czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 6

Zajęcia ciągnęły się i ciągnęły. Każda mijająca sekunda była coraz bardziej dłuższa od poprzedniej. Jedynie obserwacja Louisa dawała mi satysfakcję z tego, że jednak dziś rano zdecydowałam się przyjść na wykłady. Wyglądał idealnie. Włosy postawione do góry, dżinsy zwisające z jego kształtnych bioder w tak apetyczny dla oka sposób, że dziwiłam się jak to możliwe, a do tego jasnoniebieska koszulka w kratę. No po prostu bóstwo.
Siedział w rzędzie po naszej lewej stronie i o jeden rząd niżej. A ja, pilna studentka, zamiast notować to co mówił profesor wolałam patrzeć rozmarzonym wzrokiem na tego boga, jakim był Louis Tomlinson. Z podbródkiem wspartym na dłoni obserwowałam każdy jego ruch. To jak się uśmiechał do kolegów, to jak w skupieniu notował, to jak marszczył brwi gdy usłyszał jakieś dziwne słowo. I wtedy, gdy moje oczy chłonęły jego piękno, jego głowa nagle odwróciła się w moją stronę. Nasze oczy na moment się ze sobą spotkały patrząc głęboko, i po chwili on się uśmiechnął i puścił mi oczko, a ja zawstydzona i na pewno czerwona jak dojrzały pomidor, spuściłam głowę w dół. Tak to się kończy wgapianie się w kolegę, który nie jest tego świadomy.
Głupio mi było, gdy po skończonym wykładzie wychodziliśmy z sali. Powoli, w wąskiej kolejce ustawiliśmy się do wyjścia. Krok po kroku pokonywaliśmy zaledwie kilka metrów. Na szczęście, w końcu gdy udało mi się wydostać z sali, już miałam się odwrócić do Chloe, gdy dokładnie w tym samym momencie z mojej lewej strony ktoś złapał mnie za ramię i popchnął. Nie wiedziałam co się działo, ale gdy spojrzałam na osobnika stojącego obok mnie, poczułam w głębi serca dziwne ciepełko. Louis zaciągnął mnie w róg korytarza, gdzie stało kilka stolików z krzesłami. Przyszpilił mnie do ściany i rozglądając się wokół siebie, czy nikogo nie ma koło nas nachylił się i szepnął do mojego ucha.
- Nie mogę zapomnieć o naszym tańcu. - chciałam się mu wyrwać z uścisku, ale nasilił go więc nie miałam możliwości nawet go odepchnąć.
- Ślicznie dziś wyglądasz. - powiedział po chwili. Miałam na sobie jasnoniebieską bluzkę, czarny sweterek i zwykłe dżinsy. Popatrzyłam na niego wściekle nie wiedząc, o co mu może chodzić i dlaczego mnie aż tak torturuje.
- Możesz mnie puścić? - poprosiłam wskazując podbródkiem na swoje ramię, które ściśnięte było w jego dużej dłoni. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym miałam siniaka nabitego w sobotę.
- Puszczę, ale jak mi coś obiecasz. - zakomunikował jeszcze mocniej mnie ściskając, gdy drugą ręką próbowałam odepchnąć jego ciało od swojego.
- Louis, to boli. - załkałam, a moje oczy zaszły mgłą. Chłopak zorientował się, że robi mi krzywdę i w końcu puścił moje ramię. Wtedy pociągnęłam rękawek swetra w dół i naszym oczom ukazał się w pełnej krasie fioletowy siniak.
- Przepraszam, ja nie chciałem. - słyszałam w jego głosie ból wywołany tym obrazem.
- To nie ty, to mój brat. - zaczęłam, a oczy chłopaka podwoiły swoje rozmiary, a dłonie zacisnął w pięści. Pośpiesznie dodałam. - To znaczy... to nie to co myślisz, po prostu przewróciłam się z jego powodu. - wzruszyłam ramionami zakrywając bolące ramię wcześniej je trochę rozmasowując.
- Na pewno wszystko w porządku? Bo wiesz mogę pójść po kogoś, aby cię obejrzał. - panika w jego głosie była słyszalna dokładnie, natomiast jego oczy przybrały barwę oceanu. Były tak niebieskie, że to było aż niemożliwe.
- Nie, nie naprawdę wszystko gra. - uśmiechnęłam się do niego, chcąc dać mu znać że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie ma się czym przejmować.
