcie mi znać, bo bardzo chciałabym go zorganizować, a skoro mam czas i ochotę to dlaczego nie? Możecie pisać tutaj, albo na asku <klik> gdzie Wam będzie wygodniej. A ja dam znać w nowym wpisie co i jak ustaliłam.
Buziaki!
piątek, 26 czerwca 2015
Rozdział 24
BARDZO
WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM.
PRZECZYTAJ.
Tydzień
później
Siedząc
na kanapie w salonie naszła mnie pewna myśl, dotycząca mojego
życia.
Po
pierwsze, pozbyłam się natrętnego i wrednego chłopaka, który
tylko uprzykrzał mi życie. Louis może i nie był złym
człowiekiem, to po prostu inni ludzie tak na niego wpływali, a on
starał się być identyczny.
Tak
to już na tym popapranym świecie bywa, że jeśli chcesz mieć
znajomych musisz się do nich upodobnić, inaczej nic z tego.
Tak
samo było między mną, a Liamem. Tylko u nas dojrzewało to z
wiekiem, bo w końcu znaliśmy się od piaskownicy. Ja byłam
bardziej szalona, a on taki ułożony i ze swoimi zasadami, których
przestrzegał każdego dnia.
Czasami
zastanawiałam się czy jemu to się za bardzo nie nudzi, ale gdy go
bliżej poznałam, zrozumiałam że on już tak ma.
Na
przykład niektórzy lubią czekoladę z orzechami, inni mleczną.
Niektórzy lubią kolor czarny, inni niebieski. Tacy już są ludzie,
pewnych rzeczy można się nauczyć, inne przychodzą do nas z
czasem.
Na
przykład tak jak to, że Liam to jedna z najważniejszych osób w
moim życiu. Zawsze był dla mnie dobry i pomocny, a ja tego nie
widziałam. Byłam zapatrzona w tego kretyna Louisa, do tego stopnia
że wierzyłam mu w każde słowo, które do mnie mówił. Nie wiem
co ja w ogóle w nim widziałam, z resztą było minęło.
-
Maggie, a ty w domu siedzisz? - zapytał Zayn wchodząc do salonu z
kubkiem herbaty i książką pod pachą.
-
Jakoś tak wyszło. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić. -
odpowiedziałam wzruszając ramionami i podążając wzrokiem za
chłopakiem. Usiadł na fotelu obok kanapy, po czym położył
książkę oraz kubek na stoliku obok i spojrzał na mnie.
-
Idź się spotkaj z dziewczynami. - zaproponował chwytając książkę
w dłoń, gdy już wygodnie usiadł w fotelu.
-
Obie pojechały z chłopakami gdzieś i nie ma ich przez kilka
najbliższych dni w Londynie. - wyjaśniłam ze smutkiem.
-
To idź pobiegaj.
-
Widzę, że chcesz mi na siłę znaleźć jakieś zajęcie. Nie mam
ochoty nigdzie iść, chcę zostać w domu i się ponudzić. -
powiedziałam przykrywając się kocem i pogłaśniając telewizor.
Byłam tego zdania, że jeśli nie masz na coś ochoty to po prostu
tego nie rób, a nie zmuszaj się do robienia tego, bo to nie ma
najmniejszego sensu.
-
Nie po prostu się o ciebie martwię głupku. Zawsze gdzieś
chodziłaś, bawiłaś się a teraz siedzisz na tyłku w domu, do
tego smutna. Dlaczego? To przez niego? - dopytywał z przesadną
troską w głosie.
-
Co? Nie, to nie przez niego - zaprotestowałam. - Martwię się
trochę o Liama. Chciałabym pójść do niego i pogadać, ale boję
się że mnie wyrzuci.
Proszę
bardzo wypowiedziałam swoje obawy na głos.
-
Liam? Przecież to najbardziej ugodowy chłopak jakiego znam. - Zayn
zmarszczył brwi nie rozumiejąc mnie w tamtym momencie. Wiedziałam,
że to głupio zabrzmiało.
-
Zayn, ale on powiedział że mnie kocha. - to chyba nie był
najlepszy moment na wyznawanie takich rzeczy, gdy brat coś pił,
ponieważ opluł się, a resztka herbaty spłynęła po jego brodzie
wprost na koszulkę.
-
Że jak?! - nie mógł chyba w to uwierzyć, ponieważ naprawdę
wyglądał na zaskoczonego.
Wzruszyłam
tylko ramionami, co innego mogłam zrobić?
-
Maggie, przecież to świetnie. Ty też go kochasz, to w czym
problem? - zapytał wycierając kątem koszulki swoją brodę.
-
Skąd wiesz, że go kocham? - na moje policzki wypłynął rumieniec,
dzięki czemu czułam że płonę.
-
Moja kochana Maggie, pozwól że coś ci wyjaśnię - zaczął Zayn.
- Miłość, fuj co ja gadam, prawdziwą miłość pomiędzy dwojgiem
ludzi widać nawet z kilometra. I pomiędzy wami to istnieje, jestem
pewien że jakbyś z nim porozmawiała, to spokojnie doszlibyście do
jakiegoś porozumienia i kto wie może moglibyście razem spróbować?
- wzruszając ramionami uśmiechnął się do mnie szeroko.
Wiedziałam, że Zayn miał rację ale jakoś nie mogłam sobie
wyobrazić tego, że rozmawiam z Liamem sam na sam i wyznaję mu
swoje uczucia. Jakoś trudno było mi to sobie uzmysłowić, że tak
mogłabym zrobić.
-
Ale on już kogoś ma. - powiedziałam cicho pod nosem.
-
Co? Jak to?
-
Widziałam go kiedyś z taką młodą blondynką, szli objęci przez
podjazd do domu. - wyjaśniłam pokrótce. Nie widziałam sensu, aby
opowiadać Zaynowi o tym co robiłam przed tym, gdy zobaczyłam
Liama, czyli o mojej wycieczce z Louisem do jego dziadków.
-
Z blondynką? - widziałam jak Zayn się zamyślił. - Z Ashley? -
zapytał mnie, a ja wzruszyłam tylko ramionami. Przecież nie miałam
pojęcia jak ona ma na imię, bo niby skąd?
-
Nie znam jej imienia Zayn.
-
To na pewno była Ash, bo kiedyś widziałem ją jak wysiadała z
auta Liama. - powiedział kiwając głową. Był taki pewny siebie,
że już na samym początku uwierzyłam iż mówił prawdę.
-
Dobra no i co z tego? Nie mogę iść teraz ot tak do niego i wyjawić
mu moich uczuć. To nie wchodzi w grę, gdy on z kimś jest.
-
Maggie, Ashley to jego kuzynka. - zaśmiał się brat, a ja
otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mogłam w ogóle uwierzyć
w to, co on do mnie mówił. Czyżby Liam nie miał nikogo? Czyżby
był samotny, tak jak ja?
-
Jak to kuzynka? Nie wiedziałam, że Liam ma kuzynki. - zwróciłam
się do brata. Liam nigdy mi nie opowiadał, że utrzymuje kontakt ze
swoim kuzynostwem. Mówił, że jego rodzice nie za bardzo się lubią
z ich rodziną, dlatego nie mają kontaktu. W sumie nie dziwię, bo
jeżeli pani Payne jest dla wszystkim taka sama jak dla mnie, to ja
naprawdę nie mam pytań.
-
Ciekawe dlaczego nagle tak sobie przypomniał o ich istnieniu. -
zapytałam samą siebie.
-
Może chciał w kimś wzbudzić zazdrość? I wiedział, że ta osoba
nie zna nikogo z jego rodziny, więc idealny pomysł. - zauważył
Zayn puszczając mi oczko.
Wiedziałam,
że to mnie ma na myśli. Ale żeby Liam musiał się do takich
kroków posuwać, aby sprawić żebym go zauważyła na nowo to
naprawdę się postarał.
-
Muszę z nim pogadać. - powiedziałam wyswobadzając się z koca.
Wstając z kanapy prawie, że złamałam sobie nogę, ale o nie było
ważne w tamtym momencie. Najważniejsze było to, aby znaleźć
Liama i po prostu z nim pogadać, jak człowiek z człowiekiem.
-
I to mi się podoba Mag. - zakomunikował Zayn puszczając mi oczko.