- Naprawdę cię przepraszam, gdybym wiedział że masz takiego okropnego siniaka nigdy w życiu nie trzymałbym cię za to ramię tak mocno. - przepraszał, przepraszał i przepraszał bez końca.
- Uspokój się Louis, naprawdę wszystko okej. Trochę piecze, ale to wszystko – posłałam mu uśmiech, a za moment kąciki jego ust uniosły się w górę symbolizując, że już wszystko z nim w porządku.
Popatrzył mi w oczy chcąc wyczytać w nich jakieś emocje, ale ja nie dawałam niczego po sobie poznać. Powiedziałam mu że ramię mnie nie boli, ale piekło jak cholera. Nie chciałam się do tego przyznawać, bo gdy zauważyłam wcześniej ból w jego tęczówkach wiedziałam, że powiedzenie mu prawdy byłoby ciosem poniżej pasa.
- Więc co ode mnie chciałeś, bo wiesz nie bardzo mam czas. Śpieszę się. - powiedziałam zerkając na zegarek na nadgarstku. Liam powinien już czekać na mnie na dole.
- Chciałem zaprosić się na obiad. - powiedział, a mi szczęka opadła w dół.
- Na obiad? Dzisiaj? - zapytałam rozglądając się dookoła siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że kilkoro studentów zajęło miejsca na wolnych krzesłach i rozmawiało ze sobą z ożywieniem. Czułam się niezręcznie.
- Tak, a to jakiś problem? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
- Tak, eee to znaczy nie. Tylko dziś nie mogę, mam już plany. - wyjaśniłam, a jego twarz przeszył smutek. Gdyby nie moja wcześniejsza rozmowa z Liamem, że pojadę z nim gdzieś po zajęciach wiem że poszłabym z Louisem na ten obiad.
- A co powiesz na jutro? Chyba kończymy o tej samej godzinie. - zaproponowałam wyjmując wibrujący telefon z tylnej kieszeni spodni.
Louis popatrzył na mnie oczami pełnymi nadziei i radości.
- Stoi. - uśmiechnął się do mnie i nie wiem dlaczego to zrobił, ale poczułam jego ciepłe usta na moim policzku. Odsunęłam się od niego, na co wydał cichy jęk, który tylko ja mogłam usłyszeć.
- Przepraszam, nie powinienem. - szepnął pocierając kark w nerwowym geście.
- Nic się nie stało. - powiedziałam unikając jego wzroku. Było mi głupio, że tak się zachowałam. Telefon przestał wibrować w mojej dłoni.
- Muszę już iść, to do jutra. - powiedziałam i szybkim krokiem oddaliłam się od niego. Spojrzałam w dół, na ekran telefonu. Oczywiście, że Liam zadzwonił. Potrafi sobie chłopak wybrać odpowiedni moment.
Oddzwoniłam.
- Hej mała, ja już czekam na dole. - jego ciepły głos rozbrzmiał w słuchawce przy moim uchu. Uśmiechnęłam się.
- Jasne, już schodzę. - oznajmiłam i gdy się rozłączyłam schowałam telefon do kieszeni. Miałam taką nadzieję, że jednak Chloe i Kate wyszły już z budynku. Ale wcale się nie zdziwiłam widząc je stojące obok drzwi prowadzących do damskiej toalety. Już myślałam, że mnie nie zauważą, ale gdy ich głowy uniosły się w górę wiedziałam, że inkwizycję moich przyjaciółek mam jak w banku.
- Gdzie ty byłaś? - zapytała głośno Chloe prostując się i krzyżując dłonie na piersiach.
- Szukałyśmy cię. - dodała nieco ciszej i mniej oskarżycielskim tonem Kate. Nie miałam pojęcia co im odpowiedzieć. Mogłabym je okłamać i powiedzieć, że koleżanka mnie zatrzymała prosząc o notatki, albo po prostu powiedzieć prawdę. Popatrzyłam na nie po kolei. Chloe, której twarz była niewzruszona i wściekła na mnie zarazem i Kate, która posyłała mi spokojne spojrzenie, które wiedziałam że się zmieni gdy coś powiem.
- Cóż... - opuściłam głowę w dół - Louis mnie zatrzymał. - zdecydowałam się na prawdę. Lepsze to niż kłamstwo, a przecież nie będę własnych przyjaciółek oszukiwać i tak prędzej czy później by się dowiedziały.
Oglądanie ich reakcji było jak oglądanie filmu w zwolnionym tempie. Najpierw zaskoczenie, potem uśmiech na twarzy, a na końcu usta ułożone w wielkie O.