Walnęłam go tylko w ramię i zwiałam do pokoju, aby się ogarnąć.
Nie mogłam przecież pokazać się Liamowi w takim stanie: z
potarganymi włosami, w za dużym i dodatkowo poplamionym T-shircie i
krótkich spodniach. Zayn krzyknął coś za mną, gdy biegłam na
górę do pokoju, ale nie usłyszałam już co.
Szybko
się przebrałam w dżinsy i jakąś białą koszulkę, po czym
zbiegałam schodami w dół. Moim celem było znalezienie Liama i
powiedzenie mu całej prawdy, a także poproszenie o jeszcze jedną
szansę. Wiedziałam i zdawałam sobie sprawę, że mogę jej nie
dostać ale zawsze była jeszcze nadzieja, że może chłopak mi
przebaczy, a o wszystkim zapomni.
-
Trzymam kciuki! - krzyk Zayna dobiegający z salonu doleciał do
moich uszu, gdy tylko przekroczyłam próg drzwi.
Byłam
dobrej myśli, ale także chciałam, aby wszystko się ułożyło.
Chciałam znów mieć swojego przyjaciela blisko siebie i wiedzieć,
że zawsze mogę na niego liczyć. Chciałabym, aby to wszystko się
udało.
Przebiegłam
przez trawnik między naszymi podjazdami i pewnym krokiem oraz z
uniesioną głową szłam pod drzwi domu Liama. Jego samochód stał
w garażu, więc wiedziałam że jest w domu. Tylko teraz nasuwa się
pytanie: czy będzie chciał ze mną rozmawiać?
Zadzwoniłam
dwa razy dzwonkiem do drzwi i wykręcając sobie palce w różne
strony czekałam na jakiś znak. Przez szkło w drzwiach dostrzegłam
zbliżającą się postać. Przełknęłam głośno ślinę
domyślając się, że mogłaby to być jego mama, ale gdy tylko
drzwi się uchyliły a ja zobaczyłam jego kuzynkę, odetchnęłam z
ulgą.
-
Cześć. - przywitała się ze mną szczerząc swoje zęby w
uśmiechu.
-
Cześć. Jest Liam? - zapytałam stając nieco na palcach, aby móc
dojrzeć wnętrze domu.
-
Liama nie ma, ale powinien być lada chwila. Poszedł pobiegać,
wiesz jak to lubi. - blondynka przewróciła oczami, a ja zaśmiałam
się cicho. Oczywiście, że wiedziałam. To jedna rzecz, którą
oboje tak bardzo kochamy.
-
Wejdziesz? Poczekasz z nami na niego. - zaproponowała.
-
Z wami? - dopytywałam. Czy ktoś u nich w domu jeszcze był? Może
jakaś inna kuzynka? Albo co gorsza… jego mama.
-
Z Lily. - wyjaśniła, a mi nic nie mówiło to imię, ale musiałam
zaryzykować więc weszłam za dziewczyną do środka.
-
Och zapomniałam się przedstawić. Jestem Ashley, kuzynka Liama. -
przedstawiła mi się podając swoją chudą dłoń.
-
Ty to pewnie Maggie. Liam naprawdę dużo o tobie opowiadał w
samych superlatywach rzecz jasna. - zaśmiała się, a ja pokiwałam
jej głową.
-
Przedstawiam ci Lily. - zwróciła się do mnie Ashley, a młoda
brunetka z pofarbowanymi na niebiesko końcówkami swoich długich
włosów wstała z kanapy. Zdjęła z nosa okulary, po czym podeszła
do mnie wyciągając swoją dłoń w moją stronę.
-
Cześć miło mi cię w końcu poznać. - zwróciła się do mnie i
przyciągnęła mnie do siebie ściskając mocno.
-
Was także miło poznać, ale jeśli przeszkadzam to mogę sobie
pójść i przyjść kiedy indziej. - powiedziałam wskazując
niepewnie palcem na kanapę, na której leżał koc i miska z
popcornem.
-
Nie, no coś ty nie przeszkadzasz. Siadaj, opowiadaj co u ciebie. -
Ashley popchnęła mnie lekko na kanapę za sobą, po czym sama
zajęła miejsce obok Lily, która objęła ją ramieniem i
przyciągnęła bliżej siebie. Coś mi tutaj nie grało.