- No co ty?! Opowiadaj. - nakazała Chloe łapiąc mnie pod ramię i ciągnąc w stronę schodów, a potem w dół.
Opowiedziałam im wszystko po kolei rozglądając się wokół siebie, czy może bruneta gdzieś blisko nas nie było. Nie czułabym się z tym komfortowo wiedząc, że chłopak stoi niedaleko nas i patrzy na mnie jak ekscytuję się tym jak mnie zaprosił na... randkę? Mogę to spokojnie nazwać randką? Nie mam pojęcia, ale w sumie idziemy gdzieś razem. W dodatku na obiad. To zdecydowanie randka. A ja nie mam co na siebie włożyć.
- Ale się cieszę, że cię zaprosił. Widać było w sobotę, że ma na ciebie chrapkę, a teraz to zaproszenie. No kochana masz randkę z najprzystojniejszym chłopakiem z naszego roku. - zachwycała się Chloe pchając ciężkie, drewniane drzwi. Miło było wiedzieć, że cieszą się z mojego powodu, aczkolwiek trochę mnie to irytowało.
- Ciekawe jak Liam zareaguje. - powiedziałam dostrzegając jego samochód stojący na parkingu naprzeciwko uczelni.
- Nie mów mu - zagroziła mi Kate - Nie mów, bo się wścieknie. - dodała.
- Dlaczego? Lepiej żeby wiedział, przecież to mój najlepszy przyjaciel. - stanęłam w obronie Liama. Miałam świadomość tego, że jak mu powiem to się wścieknie, ale wolałam aby wiedział to ode mnie niż na przykład jakby nas przyłapał gdzieś na mieście.
- Pamiętasz co ci mówiłam ostatnio? - zapytała Chloe. Zauważyłam, że Liam zbliża się do nas.
Pokręciłam głową nie pamiętając. Ona codziennie mi o czymś opowiada, więc spamiętanie tego nie byłoby takie proste.
- Liam się w tobie zakochał. - przypomniała mi ciszej kątem oka obserwując bruneta zbliżającego się do nas.
- Gadasz głupoty Chloe. - popukałam jej palcem wskazującym po czole.
- Nie, to pra...
- Cześć dziewczyny. - dźwięczny głos Liama doleciał do moich uszu.
- To my się już zbieramy. - zakomunikowała Kate odciągając od nas Chloe, która jeszcze chciała coś dodać do wcześniejszego wątku. Pokręciłam do niej głową i mówiąc do nich bezgłośnie, że napiszę. Chloe ma strasznie trudny charakter, jest uparta jak osioł i nie da sobie niczego wmówić.
- O co jej chodziło? - zapytał Liam chwytając moją dłoń i razem ruszyliśmy w stronę jego samochodu.
- Nie wiem. Chyba się nie wyspała. - odpowiedziałam wymijająco. Nie wiedziałam jak mam mu powiedzieć o mojej jutrzejszej randce z Louisem. Wiedziałam, że się wścieknie. Tak samo było poprzednim razem, gdy zamiast jego, to na myśli miałam Louisa. Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Jak się udała imprezka pidżamowa? - zapytał, gdy odpalił silnik, a ja zapięłam pas bezpieczeństwa.
- Było genialnie. - uśmiechnęłam się przypominając sobie naszą dzisiejszą pobudkę rano. Było ciekawie.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili. Liam popatrzył tylko na mnie z tajemnicza miną, po czym wrócił wzrokiem na drogę.
- Mam rozumieć, że nic mi nie zdradzisz? - zapytałam, choć i tak już znałam odpowiedź.

***

Po mniej więcej godzinnej jeździe Liam w końcu zlitował się nade mną i moimi jękami i w końcu się zatrzymał. Wysiedliśmy z samochodu.
Pogoda dopisywała nam dziś, że zanadto. Majowe powietrze przesiąknięte było ciepłem, a słońce wisiało nad nami wysoko. Popatrzyłam na Liama, który zbliżał się do mnie pewnym krokiem. Okulary przeciwsłoneczne na nosie, biała koszulka opinająca klatkę piersiową, krótkie dżinsy i białe conversy, a do tego wszystkiego ogromy uśmiech którym obdarzał mnie od chwili, gdy tylko wsiadłam do samochodu. Och Liam, gdybyś tylko wiedział co mnie dziś spotkało.
Brunet ujął moją dłoń ciągnąc mnie w stronę wysokiego budynku. Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy na obrzeżach miasta, pośród metalowych, wysokich budynków.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytałam splatając moje place z cienkimi placami Liama. Chłopak posłał mi tylko spojrzenie znad ciemnych okularów i ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. Dla mnie taki uścisk dłoni, zwłaszcza z Liamem oznaczał jedno – dobrze czułam się w jego towarzystwie i nie musiałam niczego przed nim ukrywać. Choć dziurę w moim sercu paliło spotkanie z Louisem, na które byłam na jutro umówiona. Nie miałam pojęcia jak mam to powiedzieć Liamowi, ale myślę, że akurat ten moment nie jest najlepszy na rozmowę tego typu.
Liam zaprowadził mnie do jednego z wysokich budynków. Niby nic specjalnego. Kierowcy jadący akurat droga mogliby pomyśleć, że to zwykłe wraki stojące i czekające na rozbiórkę, ale ja coś czułam że za wysoką bramą kryje się coś więcej niż tylko kupa złomu.
- Pomyślałem, że moglibyśmy się po ścigać. - wyjaśnił tajemniczo Liam, obejmując mnie w talii i przechodząc przez wysokie drzwi, za którymi znajdował się...
- Tor gokartowy! - wykrzyknęłam podekscytowana widząc małe samochodziki ustawione po mojej prawej stronie. Natomiast naprzeciwko nas znajdował się wielki tor, po którym już jakaś dwójka osobników się ścigała.
- Ale super.- nie mogłam ukryć swojej radości związanej z tym miejscem. Liam wiedział, że uwielbiam takie rzeczy i odkąd tylko sięgam pamięcią zawsze chciałam pojeździć takim czymś.
- Od niedawna pracuje tutaj mój kolega, z którego bratem byłem na wymianie w Niemczech. Spotkaliśmy się ostatnio w sklepie i zaproponował, żebym wstąpił do niego i zobaczył jak mu się tutaj pracuje. Więc pomyślałem, dlaczego by nie spróbować?
Od Liama biła taka ogromna radość, widziałam że był podekscytowany, ale chyba mojej ekscytacji nie pobiłby dzisiaj.
- Możemy się przejechać? - zapytałam podchodząc do jednego z samochodzików i dotykając jego kierownicy.
- Naturalnie. - odpowiedział jakiś delikatny, a zarazem męski głos. Podniosłam głowę i zauważyłam jak młody chłopak o jasnym kolorze włosów podchodzi w naszą stronę.
- Cześć Greg. - Liam przywitał się z blondynem uściskiem dłoni. To musiał być ten kolega Liama, o którym przed chwilą mi opowiadał. Miał na sobie niebieski kostium, a nad jego prawą piersią widniała plakietka z imieniem.
- Greg poznaj Maggie, Maggie to Greg. - przedstawił nas sobie mój przyjaciel. Ucisnęłam dłoń chłopaka uśmiechając się szeroko, a te mrugnął do mnie oczkiem. Zachichotałam niczym uczennica, po czym Greg zaprowadził nas do szatni, gdzie mogliśmy się przebrać w podobny kostium do jego.
Ja dostałam czerwony, a Liam czarny. Włożyliśmy nasze osobiste rzeczy do mojej torby, po czym zamknęliśmy ją w jednej z szafek. Liam schował kluczyk do kieszonki na piersi i łapiąc mnie za rękę wyprowadził z szatni.
Podskakiwałam w miejscu, gdy Greg tłumaczył nam co gdzie i jak trzeba przyciskać aby ruszyć do przodu, cofnąć, czy zahamować małym pojazdem.
- Gotowa? - zapytał Liam, gdy zakładaliśmy na głowę po czarnym kasku.
- Jak nigdy wcześniej. - uśmiechnęłam się do niego i z pomocą dłoni Grega, wsiadłam do samochodziku. Blondyn podszedł do samochodu Liama pociągnął za jakiś dziwny kabel z tyłu i jego pojazd zawył gotowy do drogi. Po chwili chłopak zrobił to z moim i także mój pojazd obudził się do życia.
Greg nakierował nas na linie startu skąd mogliśmy ruszyć, a następnie wymachując trzy razy chorągiewką w biało – czarną kratę zakomunikował że możemy ruszać.