-
Wszystko dobrze, na szczęście.
Nie
miałam pojęcia co mam im odpowiedzieć. Nie czułam się
komfortowo, gdy obie tak siedziały naprzeciwko mnie, tuląc się do
siebie. Czy one były razem?
-
O której wróci Liam? - zapytałam po chwili ciszy chcąc przerwać
moje co rusz nowe napływające myśli do głowy, których panicznie
się bałam.
-
Zazwyczaj biega dwie godziny, czyli za niedługo powinien być w
domu. - oznajmiła mi Ashley patrząc na zegarek na nadgarstku.
Kiwnęłam głową rozumiejąc, po czym wyciągnęłam telefon z
kieszeni bluzy.
I
jak tam?
Głosił
sms od Zayn, odpisałam że na razie czekam na Liama i nic się
jeszcze nie wyjaśniło, pomijając to że Ashley ma dziewczynę.
Następny
sms od Zayna mnie zaszokował.
Nie
wiedziałaś o tym? Przecież to widać na kilometr, że kręcą ją
laski.
Nosz
kurde, skąd mogłam wiedzieć? Dziewczynę widziałam pierwszy i
prawdopodobnie jedyny raz na oczy, a ten głupek się ze mnie jeszcze
śmieje.
-
Coś poważnego? - zapytała Lily, wyrywając mnie z zamyślenia.
Uniosłam głowę w górę, a ona siedziała obok mnie, za blisko
mnie. Odchrząknęłam zdenerwowana jej bliskością, po czym
odpowiedziałam.
-
Nie, tylko brat o coś pytał. - posłałam jej uśmiech chcąc
zatuszować moje zdenerwowanie.
-
Wyglądało to naprawdę na poważne, gdy czytałaś wiadomość.
-
Nie, no coś ty. - wstałam z kanapy chowając telefon do kieszeni,
zapytałam. - Mogę skorzystać z toalety?
-
Jasne, śmiało. - odpowiedziała kiwając głową. Zauważyłam, że
Ashley gdzieś zniknęła. A to dziwne, przecież jeszcze przed
chwilą tutaj była.
Weszłam
do łazienki, po czym zamykając za sobą drzwi oparłam się o nie
plecami. Westchnęłam głęboko i powoli wypuściłam powietrze
przez usta. Wiedziałam, że przyjście do tego domu może być
bardziej niż ekscytujące, ale nie sądziłam że aż tak.
Chciałabym rzec, że dobrze się tam czułam, ale wiedziałam że to
nie prawda. Jeszcze brakowało do tego wszystkiego, czyli dwóch
lesbijek, pani Payne, która nie cierpiała mnie odkąd tylko
pamiętała. Zawsze sądziłam, że coś do mnie miała, tylko sama
nie miałam pojęcia co to takiego było. Pretensje? Ale o co? Nigdy
się z nią za dobrze nie dogadywałam. Pamiętałam jak byłam z
Adamem. Wtedy ta kobieta dostawała szału, ponieważ miałam
chłopaka. Ponieważ ktoś mnie kochał (przynajmniej ja tak wtedy
myślałam), szanował i dbał o mnie. A z tego co wiem, z opowiadań
mojej mamy, to każdy facet z którym ona była ją oszukiwał.
Tylko nie wiedziałam, dlaczego to akurat na mnie się tak bardzo
wyżywała i pokazywała mi to na każdym kroku. Jeszcze kilka lat
wcześniej się tym przejmowała, byłam młoda i głupia i robiło
mi się przykro, że ona tak się zachowuje wobec mnie. A dziś? Mam
ją i jej pretensje czy obrazy gdzieś. Po prostu ta kobieta mogłaby
dla mnie nie istnieć.
Gdy
myłam ręce, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wiedziałam, że
to Liam wrócił, bo gdy uchyliłam drzwi od łazienki usłyszałam
jego głos. Momentalnie na moich ustach rozkwitł wielki uśmiech, po
czym szybko wyszłam. Głosy doprowadziły mnie do kuchni. Zauważyłam
Ashley i Lily siedzące przy dużej wysepce kuchennej obok siebie i
uśmiechające się do mnie. Liam stał przed lodówką pochylony,
chyba szukał czegoś zimnego do picia. Zapewne nawet nie wiedział,
że ja jestem u niego w domu, z czego bardzo się cieszyłam, bo wiem
że jakby się dowiedział to wyszedłby i wrócił dopiero gdy mnie
by tu nie było.
-
Ash, gdzie jest ml… - wychylając głowę w naszą stronę, nie
dokończył zdania, bo zauważył mnie stojącą nieopodal niego.
Jego twarz była mokra od potu, a koszulka całkiem przemoczona.
Krótkie spodnie zwisały z jego bioder w tak apetyczny dla oczu
widok, że miałam ochotę je z niego ściągnąć. Słuchawki od
telefonu wisiały na jego klatce piersiowej, a gdy nasze oczy się
spotkały, widziałam w nich połączenie zaskoczenia z zadowoleniem.
-
Cześć. - przywitałam się z nim lekko uśmiechając.
-
Hej. - odpowiedział patrząc w stronę dwóch dziewczyn, których
już nie było w kuchni. Zrobiły to specjalnie, wiedziałam o tym.
-
Możemy pogadać? - poprosiłam, a Liam nie zaprzeczył. Kiwnął
tylko głową i wskazując dłonią drzwi od ogrodu przepuścił mnie
w nich, a następnie usiedliśmy na huśtawce w rogu dużego ogrodu.
-
Przepraszam. - oboje wypowiedzieliśmy to wiele znaczące słowo w
tym samym momencie.
-
Ty pierwszy. - powiedziałam.
-
Nie, ty pierwsza. - zakomunikował.
-
No dobrze – wzięłam głęboki oddech, a następnie zaczęłam
mówić. - Przepraszam Liam za wszystko, za to że cię oszukałam i
nie słuchałam, gdy chciałeś dla mnie dobrze. Byłam totalną
kretynką nie widząc tego, że Louis to zły człowiek.
Przestrzegałeś mnie przed nim, a ja nie słuchałam. Byłam tak w
niego zapatrzona, że zrobiłabym wszystko dla niego dosłownie
wszystko. Proszę cię wybacz mi i zapomnijmy o tym całym popapranym
okresie.
łzy
pojawiły się w moich oczach, gdy mówiłam te słowa. Płynęły
one z głębi mojego serca, choć tak naprawdę z jeszcze głębszej
jego części. Chciałam, aby Liam wiedział iż naprawdę mi przykro
z tego powodu i po prostu zapomniał o tym wszystkim i abyśmy mogli
być nadal przyjaciółmi.
-
Maggie posłuchaj mnie - zaczął łapiąc moje dłonie w swoje i
splatając nasze place ze sobą. Taki drobny gest, a tyle dla mnie
znaczył.
-
Zawsze miałaś tendencje do pakowania się w kłopoty, to Adam,
potem Louis. Nie mogłem tak na to patrzeć, ale i tak wiedziałem że
do niczego cię nie przekonam, bo jesteś uparta jak osioł. Dlatego
usunąłem się na jakiś czas, bo chciałem abyś zrozumiała jakie
ciągle popełniasz błędy i jakie one mają później skutki. I jak
widzę cię dziś taką, to stwierdzam śmiało, że chyba
zrozumiałaś co robiłaś źle, a także nauczyłaś się że takich
głupich błędów już nigdy więcej nie popełnisz. - jego uśmiech
spowodował, że moje serce zabiło jeszcze szybciej. By tak
zniewalająco piękny. Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważałam?
-
Zrozumiałam swoje błędy Liam i teraz wiem, że to tylko
prawdziwych przyjaciół powinnam się trzymać i im ufać. A Louis
to była jedna wielka pomyłka, sama nie wiem dlaczego mu uległam.
Urok osobisty? Wdzięk? Głupia byłam spotykając się z nim, ale
już to zrozumiałam i już nigdy więcej nie zwiąże się z takim
kretynem. - podsumowałam.
Moje
dłonie nadal były złączone z ciepłymi dłońmi Liama. Cieszyłam
się, bo to dodawało mi otuchy i jednocześnie uspokajało.