Liam wyprzedził mnie o kilka centymetrów, ale ja nie dawałam za wygraną. Powiedziałam sobie, że muszę wyjść zwycięsko w tej walce i pokazać facetom, a zwłaszcza Liamowi że kobiety są lepszymi kierowcami od mężczyzn. Pamiętam tą uwagę Liama, gdy ostatnio dał mi poprowadzić swoje auto. Nie obeszło się od złośliwych uwag na temat mojej taktyki jazdy, dlatego dziś nadszedł ten dzień bym mogła mu pokazać że to babeczki zawsze we wszystkim są lepsze.
Mieliśmy wykonać dziesięć okrążeń. W połowie ósmego okrążenia wyprzedziłam Liama, ale tylko na moment, bo chłopak zaraz znalazł się obok mnie machając mi i wciskając gaz do podłogi, wyprzedził mnie. Wtedy poczułam w sobie taką siłę, moc i odwagę, aby jednak docisnąć gaz do dechy i wygrać z nim ten wyścig. Cały czas w głowie siedziały mi słowa Liama: to faceci są lepsi, i jego wredny śmiech. I wtedy, jak na komendę Liam wpadł w ostrzy zakręt, chyba źle skręcił kierownicą, źle sobie to wykalkulował, ale trudno określić mi to, gdy jestem w innym aucie. Szczęście dla mnie, ponieważ mogłam go wyprzedzić i mknąć ku mecie po zwycięstwo.
- 1 - 0 dla mnie Payne. - mruknęłam pod nosem i wyprzedzając przyjaciela przejechałam linię mety krzycząc na całe gardło z radości.
Wyskoczyłam z pojazdu i skacząc obok niego nie mogłam uwierzyć, że udało mi się pokonać mistrza kierownicy – Liama Payne'a. Brunet kilka sekund później zaparkował obok i obserwował mnie uważnie, jak tańczyłam taniec szczęścia. Wyglądał on mniej więcej także odpychałam i przyciągałam ręce do siebie, a nogi podnosiłam w górę.
Liam nie mógł wytrzymać ze śmiechu i pierwsze co zrobił po wyjściu z samochodziku dołączył do mnie. Musiało to wyglądać bardzo idiotycznie i śmiesznie, bo ochotnicy którzy chcieli pojeździć na torze, stali niedaleko nas za bramkami i patrzyli z otwartymi oczami na nas. Greg, który ocierał policzki od łez śmiechu podszedł do nas i zabrał od nas kaski, gdy przestaliśmy już tańczyć.
- I co koleżko, kto jest lepszym kierowcą? - zapytałam z podniesioną wysoko brodą, gdy szliśmy w stronę szatni, aby się przebrać.
- Muszę przyznać, ale z niechęcią że ty.
- Ha! Wiedziałam! - wykrzyknęłam, gdy Liam wyciągał kluczyk z kieszonki.
- Wygrałaś Mag i muszę przyznać, przeczuwałem że tak będzie. - przyznał, gdy ściągałam z siebie kombinezon.
- A widzisz? - zapytałam z wyższością wyjmując torebkę z szafki.
Razem z Liamem podziękowaliśmy Gregowi, który pochwalił mnie za to, jak dobrze sobie poradziłam, po czym mrugnął do Liama. Coś mi się wydawało, że nasz dzisiejszy „pościg” miał się tak potoczyć i to wszystko było wcześniej zaplanowane.
Wróciliśmy do samochodu bruneta.
- Lubię cię taką roześmianą. - powiedział po odpaleniu silnika samochodu i wyjeżdżając z parkingu.
- A ja lubię ciebie, bo zawsze wiesz co zrobić i gdzie mnie zabrać aby sprawić mi przyjemność. Dziękuję. - odpowiedziałam szczerząc się do niego jak idiotka, a jednocześnie będąc szczęśliwą mając takiego wspaniałego przyjaciela blisko siebie. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek spotkam taką osobę na swojej drodze, która okaże się taka wspaniałomyślna, pomocna, a do tego wszystkiego będzie facetem?
- Pomyślałem, że moglibyśmy zamówić coś na wynos i zjeść albo u mnie albo u ciebie. - powiedział Liam wyrywając mnie z moich myśli.
- Jasne, może u mnie? Mam wolny dom, rodziców nie ma, Zayn też pewnie gdzieś zwiał. - Liam przytaknął i chwilę później mknęliśmy pustą drogą w stronę Londynu.
Postanowiliśmy zamówić pizzę. Zadzwoniłam po drodze do przyjaznej pizzerni, która miała w swoim menu duży wybór, ale zawsze jak mieliśmy z Liamem ochotę na pizzę zamawialiśmy jedną, najprostszą i najsmaczniejszą.
Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, aby kupić coś do picia i coś słodkiego, bo ustaliliśmy że Liam zostanie u mnie na tę noc, ponieważ nie chce mnie zostawiać samej w pustym domu. W sumie zaproponował mi także, żebym spała u niego i zapewniał mnie, że jego rodzice będą prze szczęśliwi widząc mnie u siebie, ale znając wścibskość mamy Liama odmówiłam. Wiedziałam, że zacznie poruszać tematy o których sama chciałabym zapomnieć, a które prześladują mnie po nocach. Jestem pewna, że nie obeszłoby się bez pytania o pewną, znienawidzoną przeze mnie osobę...
- Mówiłaś, że Zayna nie będzie w domu. - bąknął Liam zamykając za sobą drzwi od auta i niosąc w dłoniach duży karton z pizzą.
- Tak myślałam, jego nigdy w ciągu tygodnia nie ma w domu. - odpowiedziałam marszcząc brwi i patrząc na zapalone światła w domu. Coś było nie tak. Zayn nigdy nie przebywał w domu, w środku tygodnia. Jasne, zdziwiłam się widząc go dziś rano, ale spodziewałam się że później już go nie zobaczę. Myliłam się.
Na podjeździe i za domem zebrał się tłum ludzi. W ogóle ich nie znałam, no bo niby skąd. Kręg moich znajomych zmalał odkąd z mojego życia zniknął Adam. Liam idący za mną przyśpieszył kroku i po chwili znalazł się obok mnie. Weszliśmy oboje do domu i to co tam zobaczyliśmy zwaliło mnie z nóg. Dziesiątki osób okupowały mój salon, niektórzy siedzieli, inni stali, a jeszcze inni tańczyli do dudniącej muzyki. Z reklamówkami w rękach i z otwartą buzią przypatrywałam się temu co właśnie się działo w moim domu. Wiedziałam, że to sprawka Zayna, bo kto niby zorganizowałby imprezę w środku tygodnia i w dodatku wtedy gdy nie było rodziców? Tylko mój genialny braciszek i jego kumple. Zostawiając zakupy w przedpokoju ruszyłam w stronę wysokiej wieży ustawionej w salonie. Nacisnęłam przycisk wyłączający, a za moimi plecami rozległ się głośny jęk.
- Co do kur... - jakiś męski głos odezwał się w tłumie.
Nabrałam jak najwięcej powietrza w płuca i powiedziałam głośno i wyraźnie.
- Impreza skończona. - Liam podbiegł do mnie widząc co się dzieje.
Grupa osób siedząca w salonie patrzyła na mnie jak na idiotkę. Dziewczyna siedząc na kolanach jak, mogę się domyślać, swojego chłopaka patrzyła na mnie jak na jakiegoś wyrzutka z pogardą i miną mówiącą: ,, Co ty robisz kretynko?”. Popatrzyłam więc bezczelnie na nią i powiedziałam dobitnie patrząc jej cały czas prosto w oczy.
- Impreza skończona, wypad z mojego domu. - poskutkowało, po chwili reszta ludu zaczęła wynosić się z mojego domu, a mnie serce zaczęło się krajać widząc wielką kałuże jakiegoś śmierdzącego alkoholu na dywanie, rozsypane chipsy i niedopałki papierosów wciśnięte w doniczki z kwiatami. Wiedziałam jedno – muszę zabić Zayna.


____________________________________
Cześć wszystkim!
Rozdział miał być dopiero jutro, ale że jako dziś mam dobry humor postanowiłam wstawić go dziś.
Cieszę się, że napisaliście tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Dziękuję z całego serducha. Fajne jest uczucie mieć świadomość, że robię coś co się innym podoba i to podnosi mnie na duchu i jednocześnie daje motywację do dalszego pisania.
Jeszcze raz dziękuję i życzę Wam miłego piątku i weekendu :)
Następny gdzieś w okolicach wtorku.
Buziaki!

3 komentarze:

  1. O prosze Louis ?! tak coś podejrzewam że to on jest tym co Zayna maltretuje :/
    Liam świetny materiał na chłopaka, niestety.. tylko w opowiadaniach i książkach tak jest !
    Co do imprezki, źle się złożyło. Miałam nadzieje że Liam jej prawde powie co do niej czuje ! Ugh.. czekam na kolejny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze najlepszy !
    ciekawe jak im ten obiad minie *>*/Ada

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! Pisz dalej ♥

    OdpowiedzUsuń