-
Omamił cię i spowodował, że widziałaś tylko jego i nikogo poza
nim. Byłaś w pułapce, byłaś jego ofiarą. - powiedział, a
między nami zapadła cisza. Nie miałam pojęcia co powiedzieć.
Spojrzałam tylko w niebo, jasne chmury formowały na niebie piękne
kształty, a ja nie mogłam się na nie napatrzeć.
-
Chciałem wielokrotnie do ciebie przyjść i porozmawiać, ale za
każdym razem brakowało mi odwagi. Miałem ci tyle do powiedzenia,
tak dużo chciałem wyjaśnić. Miałem wszystko ułożone w głowie,
każde zdanie było przemyślane. Ale gdy tylko przed moimi oczami
ukazywała się twoja twarz, to wiedziałem że nie potrafię, a
stres mnie zjadał. Byłem jak mały chłopczyk, który wstydził się
obcych. Wiedziałem, że prędzej czy później musimy pogadać.
Dlatego dziś specjalnie poszedłem pobiegać, aby to wszystko
przemyśleć i potem miałem do ciebie wstąpić. Ale to ty wykonałaś
pierwszy ruch, to ty przyszłaś do mnie, za co jestem ci ogromnie
wdzięczny, bo wiem że nie zdecydowałbym się na pierwszy tak
poważny ruch i nie powiedział ci czegoś ważnego.
Jego
słowa uderzyły w moje serce tak mocno, że na pewien moment
zapomniałam jak się oddycha. Wiedziałam, że Liam nie jest typem
człowieka, który się obraża o byle co i zarazem nie odzywa się
do ciebie przez kilka tygodni. Wiedziałam, że prędzej czy później
będziemy musieli pogadać, ale nie sądziłam że będę na tyle
odważna abym to ja wykonała pierwszy ruch. Po prostu zawsze
twierdziłam, że to od nich zależy, że to faceci powinni go
wykonać.
-
Czego ważnego Liam? - dopytywałam patrząc mu prosto w oczy.
-
Tego, że cię…
-
Że mnie co? - zapytałam. Liam wstał gwałtownie z huśtawki, która
rozbujała się w szybkim tempie. Zrobił kilka kroków i stanął na
środku ogrodu łapiąc się za włosy na głowie. Światło bijące
od słońca idealnie oświetlało jego sylwetkę. Jego bicepsy,
szerokie ramiona i plecy. To wszystko było takie niewyobrażalnie
niesamowite, że zastanawiałam się czy ja przypadkiem nie śnię.
Podeszłam
do niego niepewnie. Stanęłam przed nim i przez chwilę patrzyliśmy
sobie w oczy. Zauważyłam, że oczy Liama są mokre od łez. Chłopak
płakał, tylko nie wiedziałam czy przez mnie, czy przez siebie.
-
Nie płacz. - powiedziałam kładąc dłoń na jego policzku. Otarłam
kciukiem spływającą samotnie łzę, po czym dotknęłam jego
miękkich warg. Spojrzał na mnie smutnymi oczami, a ja szepnęłam:
-
Kocham cię.
Po
czym złączyłam nasze usta razem. Nie opierał się, poddał się
temu pocałunkowi, a ja nie mogłam uwierzyć, że właśnie całuję
się z własnym przyjacielem do którego coś czułam. To było
niesamowite. Liam przyciągnął mnie bliżej siebie, trzymał mnie
opiekuńczo w swoich ramionach, czułam się przy nim bezpieczna i
nie ze względu na to, że tak blisko siebie mnie trzymał. Po prostu
czułam się przy nim dobrze, nawet bardzo dobrze i wiedziałam że
nic złego przy nim nie może mi się stać.
-
Ja też cię kocham Maggie. - szepnął, gdy oderwaliśmy się od
siebie, ale nadal nasze usta były blisko siebie. Popatrzyłam w jego
oczy, które obserwowały mnie cały czas. Wiedziałam, że to
prawda. Ze to krótkie, a zarazem dużo znaczące wyznanie jest
prawdą, a ja jestem w końcu przez kogoś wspaniałego kochana i
wiedziałam, że to nie zakończy się tak jak moje dwa poprzednie
związki, czyli katastrofą i chęcią zrobieni sobie czegoś złego.
Liam był inny, on od zawsze się o mnie troszczył i sprawiał, że
byłam dla niego najważniejsza, a zarazem traktował mnie jak
księżniczkę. Nie zauważałam tego do tej pory, dopóki nie wyznał
mi co do mnie czuje kilka tygodni wcześniej. Teraz wszystko układało
się w jedną całość, a ja byłam szczęśliwa wiedząc że w
końcu znalazłam kogoś dla kogo jestem najważniejsza.
-
Nie mogę w to uwierzyć Liam. Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. Czy
to nie jest szaleństwo? - zapytałam śmiejąc się głośno.
-
Nie, to miłość czyni z nas szaleńców Mag. Kocham cię, zawsze
cię kochałem, nawet gdy byliśmy małymi gówniarzami. Odkąd
pamiętam zawsze chciałem, abyś to ty była moją dziewczyną i
abyś to ty sprawiała że będę szczęśliwy. A teraz mam to
wszystko w jednej osobie, to ty sprawiasz że się uśmiecham to ty
sprawiasz, że mam ochotę żyć, to ty sprawiasz że jestem dobry
dla innych. To ty i tylko ty Mag. Kocham cię, kocham cię, kocham
cie! - krzyczał ze szczęścia, a ja znów go pocałowałam. Jego
usta były takie miękkie. Innym uczuciem było całować kogoś kto
jest dla ciebie ważny, a całkiem inaczej całować kogoś z kim
musiałaś być. Inaczej nie da się tego nazwać. Musiałam być z
Louisem i Adamem, bo oni tego chcieli, ja nie miałam tutaj nic do
powiedzenia, ani też nawet nie mogłam zaprotestować. I niestety,
każdy z nas wie jak to się zakończyło, prawda? Oszustwem,
kłamstwem i złym samopoczuciem. A z Liamem jest i będzie inaczej,
ja to wiem, on to wie i wszyscy to wiedzą. To on jest moim
przeznaczeniem, to on jest moim małym światełkiem na niebie i to
on mnie naprawdę kocha. To on był zawsze przy mnie, gdy miałam
kłopoty. To on mnie ratował, to on mi pomagał, a ja tego nie
widziałam, nie zauważałam jak bardzo się dla mnie poświęcał i
jaki dobry dla mnie był.
Teraz
to widzę, wiem że z nim mi będzie dobrze, że Liam się mną
zaopiekuje i sprawi, że wszystko będzie wyglądać inaczej, a ja w
końcu będę mogła rzecz: jestem szczęśliwa.
-
Przestań głupku, cały świat nie musi o tym wiedzieć. - zaczęłam
się śmiać z jego wybryków. Pochylił się nade mną i cmoknął
mnie w usta. I wtedy nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki i brawa
dochodzące z góry. Oboje szybko podnieśliśmy głowy do góry i
wtedy dostrzegliśmy Ashley i Lily stojące na balkonie i wiwatujące.
Schowałam twarz w miejscu między szyją, a barkiem Liama zapewne
czerwona ze wstydu. Miałam tylko nadzieję, że nie widziały i nie
słyszały wszystkiego co tutaj się przed chwilą wydarzyło.
-
W końcu Li! - krzyknęła Ashley.
Liam
zaśmiał się i chwytając mnie za rękę pociągnął w stronę
domu.
Zostałam
u niego na noc. Wspominaliśmy stare dobre czasy, jak to byliśmy
jeszcze dziećmi, jak próbowaliśmy zbudować zamek na plaży, gdy
byliśmy razem na wakacjach, jak nasi ojcowie zbudowali nam domek na
drzewie, i który do tej pory tam jest, tylko my jesteśmy za duzi
aby tam wejść. Wspominaliśmy jeszcze nasze pierwsze sekretne
pocałunki, kłótnie i rozmowy do rana. Mogę śmiało rzec, że
miałam najlepsze dzieciństwo i nie zmieniłabym go na nic innego.
Gdybym miała jeszcze raz je przeżyć, to nie zmieniłabym w nim
żadnego momentu.
-
Jestem szczęśliwy. - szepnął mi Liam do ucha, gdy prawie
zasypiałam. Trzymał mnie w swoich ramionach, tulił do siebie jakby
bał się że mu gdzieś ucieknę, albo co gorsza nagle zniknę. Ale
ja nie chciałam nigdzie znikać. Chciałam już zawsze być przy nim
i się nim opiekować oraz o niego dbać, tak jak on to zawsze robił
ze mną. Wiedziałam, że mogę się mu oddać w całości i
wiedziałam że on odda się mnie.
-
Kocham cię. - szepnęłam, po czym odleciałam w niespokojny sen,
śniąc na przemian o chłopaku z brązowymi i niebieskimi oczami.
Na
drugi dzień obudziłam się sama w dużym łóżku Liama. Już od
dawna tak dobrze nie spałam i nie miałam żadnego koszmaru.
Rozciągnęłam się i rozglądnęłam po pokoju chłopaka. Nie był
duży, ale dla niego w sam raz. Biała szafa z dużym lustrem stała
naprzeciwko łóżka, na którym aktualnie leżałam. Po mojej prawej
stronie stało biurko, obok niego krzesło i sportowa torba. Po lewej
było duże, podwójne okno i jasne zasłony, przez które do pokoju
wpadała smuga jasnego światła. Ściany były białe.
Usiadłam
na łóżku i popatrzyłam w lustro. Nie wyglądałam, aż tak źle.
Miałam uśmiech na twarzy, spowodowany Liamem i wczorajszym
wspaniałym w skutkach dniem. Cieszyłam się, że w końcu oboje to
z siebie wyrzuciliśmy, ale także że to wszystko tak właśnie się
potoczyło. Liam to naprawdę dobry chłopak, a ja wiem że będzie
mi z nim dobrze i na pewno się nie rozczaruję, ani nie będę
żałować decyzji którą wczoraj podjęłam.
Zakładając
na siebie szarą bluzę chłopaka, która pachniała nim samym i jego
perfumami, zeszłam na dół.
W
kuchni siedzieli Liam, Ashley z Lily i…
-
Zayn? - zapytałam widząc swojego brata ubranego całego na czarno.
Coś mi podpowiadało, że coś musiało się stać. Zazwyczaj Zayn
witając się ze mną, albo sobie z czegoś zażartował, albo
uśmiechnął się do mnie. A wtedy nic, nawet minimalnego uśmiechu
mi nie posłał.
-
Co się stało? - zapytałam podchodząc do Liama. Chłopak objął
mnie od tyłu swoimi ramionami i mocno przycisnął do swojej klatki
piersiowej. Coś czułam, iż coś złego się stało, ale żadne z
tej czwórki nie chciało mi nic powiedzieć.
-
Pytam do cholery co się stało? - już podniosłam głos, nie mogłam
dłużej wytrzymać i w końcu wybuchłam.
-
Maggie, proszę cię uspokój się. Tylko spokojnie, nie denerwuj
się. - prosił Zayn, a ja miałam gdzieś jego prośby. Chciałam
jak najszybciej wiedzieć co się stało i dlaczego każde z nich ma
taką minę, jakby ktoś umarł.
-
Chodzi o Louisa. - zaczął mówić Zayn.
-
Louisa? A co on mnie obchodzi? - zapytałam zdenerwowana, że w ogóle
Zayn śmiał wymawiać przy mnie jego imię.
-
Chodzi o to, że on… że on… on…
-
On co? No wyduś to z siebie Zayn.
-
Nie żyje. - oświadczył, a ja czułam jak ziemia osuwa mi się spod
nóg. Dlaczego?
________________________________________________
Witajcie
kochani!
Przychodzę
z nowym rozdziałem, który jest znacznie szybciej niż kilka
ostatnich. Pragnę powiedzieć, że to był przedostatni (a może
przed przedostatni) rozdział tego opowiadania. Będzie jeszcze jeden
(albo dwa) i epilog. Wiem, że możecie być zaskoczeni tą
wiadomością, ale uwierzcie mi ja także.
Jeżeli
macie jakieś pytania, to zapraszam na aska, bądź twittera. Linki
znajdziecie w zakładce kontakt po prawej stronie.
Miłego
weekendu Wam życzę.
Buziaki!
Subskrybuj:
Posty (Atom)